Pekin 2022. Gest Polaka mógł go wiele kosztować. "Nie można pokazywać żadnych symboli"

Twitter / Marek Kania
Twitter / Marek Kania

Panczenista Marek Kania swój start na 500 metrów ozdobił symbolem "L" pokazanym dłonią. To były pozdrowienia dla kibiców Legii Warszawa. Szybko okazało się, że Polak, z tego powodu, mógł mieć nieprzyjemności.

- To było pozdrowienie kibiców. Odczuwam przynależność klubową. Ale dzień po starcie dowiedziałem się, że nie można żadnych symboli czy gestów pokazywać. Na igrzyskach to jest zakazane - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty olimpijczyk.

Przyznaje, że na razie nie miał nieprzyjemności wynikających z tego gestu. I ma nadzieję, że to się już nie zmieni.

- To jest impreza wolna od sponsoringu z zewnątrz, można promować tylko sponsorów igrzysk i chodzić w ubraniach z kolekcji olimpijskiej. Z gestami więc też trzeba się pilnować - tłumaczy Kania.

I dodaje, że jego start na 500 metrów, mimo że zakończył się 16. miejscem, mógł mieć zupełnie inny finał.

ZOBACZ WIDEO: Marek Kania nadzieją na kolejne igrzyska? "Mam nadzieję, że szansa na medal będzie większa niż teraz"

- Złoto mógłbym wywalczyć nawet teraz. To jest dystans, na którym zdarzają się błędy, rzadko mamy do czynienia z czystym przejazdem. Przy dobrym wyniku można byłoby osiągnąć znacznie więcej. Zawsze walczy się o medal. Tutaj też była szansa, ale mam nadzieję, że za cztery lata będę na takim poziomie, że wystartuję z większą pewnością siebie. Szansa powinna być dużo większa niż była teraz - podsumowuje Polak.

Więcej w powyższym materiale wideo.

Zawsze aktualne wiadomości z igrzysk i nie tylko, dostępne non stop i za darmo w przeglądarce HUAWEI: dla użytkowników telefonów HUAWEI https://bit.ly/3KPAzgk Dla użytkowników pozostałych telefonów z systemem Android https://bit.ly/3d0xNoK

Źródło artykułu: