HME Toruń 2021. Zmiany u Joanny Jóźwik. Będzie wielki powrót?

Getty Images / Na zdjęciu: Joanna Jóźwik
Getty Images / Na zdjęciu: Joanna Jóźwik

Najpierw był nieoczekiwany sukces i trzy lata radości. Cztery kolejne były już jednak pasmem problemów. Joanna Jóźwik, jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich lekkoatletek, wreszcie wraca. I stać ją na medal Halowych Mistrzostw Europy.

W tym artykule dowiesz się o:

To było cierpienie. Kilkadziesiąt miesięcy walki, ale nie z rywalkami. Dla niej największym przeciwnikiem były kontuzje. Zwłaszcza niezaleczony uraz biodra, którego ból doprowadzał ją do bezsenności i uczucia bólu 24 godziny na dobę. Przez ponad trzy lata Joanna Jóźwik nie była w stanie wrócić do docelowej formy.

Ale w końcu wróciła. Jakby ktoś zdecydował - kończysz 30 lat i rozpoczynasz nowy etap, w którym wszystko zależy tylko od ciebie.

Ból i łzy

- Bolało mnie tak, że budziłam się w nocy. Nie mogłam spać, nie mogłam leżeć na boku. Biodro dawało o sobie znać przy każdym ruchu. Chodzenie? Z bólem. Siedzenie? Z bólem - tak mówiła po mistrzostwach Europy w Berlinie w 2018 roku. Jednej z wielu imprez, na którą nie pojechała.

A jeszcze rok wcześniej, na mistrzostwach świata w Londynie rzuciła do polskich dziennikarzy: "W Berlinie będzie złoto!". Chciała pozytywnie zakończyć smutny wywiad, w którym tłumaczyła się z braku awansu do finału 800 metrów. Po chwili jednak żal znów wyparł optymizm. Prosto po wyjściu ze stadionu kupiła bilet powrotny do Polski. Stracone marzenia, noc przepłakana.

Ale do Berlina nie pojechała, nie zdołała też wywalczyć minimum na mistrzostwa świata w Dosze. Od igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro Joanna Jóźwik nie pojawiła się w finale żadnej międzynarodowej imprezy. Owacje spotkały ją tylko raz, gdy zimą 2017 roku pobiła w Toruniu halowy rekord Polski na 800 m (1:59,29 s).

Oprócz tego miesiące mniejszych lub większych niepowodzeń, gdy pojawiające się nadzieje na powrót brutalnie weryfikowała rzeczywistość. Brutalnie, bo wcześniej zdążyła nas przyzwyczaić, że na największych imprezach można liczyć na jej walkę o medale.

Bo choć w Rio de Janeiro medalu nie było, spisała się tam bardzo dobrze i z nowym rekordem życiowym zajęła piąte miejsce w finale. Rok wcześniej była też w finale mistrzostw świata w Pekinie. Do tego wysokie miejsca w Mistrzostwach Europy - halowych i na otwartym stadionie.

"To niszczyło mnie psychicznie"

A pojawiła się jakby znikąd. Polacy pokochali ją nie tylko za sensacyjny medal na mistrzostwach Europy w Zurychu (2014), ale za szczerość i wrażliwość pokazaną przed kamerami. Jej łzy szczęścia mogą wzruszać do dziś, tym bardziej że mogła być to ostatnia tak duża impreza w jej karierze.

Zurych był jej deadlinem. Gdyby tam nie było sukcesu, Jóźwik zrezygnowałaby ze sportu i postawiła na naukę.

- Nie miałam stypendium, oszczędności szybko poszły. I tak: studia nie idą, bieganie nie idzie, złapałam kontuzję, nie mam z czego żyć. Myślę sobie: "Jezus Maria, co ja mam ze sobą zrobić!". Dwa dni przepłakałam. Byłam kompletnie załamana. Dałam sobie wtedy deadline: Zurych. Jeśli nic się nie ruszy, to rzucam sport i idę na studia, które dadzą mi fajną pracę - mówiła WP SportoweFakty.

Do historii przeszły jej opowieści o wymuszonej przez brak funduszy diecie, czyli bułkach ze słoikiem dżemu starczającym na siedem dni. Brązowy medal ME wszystko zmienił. Jóźwik stała się rozpoznawalna, pasowała do bycia jednej z twarzy polskiej lekkoatletyki.

Swoje robiły też media społecznościowe, gdzie szybko zyskała tysiące nowych fanów. I choć chciała pozostać zwykłą dziewczyną z Kępi Zaleszańskich, szybko zrozumiała, że sukces przynosi też wrogów. O ciemnych stronach popularności ufna i szczera biegaczka przekonała się bardzo szybko.

Gdy w lutym 2015 roku nie pochwaliła Agnieszki Radwańskiej za jej odważną sesję zdjęciową dla magazynu "Sports Ilustrated", internet aż huczał. - Bardzo mi się te zdjęcia nie podobały. Masakra! Nie pokazała całej nagości, ale miały podtekst seksualny - powiedziała Jóźwik, która potem tłumaczyła się, że artykuł nie był przez nią autoryzowany.

Hejt wylał się jednak szerokim strumieniem. - Tak z grubsza to czytałam o sobie że jestem zerem i Agnieszce nie dorastam do pięt. To był mój pierwszy raz z hejtem, kompletnie się rozpadłam. To zniszczyło mnie psychicznie - wspominała po latach. Minął rok i lekkoatletka znów musiała zmierzyć się z ostrymi opiniami kibiców, tym razem z zagranicy.

Na igrzyskach w Rio de Janeiro Jóźwik wypowiedziała się nt. zawodniczek z podwyższonym poziomem testosteronu, m.in. Caster Semenyi. Według Polki rywalizacja z nimi nie była sprawiedliwa.

- Trzy zawodniczki, które były na podium, wzbudzają bardzo dużo kontrowersji. Nie ukrywam, że dla mnie to też jest trochę dziwne. Koleżanki mają po prostu bardzo wysoki poziom testosteronu, podobny do męskiego, dlatego wyglądają, jak wyglądają i biegają tak, jak biegają. Cieszę się, że dobiegłam do mety jako druga biała - powiedziała, a jej słowa były cytowane nie tylko przez polskie media.

- Dostałam wówczas mnóstwo wiadomości, zwłaszcza z Wielkiej Brytanii i RPA. Czytałam, że "dzieci będą się za mnie wstydzić", ludzie życzyli mi śmierci. Było tego bardzo dużo. Wypowiedziałam się wówczas w sposób bardzo zły i tego żałuję - oceniała już po fakcie.

I przez długi czas ludzie przypominali sobie o bardzo młodej wciąż lekkoatletce przede wszystkim przy okazji spraw dotyczących testosteronu i Caster Semenyi. Problemy ze zdrowiem pozwalały jej być blisko wielkiego sportu tylko gdy zapraszano ją do studia telewizyjnego przy okazji lekkoatletycznych imprez, ale w roli ekspertki.

Duże zmiany - duży powrót?

W 2019 roku w jej życiu doszło do poważnych zmian. Jóźwik, choć nie obyło się bez zamieszania i problemów z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, zmieniła trenera i rozpoczęła współpracę z Jakubem Ogonowskim. I choć nie zdążyła z minimum na Doha, to już w ubiegłym roku wreszcie zaświeciło słońce.

Na mistrzostwach Polski we Włocławku zdobyła złoty medal. Szczerze przyznawała, że po tak długiej przerwie od startów od nowa uczy się biegać, a do uzyskania naprawdę dobrej formy potrzebuje czasu. Przełożenia igrzysk olimpijskich na 2021 rok było więc dla niej korzystne.

I tegoroczny sezon halowy pokazuje, że nauka zawsze była jej mocną stroną. Na niedawnym mityngu Copernicus Cup uzyskała bardzo dobry czas 2:00,42 s, który jest trzecim najlepszym wynikiem na europejskich listach. Tym samym po raz pierwszy od lat Joanna Jóźwik wróci do miana polskiej kandydatki do medalu na międzynarodowej imprezie, czyli Halowych Mistrzostwach Europy (4-7 marca).

- To już jest inna Asia, wesoła i rezolutna, taka jak ją pamiętamy - mówi nam Marek Plawgo, były medalista mistrzostw świata i mistrzostw Europy w biegu na 400 metrów przez płotki. - Rozmawiałem z nią i ona jest zbudowana nie tyle swoimi wynikami, ale że udało się jej przepracować na sto procent cały okres przygotowawczy. I ona dobrze wie, że podczas HME może poprawić swój najlepszy w tym sezonie rezultat. 2:00,42 s to nie jest jej sufit.

Plawgo, który podczas HME będzie ekspertem i komentatorem stacji TVP Sport zwraca uwagę na odważne zmiany Jóźwik: - Wielki wpływ na Asię miały dwie sprawy - podjęcie współpracy z profesorem Janem Blecharzem i zmiana trenera na Jakuba Ogonowskiego. I o ile efekty pracy z psychologiem mogą przyjść szybko, to w przypadku nowego szkoleniowca potrzebny jest czas. To jest często nauka od nowa, próba wykorzystania potencjału, który jest wielki. Dlatego jeszcze ostatni sezon nie był tak dobry, ale teraz widać, że Asia wraca.

Nasz rozmówca dobrze wie, jak przedłużające się problemy zdrowotne mogą wpłynąć na kondycję psychiczną: - To, że wszystko zaczęło się wreszcie układać, to dla niej wielka ulga, bo te wszystkie problemy zdrowotne na pewno ją przytłoczyły. W takiej sytuacji brakuje radości, każdy kolejny trening wydaje się coraz trudniejszy. Na pewno duży kamień spadł jej z serca.

Granerud zakażony. Co z polskimi skoczkami? Czytaj więcej--->>>
Piotr Woźniacki: Iga Świątek już jest legendą. Czytaj więcej--->>>

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to może być rekord świata. Co on zrobił przy wyrzucie z autu?!

Źródło artykułu: