Arkadiusz Pawłowski: Udało ci się pokonać jednego z najsilniejszych zawodników MMA, Mariusza Pudzianowskiego. Jaka była twoja strategia?
Sean McCorkle: - Założyłem, że będzie chciał ze mną walczyć w stójce, na to też byłem przygotowany, aż do momentu kiedy mnie trafił. Machał łapami jak szalony, wiedziałem, że prędzej czy później mnie znokautuje jeśli trafi mnie którąś z bomb. Liczyłem na to, że szybko się zmęczy, bo kiedy zaczynasz naparzać w takim tempie szybko opadasz z energii. Naprawdę mnie solidnie obił w parterze, nie wiem, czy było to widać, ale uderzył mnie bardzo mocno w ucho. Nie powinien był wstawać, mógł dalej bić, nie byłem w stanie zbyt wiele zrobić. To był jego błąd, nie powinien wracać do stójki. Chyba trochę przecenił moje umiejętności w dziedzinie poddań i wolał wstać. Naprawdę ciężko jest poddać kogoś, kto jest o wiele silniejszy. W walce z nim czułem się jak małe dziecko, które siłuje się z tatą.
Pudzianowski rozpoczął bardzo ostro, zadając parę groźnych ciosów. Czy musiałeś zmienić swoją taktykę w trakcie walki, żeby go pokonać?
- Tak. Nie spodziewałem się, że będzie taki szybki, miałem go za dosyć powolnego zawodnika. Jego ciosy były bardzo szybkie, wiedziałem, że będzie agresywny, ale poruszał się bardzo szybko jak na takiego dużego faceta. Właśnie dlatego starałem się unikać jego ciosów, nie wdawać się w wymianę, żeby nie oberwać czymś mocnym, poczekać aż trochę zwolni tempo i rozegrać to bardziej technicznie. To ciężka sprawa walczyć z kimś, kto jest nastawiony na bijatykę, nie powinno się wdawać w taką nieprzemyślaną bójkę, bo wtedy to wielka loteria, kto pierwszy trafi w takiej przepychance.
Jaka jest twoim zdaniem największa słabość Mariusza?
- Jego największa słabość to po prostu brak doświadczenia. Miałem już wiele walk, a jeśli chodzi o niego to dopiero chyba siódmy czy ósmy pojedynek, może dziewiąty. Po prostu nie ma doświadczenia, a mierzy się od początku z zawodnikami jak Tim Sylvia, ja, czy James Thompson, który ma na koncie ponad 30 walk. Wydaje mi się, że niestety jego sława sprawia, że trudno byłoby mu wystartować z pułapu, z którego startuje każdy początkujący zawodnik. Normalnie zaczynałby od łatwiejszych przeciwników, a tutaj walczy od razu z uznanymi markami. Ja byłem pod wielkim wrażeniem jego umiejętności. Myślałem przedtem, że w walce go zdominuję, sprowadzę do parteru i poddam kiedy tylko będę miał na to ochotę. Wiedziałem, że jest silny, ale nie miałem pojęcia, że aż tak. Każdy facet lubi o sobie myśleć, że jest silny, ale nie jestem nawet w połowie tak silny jak Mariusz, to niesamowite.
Jak widzisz swoją przyszłość w KSW? Fani cię pokochali, ty sam także zdawałeś się być zachwycony po walce z Mariuszem Pudzianowskim.
- Mam nadzieję, że mnie pokochali. Chcę tu wracać tak często, jak tylko włodarze KSW mi na to pozwolą i jeśli przeciwnik będzie odpowiedni. Fani są wspaniali, a oprawa gali jest najlepsza ze wszystkich, jakie miałem okazje widzieć. Walczyłem w UFC, byłem w drugiej walce wieczoru na UFC 124 i tam nie było tak fajnie jak tutaj. Wychodzenie do ringu z towarzyszącymi światłami, dymem i wszystkimi efektami było super. Fani szaleli, to była bez wątpienia najfajniejsza gala w jakiej miałem okazję brać udział. Walczyłem w UFC, walczyłem w Japonii i na całym świecie, ale nigdy w takiej atmosferze. Nienawidzę walczyć, ale dzisiaj mi to nawet tak bardzo nie przeszkadzało, to była naprawdę świetna sprawa.