32-letni Michał Haratyk nie w był gronie faworytów do medali podczas ME Rzym 2024. Polak dostał się do konkursu głównego w pchnięciu kulą z dziesiątym wynikiem. Jednak finałowe zmagania otworzył swoim najlepszym w sezonie wynikiem 20,94 m. Jak się później okazało, ta próba dała mu brązowy medal (więcej tutaj).
Po zakończeniu konkursu Haratyk przeszedł rutynową kontrolę dopingową, a następnie uczestniczył w ceremonii dekoracji. Ta została zaplanowana bardzo późno, bo po godz. 23:30 w pobliżu głównej areny, czyli Stadionu Olimpijskiego w Rzymie.
Haratyk przyznał wówczas, że był bardzo zmęczony. - Jak się przygotowywałem do tego startu? Wczoraj nigdzie nie wychodziłem, na dodatek nie mogłem spać, może trzy godziny i to nad ranem. Przespałem się chwilę po obiedzie i to wszystko - mówił dziennikarzom (więcej tutaj).
ZOBACZ WIDEO: Zachwyty nad urodą Joanny Jóźwik. "Moje osiągnięcia są sprawą drugorzędną?"
Nasz lekkoatleta miał zatem nadzieję, że zaraz po ceremonii dekoracji będzie mógł po prostu położyć się w swoim pokoju. Tymczasem jak dowiedziała się Interia, Haratyk miał problem z powrotem do hotelu. Organizatorzy zapomnieli bowiem o brązowym medaliście w pchnięciu kulą.
Wobec powyższego Polak musiał działać na własną rękę. Do hotelu dotarł nie dzięki transportowi, o który powinni zadbać organizatorzy, ale dzięki kierowcy Ubera.
Nie jest tajemnicą, że uczestnicy mistrzostw Europy narzekają na organizację. Transport nie został dobrze przygotowany. Do tego gdy w pierwszym dniu zawodów w Rzymie panowały upały, w strefie mieszanej brakowało wody.
Czytaj także:
Iga Świątek znów mistrzynią Rolanda Garrosa! Nokaut w finale
Czesi mają kolejne talenty. Historyczny finał Rolanda Garrosa