Waldemar Ossowski: O jeden cios za daleko, czyli powrotu "Cro Copa" nie będzie
Kilka razy w ostatnich latach Mirko Filipović kończył sportową karierę, by potem ogłosić spektakularny powrót. Tym razem można być pewnym, że legendarnego Chorwata w ringu już nie zobaczymy. Jeśli to zrobi, podpisze na siebie wyrok.
Po ostatniej wygranej z Royem Nelsonem Chorwat miał nawet ochotę na więcej i kiedy wszystko układało się po jego myśli, a nawet mogło dojść do głośnego rewanżu z Fiodorem Jemieljanienką w Bellatorze, to jego passę zwycięstw przerwała porażka ze... zdrowiem.
Zobacz także: UFC podało wstępny termin powrotu do Polski
Udar i wylew krwi do mózgu na jednym z treningów, a później długi pobyt w szpitalu uświadomiły Filipovicowi, że tym razem na poważnie trzeba rozstać się z ringiem. Kolejny wylew oznacza śmierć i w tej świadomości żyje teraz zawodnik z Zagrzebia. Piękna i bogata kariera, zwieńczona wieloma tytułami kończy się w momencie, kiedy ważniejsza od walki z kolejnym rywalem, jest walka o własne życie.
Zobacz także: Jan Błachowicz ma na oku kolejnego rywala
Przypadki z ostatnich lat, m.in. Christiana Daghio czy Tima Hague, pokazują, że ci zawodnicy nie wycofali się w porę. I jeśli ktoś jeszcze zastanawia się, czy np. Tomasz Adamek powinien wrócić do ringu, to z uwagi na jego zdrowie teraz i za 20 lat, powinien życzyć mu jedynie, aby ostatnimi ciosami przyjętymi w ringu były te od Jarrella Millera w październiku ubiegłego roku.
Mirko Filipović na zawsze pozostanie legendą sportów walki na świecie i nie zmieni tego nawet wpadka dopingowa w UFC. Przez 23 lata zawodowej kariery "Cro Cop" wyrobił sobie szacunek kibiców z całego świata. Uwielbiany w Japonii z pewnością będzie powracał na tamtejsze gale w charakterze gościa specjalnego. Do powrotu nie skuszą go już żadne pieniądze, zwłaszcza, że zdrowie nie jest na sprzedaż.
Waldemar Ossowski