42,195 km do pokonania. Na starcie 41224 uczestników ze 131 krajów. Maraton w Berlinie - jak co roku - wzbudza ogromne emocje. Każdy marzy o tym, by przebiec przez Bramę Brandenburską, a następnie zameldować się na mecie z upragnionym wynikiem. Impreza w stolicy Niemiec słynie z tego, że jest piekielnie szybka. Najszybsza na świecie.
Na liście rekordów świata w maratonie ostatnich sześć wyników pochodzi właśnie z Berlina. To właśnie tam pokonywane były kolejne granice - Paul Tergat z Kenii w 2003 roku pobiegł poniżej 2 godzin i 5 minut. Następnie etiopski "Cesarz", czyli Haile Gebrselassie, zszedł poniżej 2 godzin i 4 minut (2008 r.). A w zeszłym roku Kenijczyk Dennis Kimetto pokazał, że można przebiec maraton w mniej niż 2 godziny i 3 minuty. Jego rezultat to 2:02:57.
Nie płacą najwięcej na świecie
Statystyki "mówią" same za siebie. Obliczono średnią z 10 najlepszych wyników w historii danego maratonu. Berlin przoduje w tym względzie zdecydowanie (średnia 2:03:55; drugie Chicago - 2:04:40).
Maraton w Berlinie należy do prestiżowego cyklu World Marathon Majors. Obok niego figurują w nim zawody w Tokio, Bostonie, Londynie, Chicago i Nowy Jork. Co takiego jest w Berlinie, że to właśnie tam, a nie w USA, Anglii czy Japonii padają tak fenomenalne rezultaty?
Nie, nie chodzi o rekordowe pieniądze, jakich nie ma gdzie indziej. Za zwycięstwo w Berlinie premia wynosi 40 tys. euro, za rekord świata dodatkowe 50 tys. euro. Dla porównania: za samą wygraną w Bostonie nagroda wynosi 150 tys. dolarów.
Są za to inne ważne czynniki, które sprawiają, że w Berlinie zawsze biega się szybko.
Tajemnica sukcesu Berlina
Po pierwsze, wybitni sportowcy. To poniekąd samonakręcająca się spirala. Berlin swoją magią przyciąga najlepszych. Z drugiej strony, nie ma lepszego miejsca dla zawodników z elity do uzyskania znakomitego wyniku niż niemiecka stolica. Kiedyś absolutną gwiazdą w Berlinie był Gebrselassie, który w 2008 i 2009 r. poprawiał rekord świata. Wówczas impreza była tak naprawdę zrobiona "pod" niego. Gdy etiopska legenda powoli zbliżała się ku emeryturze sportowej, do głosu doszła cała grupa doskonałych Kenijczyków. Patrick Makau w 2011 r., Wilson Kipsang w 2013 r., a przed rokiem wspomniany Kimetto poprawiali rekord świata.
Po drugie, trasa. Nie tylko wśród zawodowców, ale głównie wśród biegaczy-amatorów można usłyszeć takie zdanie. "Jeśli chcesz pobić "życiówkę", musisz wystartować w Berlinie". Organizatorzy przygotowali dla zawodników trasę niezwykle płaską. Praktycznie pozbawioną podbiegów. Różnica między najwyżej a najniżej położonym punktem wynosi zaledwie 25 m (dla porównania - w maratonie w Toronto, również uchodzącym za płaskim, różnica to 40 m). Przy 42 kilometrach "z hakiem" do przebiegnięcia - to praktycznie nieodczuwalne. Zakrętów jest wprawdzie sporo, ale są one szerokie. Biegacze mogą je pokonać płynnie, nie zostają wybici z rytmu.
Po trzecie, pacemakerzy lub jak kto woli "zające". Śmiałkowie, którzy odważą się zmierzyć z rekordowym czasem, mogą liczyć na grupę pomagierów. Ci ostatni są biegaczami światowego formatu, którzy doskonale wiedzą, jak podyktować odpowiednie tempo. W zeszły roku Wilfred Kirwa i Geoffrey Rono poprowadzili Dennisa Kimetto perfekcyjnie. Na półmetku zameldowali się z rezultatem 1:01:45. Przed 30. kilometrem zeszli z trasy.
Po czwarte, pogoda. Berliński maraton odbywa się zawsze w ostatnią niedzielę września. Temperatury w stolicy Niemiec wynoszą wówczas od 10 do 16 stopni Celsjusza. - Bingo! - krzykną maratończycy. Wiedzą bowiem doskonale, że to bardzo korzystne, niemal idealne warunki do bicia rekordów. Zwłaszcza, że wiatr za bardzo nie daje się uczestnikom we znaki.
Po piąte wreszcie, fenomenalny doping publiczności. Podczas maratonu przy trasie gromadzi się ponad milion berlińczyków. Okrzyki, oklaski, nieustanny doping, do tego grupy muzyczne, przygrywające biegaczom. Uczestników maratonu to uskrzydla. Takiej atmosfery jak w Berlinie nie ma nigdzie indziej.
Faworyci niedzielnego biegu? Kenijczycy
Czy w niedzielnym 42. BMW Berlin Marathon znów będziemy świadkami rekordu świata? Posiadacz najlepszego wyniku, Kimetto, nie startuje. Jest za to dwóch (a niektórzy twierdzą, że trzech) jego rodaków, którzy mają ogromny apetyt na przejście do historii.
30-letni Eliud Kipchoge uznawany jest za głównego faworyta do zwycięstwa, a być może także do ustanowienia nowego rekordu świata. To postać dobrze znana kibicom lekkiej atletyki od ponad dekady. W finale biegu na 5000 m na mistrzostwach świata w Paryżu w 2003 r. bój o złoto mieli stoczyć Kenenisa Bekele i Hicham El Guerrouj. "Pogodził ich" młodziutki Kipchoge, który zaatakował 100 m przed metą. Wyprzedził El Guerrouja, następnie odparł jego kontrę, a także atak Bekele. Sensacja stała się faktem. Kenijczyk miał w chwili triumfu 18 lat i 298 dni.
To był największy sukces urodzonego w miejscowości Kapsisiywa biegacza. Później - także w biegu na 5000 m - dwukrotnie stawał na podium igrzysk olimpijskich: zdobył brąz w Atenach i srebro w Pekinie. Nie zakwalifikował się na IO w Londynie, a krytycy obwieścili wówczas: to koniec jego kariery. - W 2012 r. byłem wciąż w czołówce na 5000 m, z ósmym czasem na świecie. Nie było więc powodu, by wieszać buty na kołku - oznajmił Eliud, który podjął ważną decyzję. Z biegania na stadionie przeniósł się na ulicę.
Pracował nad wytrzymałością. W debiucie - w Hamburgu, w 2013 r. - zwyciężył, z bardzo dobrym czasem 2:05:30. Jak się później okazało, był to jego... najwolniejszy wynik na "królewskim dystansie". Po tych zawodach wystartował jeszcze w czterech maratonach. Wygrał trzy z nich (Rotterdam i Chicago w 2014 r. oraz Londyn w 2015 r.), raz był drugi. Ustąpił pola wspomnianemu Kipsangowi, gdy ten bił rekord świata (2:03:23, w 2013 r.) w Berlinie.
Kipchoge ma wręcz niebywałą średnią rezultatów w maratonie - 2:04:42. Nigdy nie zszedł jednak poniżej 2 godzin i 4 minut. Czy będzie w stanie pobiec poniżej 2:02:57? - Jeśli wszystko dobrze się ułoży, to w Berlinie może się wydarzyć coś szczególnego. Nie powiem, że pobiję rekord świata w niedzielę, ale jestem gotowy na bardzo szybki czas. Jestem przekonany, że ja i mój treningowy partner możemy postarać się o nowy rekord - oznajmił Eliud Kipchoge.
Emmanuel "wiecznie drugi"
Na treningach biega on razem z Emmanuelem Mutai. Są rówieśnikami (Kipchoge jest młodszy o 24 dni), dobrze się rozumieją, wzajemnie motywują i mobilizują. I to właśnie Mutai jest drugim z faworytów berlińskiego maratonu. Przed rokiem pokazał nieprzeciętne możliwości. Pobiegł szybciej (2:03:13) niż rekord Kipsanga z 2013 r., miał jednak pecha. Kimetto pokonał go bowiem o 16 sekund.
Emmanuel Mutai ma dużo większe doświadczenie na maratońskich trasach niż Kipchoge. Debiutował w 2007 r., zajmując siódme miejsce w Rotterdamie. Poprawił się na innych holenderskich zawodach - w Amsterdamie - które wygrał. Następnie jeszcze wielokrotnie stawał na podium najbardziej prestiżowych biegów, ale jednocześnie... przyszyto mu łatkę "wiecznie drugiego". Dwa razy 2. miejsce w Nowym Jorku, dwa razy w Londynie, raz w Chicago, raz w Berlinie.
- Patrząc na statystyki, jestem jednym z najbardziej równo biegających maratończyków, ale wygrałem tylko jeden bieg z cyklu World Marathon Majors. To właśnie inspiruje mnie do zwycięstwa w niedzielę - mówi Emmanuel Mutai, który w tym roku biegł - podobnie jak Kipchoge - w Londynie. W przeciwieństwie do kolegi z treningowych tras wypadł jednak słabo. Zajął 11. miejsce.
Jest jeszcze trzeci świetny Kenijczyk, który ma chrapkę na rekord - Geoffrey Mutai (nie jest spokrewniony z Emmanuelem). Jego życiówka z 2011 roku jest wręcz kosmiczna (2:03:02), tyle że uzyskał ją podczas maratonu w Bostonie. A bostońskie wyniki nie są wpisywane do tabel rekordów przez IAAF. Powód? Trasa nie spełnia wymogów - z dwóch powodów: zbyt dużego spadku (aż 139 m, przy dozwolonych 42 m) oraz zbyt dużej odległości pomiędzy startem a metą (przekracza połowę długości biegu). Pobił także rekord maratonu w Nowym Jorku, a w Berlinie świętował zwycięstwo w 2012 r.
Ostatnio Geoffrey Mutai borykał się z urazami, zapewnia jednak, że już wszystko w porządku. - To nie był dla mnie łatwy czas, ale jestem zachwycony powrotem do Berlina, mam dobrze przeczucia przed biegiem - powiedział Geoffrey Mutai.
W elicie jest też Polak
Czy ktoś zagrozi biegaczom z Kenii? Wątpliwe. Jedynym, który wydaje się godnym dla nich rywalem jest Feyisa Lelisa, z robiącą wrażenie "życiówką" 2:04:52, uzyskaną trzy lata temu w Chicago.
W Berlinie będziemy mieli także polski akcent w elicie. Na starcie stanie Yared Shegumo. Wicemistrz Europy z Zurychu (2014) walczyć będzie o wynik poniżej 2 godzin i 10 minut oraz o kwalifikację olimpijską do Rio de Janeiro.
Maraton w Berlinie transmitować będzie TVP Sport. Początek o godz. 8.55. Rywalizacja rozpocznie się o 9.00.