W pierwszej kolejności kameruński portal 237online.com poinformował, że 15-miesięczny syn Francisa Ngannou Kobe nie żyje. Na oficjalną informację trzeba było jednak czekać, ale w końcu w mediach społecznościowych odezwał się były gwiazdor UFC.
"Jaki jest cel i sens życia, jeśli to, od czego zawzięcie chcemy uciec, jest tym, co w końcu uderza nas najmocniej? Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe i bezlitosne? I dlaczego zawsze zabiera to, czego nie mamy? Jestem ku*** zmęczony" - napisał w pierwszej kolejności wstrząśnięty Kameruńczyk w mediach społecznościowych.
Już wtedy można było domyślić się, że jego wpis dotyczy właśnie śmierci syna. Jednak dopiero w kolejnym wpisie Ngannou oficjalnie poinformował o stracie swojego potomka.
"Za wcześnie, aby odejść, a mimo to go nie ma. Mój mały chłopiec, mój kumpel, mój partner Kobe był pełen życia i radości. Teraz leży bez życia. Krzyczałem jego imię raz po raz, ale on nie reagował. Przy nim byłem najlepszą wersją siebie, a teraz nie mam pojęcia, kim jestem. Życie jest takie niesprawiedliwe, że uderza nas tam, gdzie boli najbardziej. Jak sobie radzić z czymś takim? Jak z tym żyć? Proszę, pomóżcie mi, jeśli macie jakiś pomysł, bo naprawdę nie wiem, co mam robić i jak sobie z tym poradzić" - brzmiały jego słowa w drugim wpisie.
37-latek momentalnie mógł liczyć na wsparcie społeczności. Kondolencje przesłał mu między innymi legendarny zawodnik Conor McGregor. Komentarz pojawił się również ze strony trenera Ngannou Erica Nicksicka.
Na ten moment okoliczności śmierci 15-miesięcznego chłopca nie są znane.
Ngannou, znany pod pseudonimem "Predator", to wielka postać w świecie sportów walki. Zawodnik MMA w ostatnich latach stoczył dwie walki bokserskie, najpierw z Tysonem Furym, a później z Anthonym Joshuą. W obu musiał jednak uznać wyższość rywala.
Kameruńczyk, który był gwiazdorem UFC, po rozstaniu z federacją związał się z organizacją PFL. W najbliższym czasie miał wrócić do MMA i latem zadebiutować w Professional Fighters League w walce z panującym mistrzem Renanem Ferreirą. Jednak w obliczu tragedii można spodziewać się, że pojedynek nie dojdzie do skutku w zaplanowanym czasie.
Przeczytaj także:
Tomasz Adamek bez ogródek. Wyznał, jak się czuje