Od oskarżenia o doping, po 4 mln dolarów odszkodowania. Powell na Narodowym

Jedną z największych gwiazd Memoriału Kamili Skolimowskiej, który w sobotę (12 września) odbędzie się na Stadionie Narodowym, jest Asafa Powell. Jamajczyk przed rokiem przeżył dramat.

- Kiedy dowiedziałem się o tym, że w moim organizmie wykryto środek dopingowy, poczułem, jakby zmarł ktoś z moich bliskich. To trudna do wytłumaczenia tragedia. Jeżeli ktoś tego nie przeżył, nie zrozumie, o czym mówię - w taki sposób Asafa Powell tłumaczył swoje samopoczucie po dyskwalifikacji, którą na niego nałożono w 2013 roku za stosowanie oxilofriny.

[ad=rectangle]

Wiara pomogła

Jamajczyk doskonale wie, o czym mówi. Przeżył śmierć dwóch swoich braci - Michael został zastrzelony w 2002 roku w taksówce w Nowym Jorku, a rok później Vaughn doznał ataku serca podczas meczu futbolu amerykańskiego. W 2007 roku wujek Powella, Corey Reid, został pchnięty nożem. Zmarł w szpitalu.

- Jestem bardzo religijnym człowiekiem - mówił były rekordzista świata w biegu na 100 metrów po ogłoszeniu, że w jego krwi wykryto niedozwolony środek. - Wiara pomogła mi przetrwać trudne chwile rodzinne. Teraz też sobie dam radę.

Doping u Powella wykryto w czerwcu 2013 roku. Nałożono 18-miesięczną dyskwalifikację. Jamajczyk miał wrócić do sportu dopiero w grudniu 2014 roku. - Zastanawiałem się nad zakończeniem kariery - zdradził. - Brak startów to jedno, strata zaufania kibiców to gorsze. Jak miałem im spojrzeć w oczy? Przecież zostałem uznany za "koksiarza".

Kiedy opadł kurz, Powell rozpoczął walkę. - O moje dobre imię - zapowiedział. Udowodnił przed sądem, że zakazany środek znalazł się w organizmie bez jego wiedzy. Oxilofrina była w składzie jednej z odżywek, którą oficjalnie stosował. Nie było o tym informacji na etykiecie. Produkt dostarczyła mu znana firma Dynamic Life Nutrition.

- Sportowiec jest niewinny. Nie mógł wiedzieć, iż w składzie stosowanej odżywki jest środek zakazany. Winę ponosi tylko i wyłącznie producent - sąd nie miał wątpliwości.

4 miliony dolarów odszkodowania

Powell w końcu podpisał ugodę z firmą Nutrition (nieoficjalnie mówi się, że jako zadośćuczynienie uzyskał aż 4 miliony dolarów) i wrócił na bieżnię. Jego dyskwalifikacja została skrócona. Oczyszczono go z wszelkich zarzutów. - Piękna chwila, warto dla takich żyć - mówił były rekordzista świata. - Sprawiedliwość triumfuje. Nie miałem wątpliwości, że jestem niewinny, jednak były chwile zwątpienia. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że mimo wyroku uniewinniającego, dla wielu pewnie na zawsze zostanę osobą, która stosuje doping.

Najlepszy okres kariery Powella przypadł na lata 2005-2008. Wtedy był rekordzistą świata na 100 metrów (najpierw z czasem 9,77 s, potem 9,74 s). Potem nadeszła era Usaina Bolta... Co ciekawe, Jamajczyk nie ma zbyt wielu medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata na koncie. Podczas niedawno zakończonych mistrzostw w Pekinie zajął dopiero piąte miejsce. Jedyne dwa złote medale zawdzięcza sztafecie 4x100 m (2009 i 2015). Podczas igrzysk olimpijskich w Atenach (2004) i Pekinie (2008) zajął piąte miejsce, w Londynie (2012) był dopiero ósmy.

- Myślę o Rio de Janeiro, chciałbym podczas tych igrzysk w końcu wywalczyć medal. Byłoby to wspaniałe zakończenie mojej kariery - podkreśla 33-letni sportowiec. - Do tej pory nie trafiałem z formą na najbardziej prestiżowe zawody.

W Polsce nikt tak szybko nie biegał

Powell bardzo często przyjeżdża do Polski. W latach 2006-2009 aż czterokrotnie startował w zawodach Pedro's Cup. W ostatniej edycji osiągnął doskonały czas - 9,82 s. Do tej pory to najszybsza "setka" osiągnięta w naszym kraju.

- Polska to świetny kraj - podkreśla Jamajczyk. - Pogoda nie zawsze mnie rozpieszcza, jestem przyzwyczajony do upałów, a zdarzało się, że startowałem tutaj w deszczu. Jednak zaangażowani kibice i doskonała organizacja mi to rekompensują.

W zeszłym roku w Lotto Warszawskim Memoriale Kamili Skolimowskiej głównym bohaterem był Usain Bolt. Tym razem Jamajczyk odmówił przyjazdu, bowiem po MŚ w Pekinie zakończył tegoroczne starty. Żartował w rozmowie z organizatorami, że nie zamierza przyjeżdżać do Warszawy, bo i tak nie przebije popularności Pawła Fajdka. Przypomnijmy, że przed rokiem nasz zawodnik pobił podczas Memoriału rekord Polski w rzucie młotem. Zrobił to tuż przed startem sprinterów. - Miałem wrażenie, że wszyscy kibice zajmują się tylko Fajdkiem, na mnie nikt nie zwracał uwagi - śmiał się Bolt. - Gość rzucił kawałkiem żelaza i stał się bohaterem.

Oprócz Powella na tegoroczny Memoriał przyjadą między innymi: Maria Kuchina, Hansle Parchment, Bohdan Bondarenko, Shawnacy Barber czy Joe Kovacs. Nie zabraknie oczywiście polskich zawodników, którzy tak udanie wystartowali podczas ostatnich MŚ w Pekinie. Zapowiadają się zawody na najwyższym poziomie. Kto wie, może Powell pokusi się o pobicie swojego rekordu na naszej ziemi z 2009 roku.

Komentarze (0)