Arkadiusz Pawłowski: Co skłoniło cię do rozpoczęcia treningów MMA?
Tomasz Koźmiński: Częste wieczorne transmisje gal K-1 i muay thai w telewizji. Pomyślałem, że to może być coś dla mnie, że w ten sposób mogę coś osiągnąć w życiu. Szukałem długo klubu u siebie w mieście, ten sport dopiero raczkował wtedy w Polsce i nie było nawet w czym wybierać, ale na moje szczęście pan Piotr Frencel otworzył sekcję K-1. Tak rozpoczęła się moja przygoda z tym sportem.
Czy jest ktoś w świecie sportów walki, kogo uważasz za swojego idola?
- Początkowo moim idolem był Ruslan Karaev, podobał mi się sposób w jaki walczy. Ciągle idzie do przodu, ma serce do walki, nieustępliwość. Teraz obserwuję wielu innych zawodników i staram się wyciągać z ich walk różne wnioski, a także techniki, które mogę wykorzystywać.
A jest ktoś kogo mógłbyś nazwać swoim mentorem?
- Nie mam takiej osoby, ale ludzie którzy mnie otaczają, najbliżsi, rodzina, dziewczyna, przyjaciele, oni mnie motywują i od każdego z nich mogę wyciągnąć coś dobrego, co potem mogę wprowadzić w swoje życie.
Jakie są twoje ambicje i cele do zrealizowania w MMA?
- Chciałbym się bić na największych galach w Polsce i na świecie, dawać widzom piękne walki, takie, żeby mieli po co wracać na kolejne gale. Ciężko trenuję każdego dnia i mam nadzieję, że kiedyś przyjdą te właśnie dni, bo na razie jestem pozostawiony sam sobie.
Jakie jest twoje motto na ringu i poza nim?
- Trzeba wierzyć do samego końca i słuchać samego siebie.
Jaki jest twój największy atut w ringu, a nad czym musisz jeszcze popracować?
- Stójka jest moją nadal najmocniejszą stroną, cały czas szlifuję parter i poprawiam swoje zapasy, bo w nich mam niestety największe braki.
Czy masz jakieś niewyrównane rachunki ze swoimi rywalami i byłbyś chętny na rewanż?
- Tak, chciałbym się zmierzyć ponownie z Estończykiem Jassem Murutalu.
Karierę rozpocząłeś od dwóch porażek, by potem zanotować zwycięstwo. W czym doszukiwałbyś się przyczyn pierwszych niepowodzeń?
- Swoje pierwsze walki stoczyłem po zaledwie sześciu miesiącach treningów MMA. Do dwóch pierwszych walk wyszedłem ze słabym parterem i kompletnym brakiem umiejętności zapaśniczych, ale godziłem się na te walki i słusznie je przegrywałem. Mimo to dały mi wielką lekcję - żadnej z płaszczyzn MMA nie można lekceważyć i zaniedbywać. Do kolejnych dwóch walk wyszedłem bardziej doświadczony i udało się je wygrać.
Wielu zawodników rozpoczyna karierę z myślą o największych federacjach. Gdybyś ty miał wybierać, wolałbyś walczyć dla UFC czy KSW?
- Kiedyś obiecałem dziewczynie, że będziemy mieszkać w Stanach Zjednoczonych, dlatego, że będę tam trenował, więc celuję w UFC. Pas KSW chciałbym mieć na pamiątkę (śmiech).