Nie takiej decyzji ze strony sądu w Szwajcarii spodziewała się dwukrotna mistrzyni olimpijska na 800 metrów. Jej walka z władzami World Athletics (wcześniej IAAF) trwa od lat - reprezentantka RPA domagała się możliwości startów bez obniżania poziomu testosteronu.
W ubiegłym roku Trybunał Arbitrażowy w Lozannie odrzucił apelację reprezentantki RPA, co miało skutkować wykluczeniem biegaczki z imprez, gdyby ta nie zastosowała się do wprowadzonego wówczas regulaminu IAAF ws. zawodniczek cierpiących na hiperandrogenizm i startujących na dystansach od 400 metrów do 1 mili.
Kilka tygodni później szwajcarski sąd najwyższy ogłosił, że przyjął apelację Caster Semenyi i wydał decyzję zawieszającą regulamin wprowadzony przez IAAF. Był to jednak chwilowy sukces.
ZOBACZ WIDEO: US Open. Dyskwalifikacja Djokovicia. Czy Wojciech Fibak podjąłby inną decyzję? "Regulamin jest restrykcyjny"
Szwajcarski sąd najwyższy ostatecznie odrzucił jednak apelację zawodniczki. Co to oznacza? Jeśli Caster Semenya chce występować na międzynarodowych imprezach, mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich, będzie musiała obniżyć poziom testosteronu w swoim organizmie.
Według najnowszych przepisów u biegaczek startujących na dystansach od 400 m do 1 mili, poziom testosteronu nie będzie mógł przekroczyć 5 nanomoli na litr.
Kontrowersyjna biegaczka przekonuje od lat, że jest szykanowana przez władze Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych.
- Gdybym mogła porównać moje życie, porównałabym je z Jezusem. Zostałam ukrzyżowana, wyzywali mnie z imienia i nazwiska, wytykając co zrobiłam - przekonywała.
Eksperci uważają jednak, że podwyższony poziom testosteronu daje jej przewagę w rywalizacji z innymi biegaczkami.
Marek Wawrzynowski: Kadra potrzebuje nowego Beenhakkera. Czytaj wiecej--->>>
Bardzo cenne zwycięstwo reprezentacji Polski do lat 21! Czytaj więcej--->>>