30 stycznia nominację Komisji Rady Europy ds. WADA (CAMAHA) na szefa światowej agencji otrzymał Witold Bańka. Polski minister sportu ma za sobą wiele argumentów. M.in. pracę w Komitecie Wykonawczym WADA, dobrze ocenianą, polską ustawę ds. zwalczania dopingu oraz fakt, że na początku listopada 2019 w Katowicach odbędzie się Światowa Konferencja Antydopingowa, podczas której przez aklamację zostanie ogłoszony nowy szef tej organizacji.
Wcześniej, bo już w maju 2019, poznamy tego kandydata. I na 99,9 proc. będzie to Bańka. Za swoją pracę w WADA będzie mógł - po raz pierwszy w historii - pobierać wynagrodzenie. - Do 100 tysięcy franków szwajcarskich (WADA jest zarejestrowana w Szwajcarii - przyp. red.) rocznie - przyznał podczas rozmowy w Radiu Zet.
Do tej pory szefowie WADA sprawowali swoją funkcję bez wynagrodzenia, za darmo. Zwracano im tylko koszty, np. podróży. Bańka nie będzie mógł też sprawować funkcji rządowej (akurat zakończy swoją kadencję sejm), ale już na przykład będzie mógł być posłem.
ZOBACZ WIDEO Prezes PKN Orlen uspokaja kibiców. "Nie wycofamy się ze sponsoringu sportu"
System runął jak domek z kart
WADA powstała w lutym 1999 roku. Mija właśnie 20 lat. Jedno jest pewne: nie udało się wygrać z dopingiem. Doping jak był, tak jest. I ma się całkiem dobrze. Mimo to, że przez ten czas wydano na walkę ze sportowymi oszustami prawie miliard dolarów.
Kiedy w 2005 roku ogłaszano rozpoczęcie systemu ADAMS (Anti-Doping Administration & Management System, czyli system zarządzania i administracji antydopingowej), wielu wieszczyło koniec dopingowych oszustów. Przecież każdy sportowiec musi się regularnie "spowiadać", gdzie obecnie przebywa i co robi. Pełna inwigilacja. Nie da się niczego ukryć. Jeżeli znikasz choćby na chwilę i nie dajesz znaku życia, WADA może oskarżyć cię o oszustwo. To nie wszystko. WADA wprowadziła specjalne pojemniki do badania próbek moczu i krwi, które miały gwarantować bezpieczeństwo pobranego materiału. Produkuje je jedna firma na świecie, ze Szwajcarii. Pojemniki miały być "nie do otwarcia" przez oszustów.
Każdy, kto widział dokument "Ikar" (tutaj przeczytasz więcej o tym filmie >>), doskonale wie, że cały ten system runął jak domek z kart. Były szef rosyjskiego laboratorium WADA - Grigorij Rodczenko - opowiedział przed kamerą, jak podczas igrzysk olimpijskich w Soczi Rosjanie wykradali pojemniki, otwierali je, podmieniali próbki i odkładali z powrotem do lodówki. Tak, że kontrolerzy WADA nie mieli pojęcia o całym procederze. Słynne szwajcarskie pojemniki nie pomogły. A i system ADAMS da się obejść. To nie jest aż takie trudne.
WADA ma problemy
Upadek tych dwóch gwarantów czystości w sporcie spowodował wielki kryzys WADA. Chyba największy od 1998 roku, kiedy to w wyniku różnych afer (fiolki z hormonem wzrostu w bagażach chińskich pływaczek, kolejne kulisy systemu dopingowego w NRD czy to, co się stało wokół Tour de France) postanowiono na poważnie zająć się sportowymi oszustami i powołano właśnie... Światową Agencję Antydopingową.
Agencja prowadzona obecnie przez Craiga Reedie pogubiła się. Choćby we wrześniu 2018 roku przywróciła moskiewskiemu laboratorium antydopingowemu (temu samemu, w którym przez lata fałszowano wyniki badań) akredytację. Mimo mocnego sprzeciwu ze strony obserwatorów, ale i samych sportowców. Mimo tego, że Rosjanie nie przekazali swojego archiwum (zrobili to dopiero 9 stycznia 2019 tłumacząc się problemami technicznymi).
WADA ma też inne problemy: merytoryczne (jest ciągle kilka kroków za oszustami, którzy stosują często niewykrywalny w danym momencie doping), strukturalne (w wielu sytuacjach podejmowanie strategicznych decyzji jest zbyt ospałe, albo w ogóle niemożliwe) oraz wizerunkowe (zbyt częsta skłonność do kompromisów).
Świadomość tych wszystkich kłopotów ma sam Bańka. W Radiu Zet mówił: - WADA jest w sporym kryzysie. Brakuje odpowiedniej komunikacji, szacunku do sportowców i transparentności w wydatkowaniu środków finansowych. Jest sporo do poprawy.
Jest również problem finansowy. Budżet tej agencji składa się z wpłat państw zaangażowanych w system antydopingowy oraz Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Przed rokiem wyniósł 34 miliony dolarów. Z jednej strony, to sporo. Z drugiej, WADA czuje się zależna od "darczyńców" i to widać po wielu decyzjach.
Trudne zadanie przed Bańką
Polski minister sportu do tej pory dał się poznać jako zwolennik twardej walki z dopingiem. Zdaje sobie jednocześnie sprawę, że zabawa w "kotka i myszkę" nigdy się nie skończy i zawsze będzie grupa oszustów, która wybierze drogę na skróty. Dzięki temu nie jest traktowany jako szaleniec, który chce kar śmierci za wpadki dopingowe. Ma więc łatwiej. Każdy chce z nim rozmawiać, nie zamknął sobie drzwi.
Czytaj także: Bańka kandydatem na szefa WADA. Morawiecki i Boniek składają gratulacje >>
Mimo to czeka go ciężka praca. Musi przede wszystkim odbudować zaufanie do WADA. Powinien przekonać ponownie sportowców, że warto zaufać systemowi antydopingowemu. To najważniejsze.
- Problem w tym, że jest zbyt wielu ludzi, którzy nie chcą, aby to wszystko sprawnie działało - przyznał w jednym z wywiadów Richard Pound, pierwszy szef WADA.
Sportowcy i ich dążenie do medali i rekordów, firmy farmaceutyczne, politycy, presja kibiców, ale i czające się w tle niewyobrażalne pieniądze. To wszystko komplikuje sprawę. Bańka zostanie rzucony na głęboką wodę i będzie musiał sobie poradzić. Jeżeli mu się uda, przejdzie do historii.