Reprezentacja polskich siatkarzy znakomicie rozpoczęła grupowe zmagania. Pewna wygrana z zespołem Italii, dodać należy w bardzo dobrym stylu, uświadczyła nas w przekonaniu, że wszystko zmierza dobrymi torami do upragnionego olimpijskiego złota. Niestety, po dwóch dniach zostaliśmy delikatnie sprowadzeni na ziemię.
Uczynili to niedoceniani Bułgarzy, którym zawirowania wokół reprezentacji najwyraźniej pomogły. Jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak jedna porażka nie powinna zmącić zapędów naszych orłów. Nie była to jednak jedyna grupowa wpadka kadry Andrei Anastasiego.
Po dwóch planowych zwycięstwach nad ekipami Argentyny i Wielkiej Brytanii, przyszła niespodziewana porażka z drużyną Australii. Styl gry Polaków w tym meczu był zły, by nie powiedzieć katastrofalny. Wypadek przy pracy? Absolutnie nie! Wypadkiem przy pracy można nazwać jeden słaby występ przy kilku bardzo dobrych, a to mija się z prawdą.
Nasi siatkarze rozegrali pięć spotkań, z czego dwa bardzo słabe. Brytyjczycy to siatkarska II liga, więc trudno ocenić występ biało-czerwonych przeciwko gospodarzom igrzysk. Przeciwko Włochom i Argentyńczykom zagraliśmy dobrze.
Różnorodność dyspozycji siatkarzy przypomina trochę wieloowocowy koktajl, bo przecież mamy owoce słodkie jak zwycięstwa, mamy też kwaśne jak porażki. Koktajl owocowy zawiera potrzebne nam witaminy. Niestety, zdarza się czasami, że jego konsumpcja kończy się biegunką. Miejmy nadzieję, że naszych siatkarzy nie dopadnie ta "sportowa biegunka" po "wypitym" grupowym koktajlu.
W ćwierćfinale czeka na podopiecznych Anastasiego rywal z najwyższej półki. Rozpoczyna się decydująca walka o medale i teraz trzeba już twardo i pewnie stać na nogach. Słabego występu przeciwko "Sbornej" już nie nadrobimy.
Marek Knopik
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)