[tag=3997]
[/tag]Irena Szewińska zmarła w piątek po długiej walce z nowotworem. Najwybitniejsza polska lekkoatletka miała 72 lata. W swojej sportowej karierze zdobyła między innymi siedem medali olimpijskich, dziesięć razy biła rekord świata. - Z ogromnym bólem dowiedziałem się o śmierci Ireny Szewińskiej, tym bardziej, że w świeżej pamięci mam nasze spotkanie na Pikniku Olimpijskim, gdzie ja czytałem Apel Olimpijski, a ona otwierała imprezę - mówi nam Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski, trzykrotny mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy w chodzie sportowym.
Irena Szewińska była prawdziwą legendą i wzorem do naśladowania dla wielu sportowców. - Gdy byłem dzieckiem interesującym się sportem, Irena Szewińska była dla mnie osobą z innego, wielkiego świata. Graliśmy w piłkę jak Lubański czy Lato, ale to Irena Szewińska była symbolem szybkości, sukcesu i mistrzostwa - wspomina były lekkoatleta.
Robert Korzeniowski jest wdzięczny Irenie Szewińskiej za wsparcie, jakie udzieliła mu po kontrowersyjnej dyskwalifikacji za nieprawidłowy chód na igrzyskach olimpijskich w 1992 roku w Barcelonie. - Gdy byłem już wyczynowym sportowcem, na poziomie olimpijskim i moja przygoda w Barcelonie tak fatalnie się zakończyła dyskwalifikacją przed samą bramą stadionu, pani Irena bardzo walczyła o to, bym otrzymał jakiekolwiek stypendium z Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, bardzo za mną stała. Ja z kolei stałem za nią w pierwszych wyborach, gdy startowała na prezesa PZLA - przypomina.
Były sportowiec z ogromnym szacunkiem wypowiada się o Irenie Szewińskiej, choć nie zawsze zgadzał się z jej zdaniem. - Była też trudnym partnerem. Gdy miała przekonanie do swoich racji, to wielokrotnie dochodziło między nami do bardzo twórczej niezgody - zdradza.
Po zakończeniu sportowej kariery Irena Szewińska działała w krajowych i międzynarodowych organizacjach sportowych. Zasiadała między innymi w Zarządzie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, w latach 1997-2009 będąc jego prezesem. - To była wielka dama, która uważała, że jest zobowiązana, by po swojej karierze zawodniczej, pełnić misję wobec lekkiej atletyki, sportu i społeczeństwa. W zasadzie do samego końca tę misję realizowała. Była spełnionym sportowcem, a po zakończeniu kariery codziennie spełniała się dalej - komentuje Korzeniowski.
- Gdy przestałem być zawodnikiem, wielokrotnie współpracowaliśmy na wielu polach. Pamiętam wspólne wystąpienia na Kongresie IAAF czy wspólne podróże do Paryża przed dwoma laty, gdzie spotkaliśmy się z wicemer Paryża. Pani Anne Hidalgo darzyła Irenę Szewińską i jej historię olimpijską wielką estymą - podkreśla czterokrotny mistrz olimpijski.
Irena Szewińska w czasie swojej sportowej kariery była jedną z największych gwiazd. Wzbudzała też ogromne zainteresowanie już po odwieszeniu butów na kółek. - Widziałem, jak świat w wielu sytuacjach był "irenocentryczny". Gdy pojawiała się Irena Szewińska, powszechnie liczono się z jej zdaniem. To dawało też olbrzymie atuty samej Polsce. Gdy występowaliśmy po prawa do imprez czy gdy trzeba było odwoływać się do arbitraży, to Irena Szewińska zawsze była pierwsza na linii frontu - mówi.
- Najpiękniejsze wspomnienie? Radość, gdy wręczała mi medal olimpijski w Sydney i wspólne cieszenie się z niego. Taka szczera serdeczność była dla mnie bardzo ważna. Irena Szewińska nie była osobą, która bardzo wylewnie wyrażała swoje uczucia. Potrafiła koncentrować na sobie uwagę, ale wiedziała też, jak przekierować uwagę na osobę, która jej potrzebowała. Gdy na olimpijskim podium honorowała mnie wielka mistrzyni, to był szczególny moment. Irena Szewińska wręczała mi też ostatni medal olimpijski w Atenach - kończy Robert Korzeniowski.
piekne slowa.
Teraz. A wczesniej pewnie pani Irena wybaczyla panu niefortunne wypowiedzi i niefortunne demonstracje w dniu uznanym przez pana za niefortunny.
Tera Czytaj całość