Jessica Penne: introwertyczka, która wykąpała rywalkę we krwi

Sporty walki zaczęła uprawiać późno, mając 22 lata. Gdy przełamała wewnętrzny opór, szybko zaczęła odnosić sukcesy. W sobotę walczy z Polką o pas mistrzowski UFC w wadze słomkowej.

Michał Fabian
Michał Fabian

W kwietniu 2012 roku w Kansas City Jessica Penne zmierzyła się z Lisą Ellis. To była pierwsza impreza organizowana przez Invicta FC - federację promującą żeńskie MMA. Nikt nie przypuszczał, że już w debiutanckim show zobaczymy walkę, o której trudno będzie zapomnieć. Do dziś to starcie uznawane jest za "najbardziej krwawy pojedynek kobiet w historii tego sportu".

W trzeciej rundzie Penne trafiła rywalkę kolanem w nos. Na białej macie szybko pojawiły się czerwone plamy. Ciała zawodniczek były całe umazane krwią. W końcu sędzia przerwał pojedynek, gdy Penne zasypała przeciwniczkę gradem ciosów. - Obraz wart więcej niż tysiąc słów. Ellis założyła "karmazynową maskę" - mówił komentator, mając na myśli zakrwawioną twarz pokonanej. - Penne wykąpała Ellis w jej własnej krwi - napisał portal hov-mma.com.
Polka stoi na drodze

Dla Penne było to dziewiąte zwycięstwo w dziesiątym pojedynku. Wówczas rywalizowała jeszcze w wadze atomowej (do 105 funtów). W 2009 roku przeszła do historii jako zwyciężczyni pierwszej walki kobiet w Bellatorze (pokonała Tammie Schneider). We wspomnianej federacji Invicta FC sięgnęła po mistrzowski pas, pokonując Japonkę Naho Sugiyamę. Straciła go jednak w kolejnym pojedynku - z Michelle Waterson. Do dziś nie może tego odżałować i marzy o rewanżu. - Dziewczyna wie, że miała szczęście. To był fuks jak jeden na milion - uważa. Te plany musi jednak odłożyć na bok, bo na jej drodze stoi teraz Joanna Jędrzejczyk.

Przeciwniczka polskiej mistrzyni UFC późno zaczęła przygodę ze sportami walki. W dzieciństwie trenowała gimnastykę, softball, piłkę nożną, także pływanie. Wprawdzie interesowały ją zapasy, ale w szkole średniej nie było sekcji dla dziewczyn.

- Nigdy nie sądziłam, że jestem dobra w walce. Gdy dorastałam, byłam bardzo nieśmiała - przyznaje Jessica Penne. W wielu wywiadach podkreśla, że jest introwertyczką. - Jestem zamknięta w sobie, dopóki lepiej nie poznam ludzi - tłumaczy. Komfortowo czuje się przede wszystkim z rodziną (ojciec ma włoskie korzenie, matka urodziła się w Niemczech, jako dziecko została adoptowana przez amerykańską parę).

Rękawice z garażu

Jessica z jednej strony chciała spróbować sportów walki, z drugiej - nie miała odwagi, by pójść do klubu i zapisać się na treningi. Pomógł przypadek. Kiedyś pojechała na weekend za miasto, do koleżanki. Znajomi znaleźli w garażu parę rękawic bokserskich. Powiedzieli: "spróbuj". Po powrocie do domu zebrała się w sobie i poszła do klubu - Apex Jiu-Jitsu. Jej pierwszym trenerem został Jeremy Williams. Miała wtedy 22 lata.

Wkrótce zaproponowano jej walkę Muay thai. Zgodziła się. - Było zbyt wcześnie. Kilka miesięcy po tym, jak zaczęłam treningi. Wygrałam walkę, ale to była... bijatyka, nie mająca nic wspólnego z techniką, ale zarazem dobre doświadczenie - mówi Penne, która startowała później w różnych turniejach jiu-jitsu. A w listopadzie 2006 r. zadebiutowała w MMA (wygrywając przez poddanie z Sally Krumdiack). Radziła sobie dobrze, choć nie brakowało trudnych momentów i bolesnych ciosów. Takim była choćby wiadomość o śmierci pierwszego trenera. Jeremy Williams w maju 2007 r. popełnił samobójstwo. Penne i inni zawodnicy próbowali kontynuować jego pracę, prowadzić samodzielnie zajęcia. Nie dali rady. - To było druzgocące - przyznaje. Musiała zmienić otoczenie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×