Nie tylko Krystyna Pałka, czy Maciej Kot mają za sobą niezwykle udany weekend. Fantastyczny występ w zawodach Pucharu Świata odnotowali też polscy panczeniści. Przygotowania naszych łyżwiarzy szybkich do olimpijskiej zimy nie różniły się niczym szczególnym, choć jak mówi Jan Szymański, często łączyli je z jazdą na dwóch "kółkach". - Bardzo podobne do tego co w zeszłych sezonach, ale mieliśmy dużo więcej treningu który był bardziej jakościowy. Nastawialiśmy się przede wszystkim na szybkość i technikę. Ćwiczyliśmy wytrzymałość na rowerze. Startowaliśmy nawet w kilku amatorskich zawodach kolarskich - opowiada w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl 24-letni zawodnik.
Biało-czerwoni w składzie z Konradem Niedźwiedzkim, Zbigniewem Bródką oraz właśnie Szymańskim zajęli w wyścigu drużynowym trzecią pozycję, dzięki czemu wywalczyli upragniony paszport do Soczi. Co zdaniem tego ostatniego zadecydowało o zespołowym sukcesie Polaków? - Na pewno to, że każdy z nas jest w dobrej dyspozycji. Bardzo dobrze razem nam się jeździ. Jesteśmy już do siebie przyzwyczajeni, a poza tym często jesteśmy gośćmi na hali w Berlinie - uważa brązowy medalista mistrzostw globu w drużynie.
Nasz panczenista przyznaje, że w stolicy Niemiec czuje się jak w domu, a obecność swoich bliskich na trybunach tylko dodała mu energii. Szymański przypomina też świetny start biało-czerwonych w zmaganiach indywidualnych i podkreśla również, że tak szybko na Starym Kontynencie ze swoimi kolegami jeszcze nie pojechał. - Puchar Świata w Berlinie to prawie jak zawody w Polsce, ponieważ spędzamy na tej hali sporo czasu. Dodatkowo na tych zmaganiach było bardzo dużo kibiców z naszego kraju, w tym moja rodzina, więc potrzeba pokazania się z jak najlepszej strony była jeszcze większa. Przed startem wiedzieliśmy, że trzeba wygrać z Niemcami i Francuzami. Od początku zaczęliśmy odważnie i biegi układały się po naszej myśli. Uzyskaliśmy najszybszy czas, jaki przejechaliśmy w teamie w Europie. Każda reprezentacja wystawiła silny skład, ale tylko my byliśmy w piątek na 1500 metrów w sile trzech w pierwszej "10", tylko, że ja jechałem w grupie B. Ten dystans jest jednym z bardziej kluczowych, jeżeli chodzi o rywalizację drużynową - tłumaczy Szymański.