- Teraz one są prawie przywiązane do naszych rąk. Ty było tak, że przylatujemy na MŚ w Londynie, a naszych tyczek nie ma. Liniom lotniczym też na tym zależało, aby to znaleźć. Stanęli na wysokości zadania i następnego dnia się znalazły. Mam nadzieję, że takiej sytuacji nie będzie w Tokio - opowiada Piotr Lisek, polski tyczkarz.