"Obok leżał chłopiec, nie miał nóg, umierał". Wstrząsające wspomnienia medalisty MŚ w Londynie

PAP/EPA / PAP/EPA/FRANCK ROBICHON / Majd Eddin Ghazal sprawił sensację podczas MŚ w lekkiej atletyce.
PAP/EPA / PAP/EPA/FRANCK ROBICHON / Majd Eddin Ghazal sprawił sensację podczas MŚ w lekkiej atletyce.

Brązowy medal mistrzostw świata w lekkiej atletyce wywalczony przez Majda Eddina Ghazala trzeba traktować w kategorii sensacji. Sportowiec trenujący w kraju, gdzie trwa wojna domowa i gdzie zginęło ponad 330 tys. ludzi, wdarł się do historii sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

To największa sensacja zakończonych w niedzielę (13 sierpnia) mistrzostw świata w lekkiej atletyce. Majd Eddin Ghazal wywalczył brązowy medal w konkursie skoku wzwyż. 30-letni Syryjczyk osiągnął co prawda dość przeciętną wysokość (229 cm), ale przy słabym poziomie zawodów wystarczyło to do życiowego sukcesu. To był już piąty start Ghazala w mistrzostwach świata. Do tej pory ani razu nie zdołał przebrnąć nawet przez eliminacje. A jedyne medale, które otrzymywał, przywoził z zawodów rozgrywanych w Azji.

Bomby spadły tuż obok

Do wymarzonych igrzysk w Londynie 2012 pozostawało zaledwie kilka dni. Majd Eddin Ghazal miał już w domu paszport z ważną wizą, bilet lotniczy, był prawie spakowany. To był jego przedostatni trening na stadionie w Damaszku, stolicy Syrii. W 2008 roku co prawda zadebiutował podczas IO w Pekinie, ale to był nieudany start. Zjadła go trema. Teraz liczył na więcej. W końcu skakał przecież wyżej. Aż o 8 cm wyżej. - Przyjechałem na rowerze, na sesję poranną - wspominał sportowiec w rozmowie z dziennikarzem AFP. - Potem miałem wrócić do domu, zjeść obiad, zdrzemnąć się, odpocząć i wieczorem pojawić się na stadionie ostatni raz. Cieszyłem się na te igrzyska, byłem w formie.

Nagle... - Rozciągałem się na bieżni, kiedy mimo słuchawek w uszach i dość głośnej muzyki, usłyszałem przeraźliwy ryk nadlatujących samolotów - przyznał. - Nie zdążyłem nawet podnieść głowy, a poczułem, że ziemia się trzęsie. Ze ścian stadionu posypał się tynk, a ja poczułem w brzuchu dziwne wibracje. Nie wiedziałem, co się dzieje.

Okolice stadionu zostały zbombardowane. Kilkadziesiąt metrów od bieżni, na której trenował Ghazal spadły pociski. Zabiły kilkaset osób, zburzyły kilka budynków, zniszczyły drogi - żłobiąc w nich potężne dziury. - Przerwałem rozgrzewkę, wypadłem przed stadion, rozejrzałem się dookoła i po raz pierwszy poczułem na własnej skórze, co to znaczy wojna - powiedział. - Obok mnie leżał mały chłopiec. Nie miał nóg, krwawił z okolic głowy, umierał. W jednej sekundzie sport zszedł na drugi plan.

ZOBACZ WIDEO Kamila Lićwinko: Pierwszy raz w życiu wygrałam sama ze sobą

Przez miesiąc nie wychodził z domu

Mimo tego traumatycznego wydarzenia Ghazal pojechał - jak gdyby nigdy nic - na igrzyska w Londynie. Był totalnie rozbity, ale nie miał wyjścia. - Rząd nakazał nam, sportowcom, jechać na igrzyska - stwierdził. - Nie dla medali, ale by pokazać, że mimo wojny trzymamy się mocno i jesteśmy silni. Przypadła mi nawet rola chorążego. Jednak gdy niosłem flagę mojej ukochanej ojczyzny podczas ceremonii otwarcia, przed oczami miałem tego umierającego chłopca, którego widziałem w Damaszku.

Syryjczyk zajął odległe 28. miejsce, odpadł w kwalifikacjach. Zaliczył zaledwie 2,16 m. Aż o 12 centymetrów mniej niż skoczył rok wcześniej w Japonii, podczas mistrzostw Azji. - Nie byłem w stanie się skoncentrować - tłumaczył dziennikarzom na konferencji prasowej. - Zrozumcie mnie, mój ból. Nawet sobie nie wyobrażacie, co się dzieje w moim kraju. Tego nie da się opisać słowami.

Rzeczywiście. Ghazal ma na myśli wojnę, w której wg nieoficjalnych danych międzynarodowych obserwatorów zginęło już ponad 330 tysięcy ludzi. Syryjski lekkoatleta obserwuje ją z bliska. Codziennie. Od ponad sześciu lat (powstanie przeciw reżimowi Baszszara al-Asada rozpoczęło się w marcu 2011 roku).

- Sporo trenuję w Damaszku, mimo działań wojennych - opowiedział dziennikarzowi oficjalnego portalu Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF). - Widzę, co się dzieje na ulicach. Czasami jest źle, czasami lepiej. Pamiętam, jak po powrocie z zawodów międzynarodowych przez miesiąc nie mogłem wyjść z domu. Siedziałem cały czas w czterech ścianach. Każde wyjście na ulicę groziło śmiercią. Było tak niebezpiecznie. Nadal jest niebezpiecznie.

Traktują go jak uchodźcę

Ghazal nigdy nie staje po żadnej ze stron konfliktu. Ani nie popiera wyraźnie prezydenta al-Asada, ani jego opozycji. Chociaż wiadomo, że jako znany sportowiec musi służyć obecnie rządzącym. Przecież za pieniądze syryjskiego rządu wyjeżdża na obozy zagraniczne (głównie do Rosji i Hiszpanii), mityngi, mistrzostwa różnego szczebla. W Syrii jest zatrudniony jako nauczyciel wychowania fizycznego. - Nie mam jednak czasu, aby wychowywać młodzież - przyznał. - Zajmuje się swoją karierą.

A to zajęcie czasochłonne. Ghazal nie współpracuje z lekarzem, masażystą, fizjoterapeutą. Szczególnie to widać podczas tych najbardziej prestiżowych zawodów. - Po eliminacjach chętnie oddałbym się w ręce masażysty, wypoczął. Nic z tego - żałuje.

Poza tym Syryjczyk musi sam sobie załatwiać sprawy organizacyjne. Aby wyjechać z Syrii do krajów głównie Europy potrzebuje ważnych wiz. Trenuje też często w stolicy Libanu, Bejrucie. Bo z tego miasta jest mu łatwiej o połączenia lotnicze do Europy. Z Damaszku byłoby to często niemożliwe. - Jestem w stałym kontakcie z ambasadami w różnych państwach - stwierdził. - Nie zawsze jest łatwo zdobyć dokumenty. Zazwyczaj to droga przez mękę.

Ghazal często jest traktowany przez nieznających się na sporcie urzędników, jako... uchodźca. Nie pojechał na jeden z mityngów Diamentowej Ligi. Powód? - Dostałem odmowę wizy, bo wedle oceny ambasady mógłbym szukać azylu politycznego - opowiedział.

W Londynie na mistrzostwach świata wystąpił dzięki półrocznej wizie, którą otrzymał w Hiszpanii. Na podstawie tego dokumentu mógł bez problemów przylecieć do Londynu. I wywalczyć brązowy medal MŚ. - Największy sukces w mojej karierze - opisywał na gorąco, tuż po zakończeniu konkursu.

Miał grać w NBA

30-letni Syryjczyk zaczynał od sportów zespołowych: piłki nożnej i koszykówki. - Trenerzy mówili nawet, że mogę dostać się w przyszłości do NBA - wspomniał. - Jako nastolatek bardzo szybko przebiłem granicę 185 cm wzrostu.

Ostatecznie zatrzymał się na 193 cm. Ojciec zaprowadził go na stadion lekkoatletyczny. I tam już został. Próbował swoich sił w biegach średniodystansowych, sprintach, skoku w dal. - Czułem jednak, że to nie jest moje powołanie - przyznał.

W końcu oddał swój pierwszy skok wzwyż. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Od 2007 roku, kiedy zadebiutował na arenie międzynarodowej, robił z roku na rok postępy. W 2011 roku skoczył 228 cm i fachowcy przewidywali mu wielką karierę. Niestety, właśnie wtedy w Syrii wybuchła wojna. Ghazal przestał się rozwijać. Aż do 2015 roku nie mógł pobić swojego rekordu. Skakał w granicach 216-221 cm. Bardzo słabo.

- Często zmieniali mi się trenerzy, nie było stabilizacji - mówił.

W końcu trafił na Imada Sarraja. - Moja technika była zawsze na wysokim poziomie. Sarraj zmienił natomiast mój trening kondycyjny, ogólnorozwojowy. Nie spodziewałem się rewolucji, ale nagle zacząłem skakać o wiele wyżej - przyznał.

Przełomem okazało się 231 cm uzyskanych podczas MŚ żołnierzy w Korei Południowej, w 2015 roku. Rok później został wicemistrzem Azji oraz zajął wysoką, siódmą lokatę podczas igrzysk w Rio de Janeiro. W tym samym roku, w Pekinie, skoczył 236 cm. Tym samym udowodnił, że należy do ścisłej czołówki. - Uwierzyłem, że mogę walczyć o medale w najważniejszych zawodach świata - powiedział.

Jego imię oznacza w języku syryjskim "chwałę". I tę chwałę właśnie osiągnął. Czy medal MŚ coś zmieni w jego życiu? - Jak skoczyłem 236 cm w Pekinie, to zgłosił się do mnie przedstawiciel Nike i zaproponował kontrakt sponsorski - wspominał w jednym z wywiadów. - Ucieszyłem się ogromnie, liczyłem, że te pieniądze pomogą mi w karierze. Kiedy się jednak okazało, że ja mam tylko paszport syryjski, firma wycofała się z pomocy. Tak, jakby przestraszyła się, iż będzie wspierać zawodnika z kraju, gdzie jest wojna.

Teraz będzie podobnie? Brązowy medal MŚ nic nie zmieni w życiu Ghazala? Wróci do Damaszku i między kolejnymi bombardowaniami będzie próbował trenować? Oby jednak coś w jego życiu się zmieniło.

Źródło artykułu: