Rywalem Piechoty w Lublinie będzie niepokonany Mattia Schiavolin z Włoch. Pojedynek zakontraktowano w limicie wagi średniej. Piechota jest jak dotąd również niezwyciężony. 24-latek to medalista wielu prestiżowych zawodów grapplerskich.
Waldemar Ossowski: Jak forma przed występem na gali PROMMAC w Lublinie?
Oskar Piechota: Ogólnie czuję się dobrze, jestem już w końcówce przygotowań, schodzę z obrotów i łapię świeżość. Nie mam już ciężkich sparingów, taki bardziej rozruch, aby podtrzymać wysoką formę. Myślę, że będę dobrze przygotowany, ale to już okaże się podczas samej walki. [ad=rectangle]
Gdzie i z kim przygotowywałeś się do nadchodzącej walki?
- Trenowałem u siebie w klubie pod okiem Zbigniewa Tyszki, dodatkowo szkoliłem boks pod okiem Macieja Brzostka, gdzie skupiliśmy dużo uwagi nad pracą na nogach. Głównie chodziło o to, by polepszyć się w kwestii bioder, by je "rozruszać" i dołożyć więcej skrętów. Do tego dochodziły jeszcze takie treningi obwodowo-crossfitowe pod okiem Aleksandry Wojciechowskiej. Trenuje również z chłopakami, których szkole na ForFicie. W czasie przygotowań odwiedził nas Krzysiek Jotko razem z Łukaszem Bieńkowskim, a jakiś czas później Albert Odzimkowski z Emilem Różewskim i Jakubem Lejwodą. Było parę dni, gdzie mocno sparowaliśmy, co dla każdego wyszło na plus, ponieważ każdy z nas mógł się od siebie dużo nauczyć.
Co wiesz na temat swojego rywala?
- Wiem na pewno, że ma dobry rekord, bo jeszcze nie przegrał żadnej walki - osiem wygranych i dwa remisy. Sześć pojedynków wygrał przez KO bądź TKO, dwa przez poddanie. Myślę, że jest dosyć solidnym przeciwnikiem, zwłaszcza że ma większe doświadczenie ode mnie w MMA. Na pewno tak samo jak i ja mocno przygotowywał się do tej walki, dlatego myślę, że może być to ciekawy pojedynek.
Jak z perspektywy czasu oceniłbyś swoją ostatnią walkę na gali IRFA 6 w Sztokholmie? To była najcięższa przeprawa w twojej karierze?
- Z pewnością było to dla mnie duże wyzwanie, bo przeciwnik był bardzo wymagający pod takim względem, że był wyższy, był mańkutem i jeszcze wywodził się z boksu tajskiego, wiec stójka była u niego solidna. Fizycznie też nie odstawał. Uważam, pomimo wygranej, że w tej walce popełniłem jeszcze dużo błędów i "na chłodno" stwierdzam teraz, że można byłoby zawalczyć lepiej, ale niestety już na tamten pojedynek wpływu nie mam. Cieszę się, że starcie skończyło się na moją korzyść, a błędy będę eliminował z moimi trenerami.
Oprócz oferty z PROMMAC miałeś też inne propozycje walki?
- Tak naprawdę wszystkie propozycje wpływają do mojego managera Pawła Kowalika i on tak naprawdę weryfikuję, co warto rozważyć, a co nie koniecznie. Stara się on przedstawiać mi te najlepsze oferty. Nie wiem do końca, czy były inne propozycje, ale według niego jest to obecnie dla mnie najlepsza opcja. Ja również się pod tym podpinam, oferta jest atrakcyjna, bo jeśli chodzi o polskie MMA to uważam, że PROMMAC jest dosyć medialną i rozbudowaną organizacją. Fajnie im wypaliła ostatnia gala i podoba mi się to, w jakim ta organizacja idzie kierunku. Stawiają przede wszystkim na mocne walki, nie starają się szukać freaków, jest oktagon, co mi bardzo odpowiada.
Kto będzie stał w twoim narożniku 27 czerwca w Lublinie?
- Mój główny trener Zbigniew Tyszka, Maciek Brzostek - trener od boksu oraz Łukasz Michalec, z którym trenuje od samego początku i zawsze pomaga mi w przygotowaniach.
Ostatnio po raz kolejny zdobyłeś tytuł mistrza Polski w ADCC. Czy nadal planujesz łączyć walki w MMA ze startami w grapplingu?
- Na pewno nie będę chciał popełnić takiego błędu, który popełniłem jakiś czas czas temu. Mianowicie, wróciłem z zawodów grapplerskich, w sumie były to dwie imprezy. Chwilę później miałem zawodową walkę, która bardzo mnie wykończyła i wiem na pewno, że drugi raz tego błędu nie popełnię. Z pewnością jeszcze będę chciał startować, ale bardziej na takich głównych imprezach, jak Mistrzostwa Polski ADCC czy Mistrzostwa Europy, by powalczyć o kwalifikację do Mistrzostw Świata. Ogólnie rzecz ujmując, nie chcę już zawodów w grapplingu przedkładać nad walki w MMA.
Skąd wziął się twój pseudonim - Imadło?
- W zasadzie ten pseudonim nadano mi po Mistrzostwach Polski, kiedy to jeszcze stratowałem w kategorii średnio zaawansowanych. Pamiętam, że rok wcześniej przyjechał do nas Robert Drysdale i pokazał technikę brabo choke, która mi się bardzo spodobała i zacząłem ją często stosować. Właśnie na tamtych zawodach w czterech z pięciu walk wygrałem przez tą technikę i o ile dobrze pamiętam, to Zybi ze Sławkiem zaczęli krzyczeć podczas walk, że mam imadło w rękach i tak to jakoś się przyjęło (śmiech).
Przy jakim utworze będziesz wychodził do walki na PROMMAC?
- Ten utwór już przed pierwszą moją zawodową walką podesłał mi mój kolega. Jest to fajny kawałek, wpada w ucho, jest bez słów, więc można się przy nim fajnie skoncentrować. Utwór jest zaczerpnięty z filmu "Amelia", ale jest on nieco przerobiony. Pełna nazwa to Yann Tiersen – J’y Suis Jamais Alle remix.
Waga średnia jest dla ciebie optymalna, czy planujesz w niedalekiej przyszłości zmienić dywizję?
- Ciężko jest mi się na tą chwilę wypowiedzieć w tej kwestii. Na ten moment będę chciał walczyć w kategorii do 84 kilogramów. W przyszłości zobaczymy. Myślę, że również będzie to zależne od tego, ile będzie wynosiła moja naturalna waga na co dzień. Jeżeli będę ważył ok. 92 kilogramów, to myślę, że utrzymam się w dywizji średniej, natomiast jeżeli bym oscylował w granicach 83 kilogramów, to warto się zastanowić na walkami w wadze półśredniej.
Przy okazji chciałbym pozdrowić czytelników SportoweFakty.pl i zachęcam do oglądania gali PROMMAC: Po prostu walcz! w Lublinie.