Pierwsza w historii Zabrza gala MMA Thunderstrike Fight League 2 stała na przyzwoitym poziomie i nawet najwięksi koneserzy mieszanych sztuk walki znaleźli na hali "Pogoni" coś ciekawego. Nie zabrakło efektownych nokautów, ale też pojedynków toczonych do ostatniego tchu, kiedy do oktagonu wejść musiały służby medyczne.
Ta ostatnia sytuacja miała miejsce podczas drugiej walki gali, kiedy rękawice skrzyżowali zabrzanin Mateusz Smoliński i Michał Golasiński. Ten pierwszy niesiony dopingiem kilkudziesięciu fanów za punkt honoru postawił sobie, by walczyć do ostatków sił. W drugiej rundzie Golasiński dosiadł rywala, kierując na jego głowę potężne młotkowe.
Walkę przerwał dopiero sędzia, który widząc, że Smoliński nie reaguje na ciosy przeciwnika, a mimo to nie odklepuje walki - przerwał rywalizację wskazując na TKO. Zaraz po tym na ringu pojawiły się ratownicy medyczni z pogotowia ratunkowego po kilku minutach stawiając zawodnika na nogi.
Nieco mniej widowiskowe były pierwsza i trzecia walka, kiedy najpierw w drugiej rundzie Bartłomiej Jasiński poddał walkę z Piotrem Jaszczukiem, a w pojedynku trzecim Dariusz Świerkosz skutecznym duszeniem w pierwszej rundzie pokonał Aleksandra Mosingiewicza.
Bez historii były też czwarta i piąta walka tego wieczoru, kiedy najpierw Marcin Kłopotowski po trzyrundowym pojedynku niejednogłośnie na punkty pokonał Adama Jankowskiego, a potem Filip Kopij już w pierwszej rundzie pokonał Radosława Wójcika.
Na bardzo dobrym poziomie stały też walki wieczoru. Najpierw w kategorii do 93 kg Tomasz Janiszewski po kilku efektownych akcjach pierwszej połowy pokonał Ukraińca Sergeya Sokhę. Polski zawodnik od początku przejął inicjatywę, a niższy od niego rywal zza wschodniej granicy nie potrafił sobie z walczącym agresywnie Polakiem poradzić, poddając walkę po serii ciosów na głowę. Weteran polskiego MMA wrócił do oktagonu w naprawdę dobrym stylu.
Prawdziwą bombą był pojedynek Michała Kity z Amerykaninem DJ Lindermanem. Wspierany przez zabrzańską publikę Kita kapitalnie rozegrał pierwszą rundę. Od początku rzucił się na rywala i kiedy mniej więcej w połowie rundy potężnym prawym prostym posłał Lindermana na deski wydawało się, że walka zakończy się w pierwszej rundzie.
Amerykanin okazał się być jedna wyjątkowo odporny na ciosy. Podniósł się i słaniając się na nogach, wodząc błędnym wzrokiem po oktagonie dotrwał do przerwy. W drugiej rundzie to on zdominował Kitę i wydawało się momentami, że może powtórzyć się sytuacja z gali w Bełchatowie, gdzie sędzia przerwał pojedynek. Ostatecznie jednak doszło do trzeciej rundy, a ta znów należała do polskiego wojownika.
Sędziowie jednogłośnie uznali, że zwycięstwo należy się 33-latkowi, który w dwudziestej drugiej walce zawodowej odniósł piętnaste zwycięstwo.
- Dziękuję kibicom i mojej rodzinie, która była ze mną. Ostatnio popełniłem błąd w przygotowaniach, który drogo mnie kosztował. Teraz udało mi się wziąć rewanż i cieszę się, że uczyniłem to w swoim mieście - mówił Kita, który do klatki wchodził przy dźwiękach piosenki "Pamiętaj" Funky Polaka, którą obrał sobie za motyw także jeden z najlepszych polskich bokserów Tomasz Adamek.