Pojedynek w kategorii słomkowej (do 52 kg) odbył się na dystansie trzech rund. Tylko w pierwszej rundzie Clark była w stanie nawiązać z Kowalkiewicz równorzędną walkę. W pozostałych odsłonach błyszczała łodzianka, która po jednogłośnej decyzji sędziów odniosła dziewiąte zwycięstwo w karierze i drugie w UFC.
WP SportoweFakty: Trudno się do pani dodzwonić. Rozumiem, że telefon jest rozgrzany do czerwoności.
Karolina Kowalkiewicz: - To prawda. Gdyby tak dzwonił z innego powodu, to pewnie bym go już wyrzuciła za okno.
Niesamowita walka w pani wykonaniu, ale początek należał do rywalki.
- Walczyłam zachowawczo, ale to było kontrolowane. Chciałam wybadać Heather Clark - sprawdzić, jaką jest zawodniczką, jak wygląda siłowo, jak mocno bije, chciałam wyczuć dystans, rozbudzić się i spokojnie wejść na swoje tory.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Marcin Różalski przed walką z Mariuszem Pudzianowskim. "Chcę krwawej wojny"
Zegar wybija koniec trzeciej minuty pojedynku i wtedy pani, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rusza do przodu. To wyglądało, jakby pani po naciśnięciu guzika przeszła do trybu "atak".
- Dokładnie tak było. Usłyszałam od trenera : „Dobra Karolina, teraz się budzimy". No i się obudziłam, właśnie tak to miało wyglądać.
Dwóch sędziów dało pierwszą rundę rywalce, jeden z nich - pani. A jak pani punktowała tę rundę?
- Trudno mi to ocenić. Po pierwsze, walkę widziałam tylko raz. Po drugie, nie jestem sędzią.
Druga i trzeci runda to już w pani wykonaniu koncert. Kapitalne akcje w stójce, ale i próby poddań. Nie sądzi pani, że gdyby druga runda potrwała dłużej, to zakończyłaby pani walkę przez poddanie.
- Nie lubię tak gdybać. Do końca rundy pozostało 20 sekund, a ja nie chciałam ciągnąć tej dźwigni za wszelką cenę, żeby niepotrzebnie nie tracić tlenu. Wiedziałam, że to była moja odsłona i postanowiłam spokojnie poczekać do jej końca.
W trzecim starciu pozwalała sobie pani na efektowne uderzenia, między innymi ciosy pięścią bite z obrotu. Czy to już pani broń firmowa?
- Faktem jest, że dużo czasu poświęcamy na treningach tego typu uderzeniom. Z trenerem Łukaszem Zaborowskim szlifujemy wiele ciekawych technik stójkowych, między innymi te "backfisty", które już udało mi się zadawać w walce z Randą Markos. Kiedy nadarza się okazja, to po prostu z nich korzystam, ale trudno powiedzieć, czy to już moja firmowa broń.
Odniosłem wrażenie, że w trzeciej rundzie nogi pod Heather Clark się ugięły.
- Czułam, że po jednej z akcji trochę ją zamroczyło. Był taki moment, ale to twarda babka. Ja z kolei odczułam jeden jej prawy zamachowy, ale nie jakoś bardzo. A jeśli chodzi o jej wysokie kopnięcia, to one większe wrażenie robiły w telewizji. Ja ich nie odczułam.
Mnie osobiście zaskoczyła postawa pani rywalki. Po każdym, nawet najmocniejszym ciosie, ona ruszała do przodu z jeszcze większym impetem.
- Wiedzieliśmy od samego początku, że będzie twarda i zdeterminowana. To jest kobieta, która zawodowo grała w hokeja, a to o czymś świadczy. Ktoś taki wie, co to walka na całego. Byliśmy przekonani, że cały czas będzie parła do przodu, że będzie miała zmiażdżoną twarz, ale się nie podda. Czasami dziwiło mnie, że z całą siłą lokowałam na jej twarzy łokcie, które robiły na niej wrażenie, ale ona i tak szła do przodu. Heather, należy ci się ogromny szacunek!
Miała pani okazję z nią porozmawiać po wszystkim?
- Tak, rozmawiałyśmy. To Heather do mnie podeszła. Co ciekawe, zaczęła od przeprosin, powiedziała, że mnie nie doceniała. Stwierdziła, że jestem dużo lepsza, niż jej się wydawało. Podziękowała też, że przed walką nie uciekałam się do słownych prowokacji, że okazywałam jej szacunek, że ten pojedynek odbył się w sportowej atmosferze. Poza tym Heather okazała się przemiłą, ciepłą i sympatyczna osobą. Życzyłabym sobie więcej takich sportowców jak ona.
W rozmowie z zagranicznymi mediami stwierdziła pani, że zostanie mistrzynią kategorii słomkowej.
- Tak!
Bez względu na to, komu ten pas będzie pani musiała odebrać?
- Oczywiście, że tak! A tak pół żartem, postanowiłam, że założę rodzinę dopiero wtedy, kiedy już ten pas zdobędę. A że chcę być kiedyś matką, to nie mam wyjścia - pas musi trafić na moje biodra. Muszę się też sprężyć, bo lata lecą, a najmłodsza nie jestem.
Kiedy powrót do oktagonu?
- Zawieszenia medycznego się nie spodziewam, bo mam tylko lekko wybity palec i zadrapanie na nosie. Czuję się bardzo dobrze. Mocniej dostałam w kość podczas przygotowań do tego pojedynku. W środę odwiedzę centrum MML, tam mnie dokładnie przebadają, ale nie spodziewam się jakichś kontuzji, dlatego mam nadzieję, że wrócę jak najszybciej.
Czy ma pani jakąś wymarzoną rywalkę? Zapowiedziała pani, że chce kogoś z pierwszej piątki rankingu.
- Nie wybieram sobie rywalek i zawalczę z każdym, kogo wskaże UFC. Wydaje się jednak, że idealną przeciwniczką byłaby Carla Esparza. To jest była mistrzyni UFC i na dodatek pierwsza w tej kategorii wagowej. Fajnie byłoby się z kimś takim zmierzyć.
Na koniec muszę zapytać o to, jak pani zachowuje się tuż przed samym pojedynkiem. Słynny Bruce Buffer zapowiada, pani stoi oparta o siatkę, na twarzy uśmiech. Nie wygląda pani na kogoś, kto za chwilę ma stoczyć twardą walkę.
- Ja już tak mam. Kiedy wchodzę do oktagonu, jestem już bardzo zrelaksowana, spokojna. Może dlatego, że klatka to dla mnie najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Wiem, że to zabrzmi głupio, ale to jest mój świat. Stoję tam i tylko czekam, żeby zrobić swoje. Jestem w stu procentach zrelaksowana i szczęśliwa. No i ta atmosfera UFC - Buffer krzyczy w swoim stylu, na trybunach podniecenie, a ja nie potrafię się nie uśmiechać, bo jestem po prostu szczęśliwa.
rozmawiał Artur Mazur
Chyba Ci co nie wiedzą, że obecną mistrzynią jest Asia Jędrzejczyk i nie widział jej walk a walczy po mistrzowsku. Jeśli by kiedykolwiek doszło d Czytaj całość