Sceny były znakomite. Kilkudziesięciu Biało-Czerwonych wskoczyło na podium, a kiedy kapitan kadry Marcin Lewandowski dostał puchar, na ramionach do góry podnieśli go Kszczot i Damian Czykier. Później Polacy zrobili jeszcze radosną rundę honorową, bo powód do świętowania był zacny - pierwszy raz w historii wygraliśmy DME.
Plawgo: To Wunderteam na miarę naszych czasów -->
Nasi zwycięstwami zakończyli dziesięć z czterdziestu konkurencji. Komplet punktów zgarnął też Kszczot, choć rywale postawili mu twarde warunki. Polak na początku prowadził bieg, ale na 250 metrów przed metą dał się zaskoczyć przeciwnikom. - Powinienem być wówczas wysunięty pół ciała do drugiego toru i to zabiegłoby takiemu przebiegowi zdarzeń. Ostatnie 150 metrów miałem jednak bardzo mocne. Mogę śmiało powiedzieć, że biegłem 0,8-1 sekund szybciej od rywali, a to różnica klas - wyjaśnia.
Nasz zawodnik zaznacza, ze przy takiej formie, jak w niedzielę, pokonałby przeciwników także w innych konfiguracjach taktycznych. - Cieszę się, że rozgrywka wyglądała akurat tak, bo brakowało mi mocniejszego pobiegania z przodu. Świetnie, że miałem okazję wystąpić w takim sprawdzianie przed polską publicznością, która świetnie dokładała się zarówno do występu mojego, jak i wszystkich kolegów z kadry. Taki doping niesie - mówi Kszczot.
Maria Andrejczyk wraca do formy -->
I zapowiada: - Jestem ciągle zmęczony po zgrupowaniu w Szwajcarii, ale owoce niedługo będą moje. Cieszę się, że trening oddaje i powoli pokazuję pazurki. Poza tym niesamowite jest, kiedy Polska w Europie znów rozdaje karty. Mam tak wspaniałych kolegów w drużynie, że serce rośnie.
Autor na Twitterze:
ZOBACZ WIDEO Tokio 2020. Dziennikarze WP SportoweFakty wskazali kluczowy element, który zadecydował o awansie. "Niby prosta rzecz"
tak naprawde liczy sie niewielu Polaków.
A wsrod nich jest Kszczot,
Ten stale niezawodny Kszczot.
Ten sam, ktoremu Władza
ludowa (suwerenow Czytaj całość