Martin Lewandowski: "Popek" to zabieg marketingowy

- Do momentu, kiedy "Popek" nie stoczy pierwszej walki, trzeba go traktować jak rozrywkę - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Martin Lewandowski, jeden z założycieli KSW.

WP SportoweFakty: Ostatnia gala KSW 36, mimo bezpłatnej transmisji, nie cieszyła się dużą popularnością. Szacowana oglądalność wynosiła 1,4 miliona, czyli nawet 3 razy mniej niż poprzednie. KSW chyli się ku upadkowi?

Martin Lewandowski: - Jestem zadowolony z obecnej oglądalności. Należy pamiętać, że konkurujemy z najpopularniejszymi programami i stacjami w godzinach odbywania się gali. W ogólnym rozrachunku nie jesteśmy ostatni, a trzeci w średniej oglądalności w danym dniu o danej godzinie. Wiadomo, że są różne gale - te ciekawsze i te, gdzie nie ma wielkich nazwisk, więc trzeba się liczyć, że wyniki są różne. Nie ma powodu do niepokoju.
Mimo wszystko chyba lepsza byłaby świadomość, że KSW cały czas jest na topie.

- Liczę, że te wszystkie nasze działania są przez ludzi zauważane. Jakość naszych gal, w przeciwieństwie do innych dyscyplin, cały czas rośnie. Nie oszczędzamy na światłach czy części rozrywkowej, bo staramy się, żeby zarówno widz przed telewizorem, jak i ten na żywo bawili się dobrze od pierwszej do ostatniej walki. Nie tak jak w boksie, gdzie widać, że jest jedna walka wieczoru, a reszta nie ma znaczenia. Chcemy trzymać ludzi w napięciu i dawać dobre walki, ściągać jak najlepsze nazwiska na nasze możliwości. Inwestujemy w tę dyscyplinę od 12 lat.

[b]

Z naszej ankiety wynika, że 95 proc. czytelników WP SportoweFakty uważa, że kwota za transmisję jest za wysoka. Może tu leży problem niższej oglądalności?[/b]

- Staramy się trochę edukować ludzi, motywować ich, żeby się zrzucili ze znajomymi na te 40 zł, bo kiedy przed telewizorem usiądzie czterech kumpli, to wychodzi mniej niż wyjście do kina. Za dobre wydarzenie trzeba zapłacić i albo chce się wspierać dyscyplinę, której jest się fanem, albo włącza się coś innego, co jest za darmo. Ja nie mam z tym problemu. Mnie najbardziej irytują ludzie, którzy deklarują, że są wielkimi fanami KSW i naciskają na ściąganie wielkich nazwisk, a później okazuje się, że wolą włączyć jakiś kulawy, lewy stream. Jeśli chodzi o kwotę, to zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo nawet 20 zł, to byłoby za dużo.

Jak chcecie zatem przekonać widzów, żeby nie żałowali pieniędzy na rozrywkę, którą proponujecie?

- Wychodzimy do ludzi, pokazujemy im, czym jest MMA, na czym polega ta dyscyplina, jakie ma zasady. Staramy się też zainteresować tych, którzy niewiele wiedzą na ten temat, np. angażując w walki "Popka".

ZOBACZ WIDEO Farsa w Warszawie: "Popek" "zatrzymany", policja dementuje

Chce pan powiedzieć, że Popek to rozrywka a nie sport?

- Do momentu, kiedy nie stoczy pierwszej walki, tak trzeba go traktować. To jest gość, który w MMA stoczył cztery walki, więc ciężko oczekiwać, że po dwóch latach przerwy będzie reprezentować jakiś poziom. "Popek" teraz przechodzi test dojrzałości i zobaczymy, czy go zda na gali w grudniu. "Popek" mimo wszystko dociera do ludzi, do których wcześniej my nie docieraliśmy. To jest zabieg marketingowy.

Po co była wam jeszcze szopka z aresztowaniem?

- To był jeden z zabiegów komercyjnych. Chcieliśmy, żeby się o tym mówiło.

Kiedy ogłosiliście, że w kolejnej gali udział weźmie "Popek", ludzie zaczęli się zastanawiać, kiedy zaczną walczyć bracia Mroczkowie.

- Na pewno będą takie głosy, ale jeśli jest dziewięć walk, z czego jedna jest nieatrakcyjna pod względem sportowym dla pewnej grupy ludzi, to nadal pozostaje osiem ze świetnymi nazwiskami. Jeśli ktoś zarzuci, że w tych pojedynkach nie ma poziomu, to ja mogę tylko powiedzieć, że jest zwykłym ignorantem. Były przecież też głosy po ostatniej walce Mameda Chalidowa, że jest słabym leszczem.

O tej walce mówiono też, że była ustawiona.

- Takie opinie zawdzięczam kolegom z boksu, którzy takie rzeczy robią i zawsze maczają swoje palce w tworzeniu tego typu afer.

Między bokserami a zawodnikami MMA jest konflikt?

- Nie ma megakosy, ale ostatnie komentarze ludzi ze świata boksu po mniej udanej majowej gali spowodowały, że żółć z nich wypłynęła. Nie będę ich głaskał, zwłaszcza, że nikt z nich tej dyscypliny nie stworzył, tak jak my KSW. Tamci nas nieudolnie kopiują, a później opluwają.

MMA w Polsce to cały czas dyscyplina niszowa. Uważa pan, że UFC w Stanach cieszy się większą popularnością?

- Moim zdaniem w Polsce KSW jest bardziej popularne niż UFC w Stanach. Są zawodnicy, którzy w naszym kraju mają większą ilość followersów, niż ci uważani za gwiazdy za oceanem. Będąc kilkakrotnie w Stanach z czystej zawodowej ciekawości obserwowałem tam rynek sportowy. Tam MMA nie znajduje się w czołówce. To jest jak liga hokeja w Polsce.

Polska społeczność sportowa cały czas porównuje poziom walk w UFC i KSW twierdząc, że jest pomiędzy nimi kolosalna różnica. Na waszą niekorzyść.

- Są zawodnicy, którzy odstają od dobrego poziomu, i są tacy, którzy wyrastają ponad poziom bardzo dobry. Tak samo jest w UFC, gdzie czasem mam wrażenie, że dany zawodnik jest tam przez przypadek. Ale mają też gwiazdy i prawdziwych kozaków i to na nich jest opartych tych kilka gal. UFC ma swoją sławę, jest największą organizacją MMA na świecie, a zatrudniali zawodników, którzy u nas byli zwalniani. To o czymś świadczy.

Powiedział pan, że ma wrażenie, że niektórzy zawodnicy UFC są tam przez przypadek. Kogo ma pan na myśli?

- Nie powiem, bo niestety znajdują się też na niej polscy zawodnicy.

Pretendujecie do poziomu UFC czy to UFC powinno wzorować się na KSW?

- Wystarczy spojrzeć, jak wygląda ich show, a jak nasze. Oni po prostu wprowadzają klatkę jakieś trzy kulawe bokserskie światełka na krzyż i biją się zawodnicy. Tam ludzie są po prostu przyzwyczajeni do płacenia za taką rozrywkę i dla nich nie jest problemem, żeby zapłacić 40 czy 60 "baksów" za galę. U nas oczekuje się UFC, a nikt nie chce zapłacić 40 zł. Tak się nie da tego zrobić.

Nie boi się pan głosów, że UFC nie ma show, ale ma nazwiska w przeciwieństwie do was, gdzie inwestuje się w rozrywkę, a na drugim planie jest prawdziwy sport?

- Tak nie jest i wystarczy sobie obejrzeć ostatnie gale UFC i porównać do naszych ostatnich. Nie dam sobie wmówić, że nasze widowiska były w jakimkolwiek stopniu gorsze. Poziom, na którym są obecnie, i w jaki sposób się przygotowują zawodnicy UFC i KSW, wcale od siebie nie odbiega.

MMA w Polsce to już biznes?

- Trudno powiedzieć, czy MMA to biznes. Ja tylko wiem, że KSW to dla mnie biznes. Od wielu lat propagujemy tę dyscyplinę, staramy się zapewniać jak najlepszą rozrywkę i dla nas - jako założycieli - to już jest robota na cały etat.

Pierwsza gala KSW odbyła się 12 lat temu. Jest pan zadowolony z tego, jak to wszystko ewoluowało do dzisiaj?

- Wiele rzeczy bym poprawił i gdybym mógł cofnąć czas, pewnie kilka rzeczy bym zmienił. Teraz jest bardzo fajnie, można powiedzieć, że jeszcze za naszego życia udało się wprowadzić nikomu wcześniej nieznaną dyscyplinę sportową i zobaczyć ją w bardzo fajnej formie. Teraz nie mówi się, że to jakaś ustawka bez zasad, bo ludzie to rozumieją, wiedzą mniej więcej co to MMA, co to KSW. Nadal jest wiele rzeczy do zrobienia, ale jestem zadowolony.

Rozmawiała: Nikola Zbyszewska

Źródło artykułu: