W piątek o 17:44 policja z Kansas City została wezwana na Washington Street w sprawie domniemanego samobójstwa. W mieszkaniu znaleziono Johna Coughlina. Był to dwukrotny mistrz USA w łyżwiarstwie figurowym, który zakończył karierę w 2015 roku.
Dzień wcześniej został zawieszony przez Amerykańską Federację Łyżwiarską. W ostatnich miesiącach wokół Coughlina, który pracował w roli trenera, pojawiły się oskarżenia o nadużycia i nękania zawodników i zawodniczek. Nic mu nie udowodniono, więc federacja nie powinna go była zawieszać.
Gazeta "USA Today" donosi, że chodziło o trzy doniesienia w związku z niewłaściwym zachowaniem seksualnym, dotyczącym nieletnich. Pierwszy przypadek miał mieć miejsce w grudniu, a jego aktywność łyżwiarska miała zostać ograniczona. Dwa kolejne raporty wpłynęły w ostatnich tygodniach i to one miały doprowadzić do całkowitego zawieszenia.
"USA Today" opublikowała e-mail z początku stycznia od Coughlina, który odpiera zarzuty i uważa je za bezpodstawne. Już wtedy były łyżwiarz zdawał sobie sprawę z tego, jak trudno będzie mu żyć, dopóki cała sprawa się nie rozstrzygnie.
Przyjaciele Coughlina zarzucają mediom i instytucjom, że oskarżyły z góry człowieka, który był niewinny i przeciwko któremu nie było żadnych dowodów, a przynajmniej nie zostało mu nic udowodnione. Komentarze, nagonka medialna, okazały się ciosem prosto w serce.
Niezwykle dramatyczny wpis na Facebooku zamieściła Kandis Lynn, przyjaciółka Coughlina. Nakreśliła perspektywę łyżwiarza, a także swoją, osoby, która była przy nim bardzo blisko.
"Nadal nie mogę uwierzyć w tę łamiącą serce wiadomość. Kiedy otrzymałam telefon, poczułam to straszne uczucie, które towarzyszyło mi zeszłej nocy. Wysłałam do Johna sms, żeby zapytać czy wszystko jest w porządku. Nie odpowiedział. On zawsze odpowiadał. Był kimś, na kogo zawsze mogłam liczyć.
W ostatnich tygodniach martwiłam się, że John nie jest wystarczająco silny, żeby poradzić sobie z nagonką. Oferowałam swoje wsparcie, inni również, ale to nie wystarczyło. Łyżwiarstwo dla Johna było wszystkim, największą miłością - nie mógł bez niego żyć.
W ciągu ostatnich tygodni świat Johna został rozdarty. Stracił wszystko - dobre imię, reputację, możliwość zarabiania na życie w sposób, jaki kochał najbardziej, czyli dzięki łyżwiarstwu. Ludzie, którzy nigdy z nim nie rozmawiali, nie znali faktów dotyczących śledztwa, mówili podłe i pełne nienawiści rzeczy.
Słowa mogą być tak potężne jak pocisk, dla Johna były kulami prosto w jego serce. My, jako społeczeństwo ukrywające się za ekranami i klawiaturami, stajemy się lekkomyślni. Nawet dziś, w tak tragicznym dniu, kiedy jesteśmy pogrążeni w żałobie, jest wiele komentarzy użytkowników w mediach, które są absolutnie bez serca.
(...) Dla mnie to bezsensowna tragedia, której można było zapobiec, zapewniając odpowiedni proces. Jest powód, dla którego sprawiedliwy proces jest ważną koncepcją, nawet poza sądami. Jest mi przykro, że John nigdy nie miał okazji się obronić, zanim zapłacił najwyższą cenę. Swoim życiem.
Bardzo mi przykro, że John uznał, że to była jego najlepsza opcja. Nie mogę sobie wyobrazić bólu, który odczuwał. Być może było to dla niego jedyne wyjście, bo padł ofiarą jednostronnej sytuacji, został osądzony i skazany w opinii publicznej, a to był jedyny sposób na przejęcie kontroli i powstrzymanie szaleństwa" - napisała.