White za wszelką cenę nie chciał dopuścić, aby gale w Londynie, Columbus i Portland zostały odwołane. Rozdający karty w światowym MMA 50-latek zakładał, że wszystkie nachodzące wydarzenia zostaną przeniesione do kompleksu UFC Apex w Las Vegas i odbędą się bez udziału publiczności. Jedną z gal udało mu się nawet wyprodukować - w Brasilii.
Ostatni (nie)sprawiedliwy
Widząc takie ruchy Dany White'a kibice mogli być pełni podziwu jego determinacji. Wydawało się, że prezesowi UFC bardzo zależy, aby jego zawodnicy nie stracili źródła dochodu, nawet kosztem strat amerykańskiego giganta. Cóż za bohaterstwo! Nic bardziej mylnego. Prawda o prawdziwych zamiarach White'a zaczęła wychodzić, kiedy ostatni bastion, czyli UFC Apex również odpadło jako alternatywa dla gal, będąc pod jurysdykcją Komisji Sportowej w Nevadzie, która kategorycznie, według rozporządzeń prezydenta USA, zakazała jakichkolwiek zgromadzeń powyżej 10 osób. Wówczas White mógł ogłosić światu, że starał się robić wszystko co mógł, ale z pandemią nie wygrał. Nie zrobił tego.
Sam na placu boju White nie zamierzał poddawać broni. Znalazł sposób, aby obejść przepisy. W tym celu skontaktował się z... Indianami, których przepisy komisji stanowych nie obejmują. White powiedział, że uzyskał zgodę na zorganizowanie wydarzenia 21 marca w Fire Lake Arena w rezerwacie Indian amerykańskich w Oklahomie. Sprytny sternik UFC ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu po wystąpieniu publicznym prezydenta Trumpa.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Po trupach do celu
W jakim celu White aż tak mocno walczył, aby kolejne gale się odbyły? Powodem wcale nie są zawodnicy. Jak zawsze chodzi o pieniądze. W dobie odwołanych rozgrywek NFL, NHL czy NBA partner telewizyjny UFC - ESPN - nie ma czym zadowalać amerykańskiego fana, który często słono płaci za dostęp do największego sportu. Gdyby kolejne gale MMA odbyły się, byłyby pozycją nr 1 w dobie wielkiego kryzysu. Tak było przecież z UFC w Brasilii. White spokojnie mógłby sobie pozwolić na zerowe zyski z bramek biletowych. ESPN za misję wręcz niewykonalną zapłaciłaby mu olbrzymią kasę, gdyby tylko on dostarczył im kontent premium, jak na obecne czasy kryzysu.
O tym, że wcale White'owi nie chodziło o dobro swoich zawodników świadczy gala w Londynie, planowana na 21 marca. Ta ostatecznie musiała zostać przeniesiona, a łącznie z karty walk wypadło, z różnych przyczyn, aż 11 z 13 pojedynków. 22 fighterów, mając zapewnienie, że gala się odbędzie, nagle zostało na bruku. Co więcej, w tym samym czasie przedstawiciele UFC rozesłali do światowych menadżerów maile, w których pytali o zawodników, którzy mogliby zawalczyć w USA. Nagle drzwi światowego giganta otworzyły się nawet przed przeciętnymi fighterami, którzy tylko na ostatnią chwilę będą gotów zrobić wagę i posiadają aktualną wizę. Kuriozum.
Do przerwy 1:0 dla koronawirusa
Jest jeszcze jeden fakt. To, że trzy najbliższe gale zostaną odwołane, White będzie chciał sobie odbić finansowo. Już teraz zapowiedział, że zrobi wszystko, a pokazał, że na wiele go stać, aby gala UFC 249, 18 kwietnia, z hitowym starciem Nurmagomiedow - Ferguson odbyła się. Jak nie w Nowy Jork, to Las Vegas, jak nie Las Vegas to może u Indian, a jak nie tam to... nawet na Kamczatce. Czy w tym szaleństwie jest metoda? White liczy, że koronawirus osłabnie, a druga połowa kwietnia będzie należała do niego.
To tylko biznes - jak mawia Conor McGregor. Dana White nie został bohaterem i musi pogodzić się z faktem utraty dochodów i przygotowaniem się na straty. Koronawirus zatrzymał wszystkich, nawet największych w świecie sportu.
Waldemar Ossowski
Inne teksty autora>>>