Najwybitniejsza polska lekkoatletka zmarła w piątek. Miała 72 lata. Polski sport stracił największą legendę i najbardziej utytułowaną zawodniczkę w historii. - To bardzo, bardzo smutna wiadomość i ogromna strata dla naszego środowiska sportowego. Nie tylko ze względu na siedem medali olimpijskich, ale - może nawet przede wszystkim - przez jej podejście do życia i zaangażowanie - napisał na Facebooku Adam Małysz.
Irena Szewińska od lat pomagała polskim sportowcom. Była członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i wiceprezesem PKOl. - Mimo, że od jakiegoś czasu walczyła z chorobą, zawsze pogodna, zawsze blisko najważniejszych wydarzeń sportowych. Choć sama tak utytułowana, nie szczędziła wsparcia i życzliwości innym reprezentantom Polski. Doskonale wiedziała, ile pracy i wyrzeczeń wymagają sukcesy sportowe, więc jak nikt potrafiła docenić te osiągnięcia - dodał Małysz.
Polski skoczek z rąk Ireny Szewińskiej odbierał medal podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver w 2010 roku. - Z przyjemnością wręczała medale naszym reprezentantom na kolejnych igrzyskach. A krążków olimpijskich dla skoczków narciarskich było całkiem sporo. Ja miałem ten zaszczyt stojąc na podium w Vancouver. W Pjongczag przeżywaliśmy ceremonię medalową już oboje jako oficjele. Tym większy żal po stracie tak wyjątkowej osoby - zakończył Małysz.
Irena Szewińska w swojej karierze zdobyła trzy złote, dwa srebrne i dwa brązowe medale olimpijskie - wszystkie w latach 1964-1976. Poza tym pobiła aż dziesięć rekordów świata: na 100, 200 i 400 metrów, oraz 4x100 metrów. Zmarła w piątek.
ZOBACZ WIDEO Rosja nie ustrzegła się błędów przy organizacji. "Kibice nie mieli szans, żeby znaleźć nocleg"