Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Dopiero pod koniec czerwca oficjalnie otrzymała pani zgodę na reprezentowanie Polski, a już teraz razem z resztą kadry szykuje się pani do wyjazdu na igrzyska olimpijskie do Paryża. Jest pani gotowa?
Maria Żodzik, reprezentantka Polski w skoku wzwyż: Przede wszystkim bardzo się cieszę i chciałabym podziękować Polsce za tak miłe przyjęcie. To mój dom i znakomicie się tutaj czuję. Choć obywatelstwo otrzymałam dopiero w tym roku, to od razu mogłam liczyć na duże wsparcie. Mam już własnych sponsorów i bardzo dobre warunki do trenowania. Nie pozostaje mi nic innego niż odwdzięczyć się w czasie igrzysk.
Jak na informację o zmianie barw narodowych zareagowali pani znajomi z Białorusi? Domyślam się, że nie wszyscy popierali pani decyzję.
Sama jestem zdziwiona, bo praktycznie w ogóle nie spotkałam się z krytyką. Większość znajomych bardzo mi gratulowała tej decyzji i deklarowała, że wciąż będzie mi kibicować. Jestem naprawdę szczęśliwa i mam przekonanie, że Polska to moje miejsce na ziemi.
Pamiętam, że gdy rozmawialiśmy w lutym, to porozumiewała się pani w języku polskim mniej płynnie niż teraz. Chodzi pani na lekcje polskiego?
Nie muszę, bo cały czas przebywam z Polakami i uczę się języka w praktyce. Z rozumieniem już od dłuższego czasu nie mam żadnego problemu, ale wciąż mam obawy przed mówieniem w tym języku. Być może wynika to jednak z tego, że jestem introwertykiem i po prostu nie lubię dużo gadać. Od zawsze znacznie lepiej wychodzi mi słuchanie. Spędzam jednak sporo czasu, by mówić jeszcze płynniej, a jedna z metod działa całkiem dobrze.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Zawodnicy i zawodniczki już po ślubowaniu. Humory dopisywały
Co dokładnie ma pani na myśli?
Zaczęłam czytać książki po polsku i staram się codziennie spędzić choćby kilka chwil, by obyć się z językiem. Nie są to oczywiście specjalistyczne publikacje, ale coś, co oprócz możliwości nauki, mocno mnie odpręża.
To znaczy?
Czytam mnóstwo romansów. Może to banalne książki, ale ja lubię tę formę odprężenia po treningach i wykładach na uczelni. Obecnie to moja główna rozrywka.
Przyzwyczaiła się już pani do dużego zainteresowania mediów? Jest pani jedną z większych nadziei w lekkoatletyce.
Tak jak powiedziałam, jestem introwertykiem i chyba nigdy nie będę się czuć swobodnie podczas wywiadów. Dużo lepiej odnajduję się na stadionie lekkoatletycznym podczas zawodów. Widzę jednak, że ludzie wokół mnie są bardzo życzliwi.
Ze względu na obowiązkową karencję związaną ze zmianą barw narodowych nie mogła pani wystąpić na niedawnych mistrzostwach Europy w Rzymie. To będzie miało wpływ na pani formę w Paryżu?
Ogólnie bardzo brakuje mi startów międzynarodowych. Przez trzy lata nie miałam możliwości rywalizować z najlepszymi zawodniczkami na świecie i to na pewno nie jest dla mnie dobre. Od początku tego roku sporo startowałam, ale tak naprawdę tylko w Polsce, bo przez niepewną sytuację związaną z moją przynależnością państwową nie mogłam startować w najważniejszych mitingach.
Czy to oznacza, że dodatkowo stresuje się pani występem podczas igrzysk?
Na szczęście nie przeżywam tego zbyt mocno. Mam nadzieję, że to się nie zmieni, gdy dołączę do reszty zawodników w wiosce olimpijskiej. Widzę, że w tym roku zrobiłam spory postęp, a treningi przynoszą efekty. W Białymstoku mam świetną grupę treningową i doskonale bawimy się podczas zajęć. Wszyscy mnie wspierają, a ja wiem, że stać mnie na dobry wynik.
Po przyjeździe do Polski zaczynała pani od pracy w restauracji McDonald's. Czy może pani powiedzieć, że po ponad roku jest już na zupełnie innym etapie życia?
Faktycznie przeszłam długą drogę, ale cieszę się, że byłam cierpliwa. Teraz skupiam się jednak tylko na tym, by dalej rozwijać swoją karierę. Wciąż sporo mam do poprawienia, ale najważniejsze, że nie muszę się martwić o warunki do życia i treningów. Tegoroczne przygotowania były bardzo udane i nie miałam na co narzekać.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Mniej pieniędzy na reprezentację
Komisja Ligi poszła Legii na rękę