Tomasz Skrzypczyński: Niemożliwe nie istnieje (komentarz)

PAP/EPA / FACUNDO ARRIZABALAGA  / Na zdjęciu: Jakub Krzewina
PAP/EPA / FACUNDO ARRIZABALAGA / Na zdjęciu: Jakub Krzewina

To nie miało prawa się wydarzyć, a jednak się wydarzyło. Lisowczycy na nowo podbili serca kibiców i zostawili w szoku cały świat. Mistrzostwo świata, rekord świata, USA ogląda nasze plecy. Niemożliwe nie istnieje.

Niedziela była dla nas. To, co ostatniego dnia halowych mistrzostw świata w Birmingham zrobili polscy lekkoatleci przejdzie do historii.

Najpierw Marcin Lewandowski, który po profesorsku wywalczył srebro na 1500 metrów. Następnie Aniołki Matusińskiego, czyli żeńska sztafeta 4x400 metrów, która dobiegła w finale na trzeciej pozycji, ale z powodu dyskwalifikacji Jamajek stanęła ostatecznie na drugim stopniu podium. Nie zawiódł też Piotr Lisek, brązowy medalista konkursu skoku o tyczce.

Ale cały show skradli oni.

Brakuje słów na to, czego dokonała drużyna Józefa Lisowskiego w finale sztafety mężczyzn. Gdy po półfinale Jakub Krzewina mówił, że Polacy są tak mocni aby pobić i tak wyśrubowany już rekord Polski (3:02,97), nie wierzyłem mu. Cieszyłem się z jego pewności siebie, ale w duchu myślałem, że charakterny sprinter z Kruszwicy trochę gra z kibicami.

Nie, to nie była gra. To, czego dokonał właśnie on na ostatniej zmianie, zapisze się w historii polskiego sportu. Przez lata telewizja karmiła nas scenami z 2001 roku, gdy na ostatniej prostej Robert Maćkowiak wyprzedził reprezentanta USA i doprowadził sztafetę do złota HMŚ w Lizbonie. Wydawało się, że coś takiego już się nie powtórzy.

Już nie trzeba wracać do historii. Pięknej, ale historii. Nową napisał wraz z kolegami Krzewina, który wyprzedził na ostatnich metrach Vernona Norwooda i wbiegł na metę jako pierwszy, sprawiając sensację w skali światowej. Taką samą sensacją był ich wynik - 3.01:77 to nowy halowy rekord świata, w co trudno było uwierzyć i tak do końca nie wierzymy nadal.

Dokonała tego DRUŻYNA, w każdym znaczeniu tego słowa. Karol Zalewski, Rafał Omelko i Krzewina dali z siebie wszystko, a Łukasz Krawczuk jeszcze więcej. Jak ujawnił będący na miejscu Marek Plawgo, po swojej zmianie Krawczuk zwymiotował ze zmęczenia. Brutalność konkurencji, ale tylko tak zdobywa się złote medale.

Kilka miesięcy temu wspomniany już Robert Maćkowiak mówił w jednym z wywiadów, że mimo szacunku do obecnej ekipy, on i jego koledzy pewnie łyknęliby nowych Lisowczyków na śniadanie, z czym w sumie trudno było się spierać. Ekipa z przełomu wieków dla wielu była niedościgniona.

Po wielu latach posuchy i w czasach gdy na liczenie medalowych szans wystarczyła jedna dłoń, oni potrafili nawiązać walkę z największymi. Mimo kolejnych pokoleń i medali trudno było oczekiwać, że będziemy w stanie jeszcze walczyć z USA. A jednak.

Niemożliwe nie istnieje.

ZOBACZ WIDEO Adam Kszczot mógł nie lecieć na mistrzostwa. Do startu przekonała go żona

Komentarze (4)
avatar
Robert Flont
5.03.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Jako były młody sportowiec jestem bardzo DUMNY z halowych wyników POLAKÓW w Anglii,w której mieszkam od 20 LAT 
avatar
Tomasz Korzeniowski
4.03.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Bo Polska to dumny naród , potrafi wygrywać , nawet gdy inni myślą inaczej. 
avatar
panda25
4.03.2018
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Tak na spokojnie i trochę z przymrużeniem oka - Norwood nieładnie się zachowywał na ostatnich metrach. Widać było, że celowo zbiega w prawo, blokując tor Krzewinie. Ale dzisiaj nie było na Pola Czytaj całość
avatar
--iki--
4.03.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Mackowiak dostal od losu bardzo wazna lekcje - lepiej nie gadac za wiele bo potem moze życia nei starczyć na tlumaczenie i przepraszanie. Patrzac po czasach to obecny sklad polkna ich jak kraze Czytaj całość