Przypomnijmy - 28 listopada 2015 roku Materla (22 zwycięstwa - 5 porażek) stracił pas mistrza federacji KSW w kategorii średniej (do 84 kg). Jego pogromcą, w starciu zapowiadanym jako walka stulecia polskiego MMA, okazał się Mamed Chalidow (31-4-2). Pojedynek trwał jednak krótko. Materla wyleczył już rany i wraca do klatki. Wszystko wskazuje, że podczas majowej gali KSW 35 jego rywalem będzie Kendall Grove (22-15), z którym mierzył się już w jednym z najbardziej elektryzujących starć w historii KSW.
WP SportoweFakty: Poukładał pan już wszystko po bolesnej porażce z Chalidowem?
Michał Materla: Czas leczy rany, trzeba było to wszystko przetrawić, zamknąć się w szafie, posiedzieć tam, aż przejdzie. Już z tej szafy wyszedłem - z nową motywacją, nowymi celami. Pomógł mi czas spędzony z rodziną - wyjechaliśmy na wczasy do Tajlandii i na Teneryfę. To było mi bardzo potrzebne.
Co było najtrudniejsze w tym "wychodzeniu z szafy"?
- Najbardziej siedziało mi w głowie, że nie miałem okazji skonfrontować z umiejętnościami Mameda formy, którą wypracowałem w trakcie przygotowań. Tego żałuję najbardziej - w tak rozreklamowanym pojedynku nie było walki. Nie widziałem tego "strzała" i to był początek końca. O to również mam do siebie żal, bo nie kontrolowałem tej sytuacji. Może za bardzo skupiłem się na nogach. To z pewnością jest dla mnie lekcja.
Czy coś zrobiłby pan inaczej, gdyby mierzył się pan z Chalidowem raz jeszcze?
- Chyba nie. Czułem się komfortowo, pewnie. Wyciągnąłem wnioski - oprócz pasma zwycięstw, wielkiej formy, trzeba mieć coś jeszcze. Być może na początku pojedynku zabrakło dystansu.
A czy odczuwał pan, że to jest walka inna niż wszystkie dotychczasowe?
- Tak, tego się nie udało ukryć. To było dla mnie duże doświadczenie pod względem nastawienia do pojedynku. Wiadomo, jakie były i są nasze relacje. To też trzeba było przetrawić, co nie było łatwe.
Jak ocenia pan postawę Chalidowa po walce? Nie było widać u niego przesadnej radości.
- Zachował się bardzo w porządku. Miałem okazję z nim rozmawiać i fakt jest taki, że ten pojedynek nie zmienił naszych przyjacielskich relacji.
Wraca pan do oktagonu, w maju na KSW 35 kolejny pojedynek. Jakie cele stawia pan sobie na ten rok?
- Chcę wrócić na zwycięskie tory i dalej cieszyć się z tego, że mogę trenować, rozwijać się i walczyć w największej organizacji MMA w Europie. Chce stoczyć co najmniej dwie walki, bo to dla mnie optymalna sytuacja. Dopiero co stoczyłem jeden pojedynek, za chwilę szykuję się do kolejnego. Wakacje zawsze spędzam z rodziną, ponieważ chcę nadrobić "stracony" czas. Ciężko w tym terminarzu zmieścić coś więcej. Gdyby jednak pojawiły się ciekawe oferty z zagranicy, to na pewno bym je rozważył, bo lubię walczyć.
Spekuluje się, że pana rywalem na majowej gali KSW 35 będzie Kendall Grove, z którym już miał pan okazję się mierzyć.
- To jeszcze nie zostało potwierdzone.
A co jeśli zostanie?
- To będę się cieszył, ponieważ po naszym pojedynku (8 czerwca 2013 roku na KSW 23 - przyp. red.) były pewne kontrowersje, o których głośno mówił Grove. On jest kompletnym zawodnikiem, daje dobre walki na galach Bellatora. Myślę, że taki wybór federacji KSW byłby uzasadniony. Czekam, jestem gotowy.
Wspomniał pan o kontrowersjach z pierwsze starcia. Jak pan wspomina ten pojedynek?
- Pamiętam, że strasznie ciężko zbijało mi się wtedy wagę. Snułem się wtedy po hotelu, wyglądałem jak pijana dżdżownica. Konsekwencją tego była moja gorsza dyspozycja w ringu. Na szczęście zadziałał mój charakter i to dzięki niemu wygrałem. Nie zapominajmy, że to była pierwsza walka na KSW, która toczyła się na przestrzeni 4 rund.
Gdzie będzie się pan przygotowywał do najbliższego starcia?
- Powtarzam wypracowany schemat. Będę pracował w moim macierzystym klubie Berserkers Team Szczecin, Wrestling24 i American Kickboxing Academy. Do Stanów wylatuję w połowie marca i spędzę tam miesiąc.
[b]Rozmawiał Artur Mazur
[/b]