Pokonała raka i zagra w Londynie, czyli niezwykły rok Eleonory Lo Bianco (wideo)
- Dlaczego? - to pytanie Eleonora Lo Bianco zadawała sobie często, gdy w wieku 30 lat zdiagnozowano u niej raka. Kapitan reprezentacji Włoch pewnie do tej pory nie znalazła odpowiedzi na to pytanie. Ale miała w sobie tak wiele sił, aby dać zdecydowaną odpowiedź chorobie. Popularna Leo wygrała najtrudniejszą batalię w swoim życiu i już w przyszłym roku zobaczymy ją na igrzyskach olimpijskich.
Anna Jawor
Listopad 2010. Japonia. Trwają mistrzostwa świat siatkarek, reprezentacja Włoch nie rozgrywa najlepszego turnieju i żegna się z marzeniami o medalu. Okazuje się jednak, że brak miejsca na podium nie jest największym zmartwieniem Włoszek. W tym samym czasie najważniejsze starcie w życiu rozpoczyna Eleonora Lo Bianco.
Koszmar
Leo podczas pobytu w Japonii zauważyła niepokojącą zmianę na piersi. Wiedziała, co to może oznaczać, ale postanowiła dograć turniej do końca. Swoje pierwsze kroki po powrocie z Kraju Kwitnącej Wiśni skierowała do Europejskiego Instytutu Onkologii w Mediolanie. Przeszła tam badania, diagnoza nie była optymistyczna - nowotwór złośliwy piersi. - Lekarze byli taktowni, ale nie ukrywali nic przede mną. Powiedzieli, że jest mnóstwo hipotez od najłagodniejszej, że można guz usunąć operacyjnie, do najstraszniejszej, iż mogą być przerzuty - wspomniała tamte chwile jedna z najlepszych rozgrywających świata. Na zabieg musiała czekać pięć dni. - Koszmar.
Na sali operacyjnej Lo Bianco zaczęła odczuwać lęk, że trzeba będzie usunąć wszystkie węzły chłonne, co było równoznaczne z przekreśleniem marzeń o powrocie na parkiet, do gry w siatkówkę, którą tak kocha. Na szczęście aż tak ogromna ingerencja chirurgiczna nie była potrzebna.
- Po operacji miałam zapaść. Nie spodziewałam się tego. Ogarnął mnie przeraźliwy strach, którego nie mogłam zrozumieć - zdradziła. Siły do dalszej walki dały jej słowa kobiety spotkanej w szpitalu, która po raz drugi zmagała się z rakiem piersi. - Musisz jak najszybciej wrócić do normalnego życia.
Lo Bianco rzuciła się w wir leczenia. Przez 15 dni dojeżdżała z Bergamo do Mediolanu na wyczerpującą radioterapię. Następnie przeszła terapię hormonalną, po której jej organizm zaczął wariować. - Moje ciało było jak szalone. Najpierw ból, później uderzenia gorąca, zmiany nastrojów. Byłam inną osobą - stwierdziła. Nie potrafiła jednak długo usiedzieć w jednym miejscu. Szybko pojawiała się na siłowni. Nie mogła podnosić ramienia, więc zaczęła jeździć na rowerze i robić "brzuszki".
Kapitan reprezentacji Włoch postanowiła potraktować swoją chorobę, jak kolejny pojedynek, których tak wiele przecież w swoim życiu wygrała. - Zdecydowałam, że muszę stawić czoła wyzwaniu. Jak w grze, w której należy zwyciężyć - powiedziała. W swej walce o życie i zdrowie nie była sama. - Czułam miłość i wsparcie. Moja rodzina, koleżanki z boiska, dziennikarze, kibice, także ci z przeciwnych drużyn. Wszyscy byli ze mną. Dostawałam wiadomości z całego świata - przyznała.