Jeszcze miesiąc temu Rebeccę Cheptegei można było oglądać podczas rywalizacji na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Reprezentantka Ugandy wzięła udział w maratonie, który zakończyła na 44. miejscu.
Zawodniczka po powrocie z Francji udała się do Kenii, ponieważ tam się wyprowadziła. Tam też miała lepsze warunki do treningów. Nikt jednak nie spodziewał się tego, co wydarzy się na początku września.
W poniedziałek (2 września) została przyjęta do szpitala z licznymi poparzeniami ciała (nawet w 75 procentach). Z raportów policyjnych wynika, że padła ofiarą swojego byłego chłopaka. Ten dopuścił się karygodnego czynu.
Z ustaleń śledczych wynika, że Cheptegei została zaatakowana przez byłego wybranka swojego serca, który oblał ją benzyną i podpalił. Rozpoczęła się walka o życie olimpijki. W czwartek (5 września) BBC poinformowało, że jej życia nie udało się uratować.
"Raport złożony przez lokalnego administratora twierdził, że sportsmenka i jej były partner kłócili się o kawałek ziemi. Policja twierdzi, że trwa dochodzenie" - piszą brytyjscy dziennikarze o śmierci 33-latki.
Co warte zaznaczenia, były chłopak Cheptegei również trafił do szpitala, lecz z mniej poważnymi oparzeniami. Jego życiu nic nie zagraża.
Cheptegei w maratonach startowała ponad 10 lat. Na swoim koncie miała zwycięstwo w biegu w Padwie i wiele miejsc na podium. Jej rekord życiowy na tym dystansie to 2:22:47.
Zobacz także:
US Open. Jest reakcja na skandal. "Nie próbowałam jej upokorzyć"
"Niewiarygodne". Szkocka legenda zaskoczona decyzją Szczęsnego