Pod koniec sierpnia w amerykańskich mediach wybuchła bomba. Okazało się, że Jon Jones po raz kolejny wpadł na dopingu. Tym razem testy wykryły u niego obecność turinabolu, który jest sterydem anabolicznym.
Próbkę moczu pobrano po oficjalnym ważeniu przed starciem z Danielem Cormierem. Potem "Bones" pokonał swojego rywala, został mistrzem UFC, a kilka tygodni później wybuchła afera.
Amerykański fighter zdecydował się na badanie próbki B. Zarzekał się, że świadomie nie stosował dopingu i liczył, że wyniki testu były błędne. Dziś już wiemy, że tak nie jest.
USADA (amerykańska agencja antydopingowa) potwierdziła, że w próbce B również wykryto turinabol. To oznacza, że Jonesowi grozi czteroletnia dyskwalifikacja oraz wysoka grzywna. Pewne jest, że straci mistrzowski pas, a wynik walki z Cormierem zostanie zmieniony na "no contest".
ZOBACZ WIDEO Załamany Krzysztof Zimnoch po walce w Radomiu. "Nie poddam się"
Ostateczna decyzja w tej sprawie zapadanie za kilka tygodni, bo 17 października gwiazdor UFC zostanie przesłuchany.
- Jestem zdania, że Jon powinien zostać zawieszony dożywotnio. Nie ma miejsca dla ludzi, którzy stosują sterydy, zwiększające wydajność - mówi Michael Bisping.
"Bones" w lipcu wrócił po rocznej dyskwalifikacji, a wcześniej miał na koncie wpadkę z kokainą.