Świetny czas lekkoatletyki w Polsce. A może być jeszcze lepiej

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic

Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku reprezentacja Polski w lekkiej atletyce potrafiła wrócić z mistrzostw Europy bez złotego medalu, a z MŚ tylko z jednym miejscem na podium. Teraz jesteśmy w tym sporcie potęgą i możemy nią być jeszcze długo.

Amsterdam, Belgrad, Londyn, Birmingham, Berlin. Pięć lekkoatletycznych imprez z rzędu, pięć sukcesów reprezentacji Polski. Czy to mistrzostwa Europy czy mistrzostwa świata, czy w hali czy na otwartym stadionie, Biało-Czerwoni na każdej z nich prezentowali się rewelacyjnie.

Zakończone w niedzielę mistrzostwa Starego Kontynentu tylko utwierdziły nas w przekonaniu, że jesteśmy europejską potęgą w królowej sportu. 12 miejsc na podium, drugie miejsce w klasyfikacji medalowej, trzecie w punktowej i aż 33 miejsca w finałach.

Co najistotniejsze, wiele wskazuje na to, że w kolejnych latach sytuacja wcale nie musi być gorsza. Skąd nagle taki wykwit zdolności i duża liczba lekkoatletów, którzy w wielu konkurencjach nie mają sobie równych?

- Przepis na sukces? Konsekwentna praca, dobra organizacja i właściwi ludzie. Do tego świetni trenerzy, wspaniali zawodnicy i dobrze zorganizowany związek - mówi nam konkretnie wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, Tomasz Majewski. I ma rację, bo nie liczy się jedynie znalezienie utalentowanego zawodnika. Trzeba mu pomóc i stworzyć odpowiednie warunki.

ZOBACZ WIDEO Paulina Guba uciszyła stadion w Berlinie. "To było bezcenne!"

Chociaż istnieje teoria, że treningi w ciężkich warunkach wyrabiają charakter. Monika Pyrek, wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy przekonuje, że gdyby teraz jej dziecko miałoby trenować w takich salach i przebierać w obskurnych szatniach jak musiała ona, nigdy nie otrzymałoby na to od niej zgody. Mimo momentami ekstremalnych warunków Polka osiągnęła sukces. Jednak ona sama wie, jakim odbyło się to kosztem. Podobnie jak Anita Włodarczyk, której treningi pod mostem stały się kiedyś symbolem obrazu szkolenia w naszym kraju. To już jednak przeszłość.

Sytuacja w królowej sportu w Polsce poprawiła się. Najlepsi lekkoatleci nie są już pozostawieni sami sobie, a historie takie, jak rekordzisty Polski na 400 m Tomasza Czubaka, który zakończył karierę i podjął się pracy w Straży Pożarnej, trudno już znaleźć.

Coraz większa liczba zawodników ma zagwarantowane zagraniczne obozy, odpowiednią opiekę i możliwość treningów w sprzyjających warunkach. I co najważniejsze, pod opieką znakomitych szkoleniowców. Bo co jak co, ale polscy trenerzy lekkiej atletyki są nie gorszą wizytówką od samych sportowców.

- W Polsce zawsze była dobra i mądra myśl szkoleniowa. Nasi trenerzy już wiele lat temu wyjeżdżali za granicę, to od nich uczyli się inni, m.in. Francuzi skoku o tyczce. Dawaliśmy wiele inspiracji innym i zawsze prezentowaliśmy wysoki poziom - przekonuje wiceprezes PZLA, Sebastian Chmara.

Były halowy mistrz świata w siedmioboju nie ma jednak wątpliwości, że sukcesów nie byłoby bez pieniędzy. Te gwarantują sponsorzy oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki, które dzięki osobie byłego lekkoatlety, ministra Witolda Bańki coraz mocniej wspiera związek.

- Teraz mamy bardzo optymalne warunki, jeśli chodzi o finansowanie tego szkolenia. Mam na myśli przede wszystkim o pieniądze z ministerstwa sportu. To jest podstawa, każdy związek olimpijski na tym bazuje i to gwarantuje zawodnikom optymalne przygotowanie - ocenia Chmara.

Jego słowa potwierdza minister sportu. W rozmowie z Polskim Radiem zdradził: - Mamy rekordowy budżet, bo w tym roku PZLA otrzymał od MSiT 38 mln zł. W 2015 roku było to 29 mln. To duży wzrost. Chcemy, żeby ta progresja była cały czas - przekonuje Bańka.

- W przypadku naszego związku sponsorzy odgrywają wielką rolę. Mam na myśli przede wszystkim PKN Orlen, firmy Nestle, 4F czy Toyotę. To pokazuje, że jesteśmy godnym partnerem do współpracy, oni nam ufają, inwestują w nas pieniądze, a my jesteśmy w stanie godnie się odwdzięczyć takimi występami jak w Berlinie - dodaje Chmara.

Inwestycje w szkolenie to jedno, inwestycja finansowa w portfele zawodników to drugie. Wieloletni sponsor lekkoatletyki, PKN Orlen, ogłosił przed ME, że lista zawodników będących pod ich opieką, zwiększyła się do 20 nazwisk. Teraz na stypendia mogą liczyć m.in. Piotr Lisek, Maria Andrejczyk, Jakub Krzewina czy Angelika Cichocka. Dzięki umowie nie muszą się martwić o swoje finanse, nawet w przypadku poważnej kontuzji mają zagwarantowaną pomoc.

- To nie jest nasze ostatnie słowo. Mam nadzieję, że zawarte z tymi sportowcami umowy stypendialne, które oprócz tego, że dadzą im nowe możliwości i zapewnią poczucie bezpieczeństwa, pomogą także w przygotowaniach do igrzysk olimpijskich, bo Tokio 2020 to nasz wspólny kierunek - mówił w trakcie oficjalnej konferencji prasowej Daniel Obajtek, prezes PKN ORLEN S.A.

Sytuacja nie jest więc najgorsza, a ma być tylko lepiej. Wspomniany już program team100, wspierający finansowo najmłodszych i najbardziej utalentowanych, działa znakomicie. Pojawiają się też takie inicjatywy jak fundacja "Skok w marzenia" cytowanej już Moniki Pyrek, dbającej o rozwój i pomoc najmłodszym. Gorszy nie chce być związek.

- Już pięć lat temu uruchomiliśmy akcję "Lekkoatletyka dla każdego", ale na jej owoce musimy jeszcze poczekać, bo w tym momencie jest skierowana do dzieci ze szkół podstawowych - ujawnia Chmara. Na pewno jednak już teraz może cieszyć fakt, że minimum na wielkie imprezy wypełnia coraz większa liczba młodych lekkoatletów, potrafi awansować do finału swojej konkurencji, a także zdobyć medal.
W składzie reprezentacji na mistrzostwa Europy pojawiło się wielu zawodników, którym jeszcze daleko do optymalnego wieku dla sportowca. To nie przeszkodziło im w zajęciu w Niemczech wysokich pozycji.

22-letnia Klaudia Kardasz (pchnięcie kulą) w Berlinie była czwarta, 21-letni Mateusz Borkowski (800m) również wylądował tuż poza podium, a jego rówieśnik Konrad Bukowiecki (pchnięcie kulą) zdobył srebrny medal. Na początku swojej drogi wciąż są także Justyna Święty-Ersetić (400 m, dwa złote medale), Karol Zalewski (400m, 4. w finale) czy Patryk Dobek (400 m/p, 5. pozycja).

I choć co jakiś czas w Polski Związek Lekkiej Atletyki uderza afera (Chula Vista, Włodarczyk vs Bukowiecki, sprawa Marceliny Witek) i nie brakuje problemów, zwłaszcza na niższych szczeblach, sytuacja w tej dyscyplinie sportu w Polsce wydaje się być ustabilizowana. - Oczywiście nie brakuje trudniejszych sytuacji i nieporozumień, ale najważniejsze by nad tym zapanować i budować klimat. Zawodnicy muszą czuć, że mają opiekę, a ci którzy dają pieniądze, że ich wkład jest odpowiednio wykorzystywany - podsumowuje Chmara.

Źródło artykułu: