Trudno powiedzieć, czy Michael Johnson na stadion w Rio De Janeiro przyjeżdżał z myślą, że może stracić rekord świata. Raczej nie. Przecież od lat jeździł po stadionach i nie znalazł nikogo, kto mógłby się zbliżyć do kosmicznego czasu 43.18. Najbliżej byli Jeremy Wariner w 2007 (43,45) i Wayde van Niekerk w 2015 (43,48). Najbliżej nie znaczy jednak blisko.
Johnson patrzył więc z niedowierzaniem, jak teraz Van Niekerk, facet z ósmego toru, biegnie w tempie absolutnie zawrotnym. Gdy dziennikarze spytali Amerykanina o wynik zawodnika z RPA (43,03), odparł krótko: "Masakra".
W tym czasie do zawodnika starała się dostać starsza pani o siwych włosach, ale ochroniarze uznali ją za szaloną staruszkę i na wszelki wypadek zagrodzili drogę. Przecież tak nie wygląda trener lekkiej atletyki! Dopiero przedstawiciele południowoafrykańskiej federacji wyjaśnili pracownikom ochrony, że wbrew pozorom - wygląda.
A potem dopadła do zawodnika i się wyściskali. Bez słów. To od niej wszystko się zaczęło. Anna Botha, dziś 75-letnia trenerka, zobaczyła go na Uniwersytecie i z utalentowanego chłopca zrobiła prawdziwego potwora. Zawodnika, który już jest w historii, a po przejściu na emeryturę Usaina Bolt, może stać się kimś więcej - ikoną. Mistrzostwa Świata w Londynie to idealna okazja na zmianę warty.
ZOBACZ WIDEO Malwina Kopron: Z sezonu na sezon będę dokładać kolejne metry (WIDEO)
Kariera Van Niekerka nie jest przypadkowa. Talent odziedziczył po matce, Odessie Krause. Ci, którzy pamiętają ją jeszcze jako dojrzewającą dziewczynę, mówili, że "rozpalała bieżnię", że "oto dziewczyna, która biega jak koń". To był komplement. Odessa nigdy jednak się nie przebiła. Może dlatego, że jako czarnoskóra zawodniczka, startowała w czasach segregacji rasowej, gdy RPA były wykluczone z większości imprez międzynarodowych - taka kara za stworzenie "raju białych".
Wayde urodził się w 1992 roku. 10 dni później jego ojczyzna po raz pierwszy po ponad 20 latach zawieszenia, wróciła na igrzyska, zaś 6 sierpnia Amerykanin Quincy Watts zdobył złoto na 400 metrów ze świetnym wynikiem 43,50.
Wayde w tym czasie walczył o życie. Urodził się, gdy Odessa była w 29 tygodniu ciąży i jak później mówiono, "ważył kilogram i był niewiele większy od męskiej dłoni". Było spore ryzyko, że będzie na zawsze inwalidą.
- Od początku się spieszył, chciał być najszybszy - śmieje się Odessa, opowiadając o narodzinach syna.
Wayde korzystał ze sportowych genów. Jako 11-latek został mistrzem kraju w swojej kategorii wiekowej. Był świetny w krykieta, skakał wzwyż, uprawiał rugby.
Pierwszym jego trenerem był ojczym Steven Swarts. Wayde miał dwa domy. Nazwisko nosi po biologicznym ojcu. Wayne Van Niekerk również uprawiał sport, ale na poziomie amatorskim. Od 12. roku życia chłopiec mieszkał jednak w Johannesburgu z mamą. Stamtąd przeniósł się do Bloemfontein, do prowincji Free State, gdzie dostał się na ekonomię na tamtejszym uniwersytecie. I to właśnie tam trafił na Ans Bothę, trenerkę, która czekała na niego całe życie.
Chyba z wzajemnością. - Ona nie traktuje nas jak sportowców albo jak ludzi. Postrzega nas jak swoje dzieci - mówił Wayde, który sam poprosił "Ciocię Ans" o wspólne treningi.
- To był dla mnie zaszczyt, ale trochę i niepokój, bo to była ogromna odpowiedzialność. Zapowiadał się na zawodnika klasy światowej - mówi pani trener.
Współpracują od 2012 roku. Skala postępu jest niezwykła.
Kwiecień 2013 to 45,99 s., a więc bez szału, ale już rok później pobił 30-letni rekord prowincji i zszedł poniżej 45 sekund (44,92). W lipcu 2015 roku jako 11. człowiek w historii przebiegł dystans 400 metrów poniżej 44 sekund. 43,96 to wynik fantastyczny, ale Wayde się nim nie zadowolił. Dwa miesiące później pobiegł w Pekinie 43,48 i zdobył oczywiście złoty medal mistrzostw świata. To był 6. wynik w historii biegów. Przed nimi byli już tylko Jeremy Wariner, Harry "Butch" Reynolds i Michael Johnson (3 wyniki).
14 sierpnia 2016 roku wstrząsnął światem lekkiej atletyki. Wynik 43,03 pokazuje, że kolejna bariera jest tuż, tuż.
Takie rzeczy się pamięta...