Polska ma Jędrzejczyk, Irlandia - McGregora. A Azja? To potężny problem dla UFC
Największa federacja MMA ma czempionów z Europy czy Ameryki Południowej. A co z Azją? - To ostatni element naszej układanki - mówi Joe Carr, dyrektor UFC ds. międzynarodowych. Organizacji z Las Vegas na razie ciężko się przebić na tym kontynencie.
Wśród panów pasy mistrzowskie z grona zawodników wywodzących się spoza Ameryki Północnej posiadają: Irlandczyk Conor McGregor (waga lekka), Anglik Michael Bisping (waga średnia) i Jose Aldo (waga piórkowa). Kogo brakuje w tej układance? Wśród mistrzów UFC nie ma ani jednego przedstawiciela Azji. Ba, nigdy nie było.
- Zdajemy sobie sprawę, że jest potrzebny mistrz z Azji. Nigdy takiego nie mieliśmy. To tak naprawdę ostatni kawałek naszej układanki - przyznał Joe Carr, dyrektor UFC ds. międzynarodowych. Dla federacji Dany White'a to spory problem, wszak potężny azjatycki rynek stanowi łakomy kąsek.
Ogromny rynek wciąż niezdobyty
Kontynent, który przez wielu nazywany jest kolebką sztuk walki, praktycznie nie zaakcentował swojej obecności w najbardziej prestiżowej organizacji MMA. Wystarczy spojrzeć na czołówki rankingów. W najlepszej "10" każdej kategorii wagowej widnieją w sumie tylko dwa nazwiska. W wadze piórkowej piąty jest "Koreański Zombie" - Chan-Sung Jung, zaś w wadze półśredniej siódme miejsce zajmuje inny fighter z Korei Południowej - Dong Hyun Kim.
UFC zdaje sobie sprawę z problemu. Zanim Azjaci zawalczą o pas, organizacja musi zawalczyć o względy tamtejszych zawodników, a przede wszystkim kibiców. Z pewnością nie sprzyja temu pasywność federacji na tym kontynencie w ostatnim czasie. Dość powiedzieć, że w 2016 r. nie zorganizowano żadnej gali w Azji. Ostatnia odbyła się w listopadzie 2015 r. w Seulu.
Po prawie 19 miesiącach przerwy UFC powraca na azjatycki teren. 17 czerwca w Kallang, w Singapurze, zorganizowana zostanie gala UFC Fight Night 111, a we wrześniu planowany jest event w Saitamie (Japonia), zaś na początku przyszłego roku w Seulu.
Gala w Chinach wielkim wyzwaniem
Największym wyzwaniem dla UFC jest zorganizowanie gali w najludniejszym państwie świata - w Chinach. Były już wprawdzie trzy imprezy w Makau, ale mówimy o autonomicznym terytorium. Amerykanie wiedzą, że potrzebne jest wydarzenie, które wzbudzi wielkie zainteresowanie - gala w Pekinie lub Szanghaju.
- Gdyby gala została zorganizowana w Chinach, byłoby to historyczne wydarzenie. A jeśli ja bym na niej wystąpił, to tytuł byłby mój - zapowiedział Li Jingliang, czołowy zawodnik MMA z Chin (rekord 12-4), który widzi siebie w roli pierwszego chińskiego mistrza UFC. Li wygrał cztery z sześciu walk w amerykańskiej organizacji, a ostatni sukces - zwycięstwo przez KO z Bobbym Nashem - zwrócił uwagę szefa UFC Dany White. Choć oficjalnie pojedynek ten nie znalazł się na liście bonusów, Amerykanin zapowiedział, że uhonoruje finansowo obu fighterów. - Bardzo podobała mi się ta walka - mówił w styczniu br.
Zobacz ten nokaut
Li Jingliang n'a manqué ni de puissance ni de précision à #UFCDenver ! pic.twitter.com/59XwnSZ6kj
— UFC France (@UFC_France) 30 stycznia 2017
- Moje zwycięstwo z Nashem zmieniło nastawienie Chińczyków do MMA. Pomogło zwiększyć rozpoznawalność tego sportu. W Chinach wcześniej go nie znali - mówił 29-letni wojownik. 17 czerwca Li Jingliang zmierzy się w Singapurze z Kanadyjczykiem Jonathanem Meunierem. Kolejny sukces może spowodować, że awansuje do czołowej "15" w rankingu wagi półśredniej. Chińczykowi nie brakuje jednak pewności siebie. - Gdy Chiny będą mieć mistrza MMA, cały kraj stanie za tym sportem - podkreślił zawodnik o pseudonimie "The Leech" (czyli "Pijawka").
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., JAKĄ WIELKĄ GWIAZDĘ MMA WYZWAŁ NA POJEDYNEK CHIŃSKI ZAWODNIK I DLACZEGO UFC MA TAK WIELKIE PROBLEMY W AZJI