Obaj panowie poznali się ponad 16 lat temu. Andrzej Strzelecki był już wtedy cenionym aktorem, reżyserem, nauczycielem akademickim, późniejszym rektorem Akademii Teatralnej w Warszawie. Kawulski dopiero zakładał organizację mieszanych sztuk walki (MMA), która po latach stanie się czołową instytucją sportową w Polsce. Ale wtedy marzył też o zaistnieniu w branży filmowej. Jednak pierwszym tematem, który zrodził przyjaźń obu panów był sport.
- Chcieliśmy zorganizować wyjątkowe wydarzenie. Pojawił się pomysł, żeby zabrać gwiazdy na turniej golfowy w Tunezji. Rzuciliśmy się na głęboką wodę. Chcieliśmy to wyprodukować dla Polsatu Sport, ale musieliśmy się przebijać, bo to nie miało nic wspólnego z KSW - wspomina Kawulski.
- Nie mieliśmy zbyt wielkich doświadczeń produkcyjnych, wyrobionej marki. My nawet nie byliśmy autorytetami w dziedzinie golfa! Dlatego wielu ludzi patrzyło na nas jak na jakichś szaleńców - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"
Wtedy spotkał Andrzeja Strzeleckiego - człowieka teatru i pasjonata gry w golfa. - Okazał się wielką przystanią tolerancji. Był człowiekiem, który się zatrzymał, wysłuchał mnie i powiedział, że podoba mu się ten pomysł i chętnie się przyłączy - wyjaśnia Kawulski.
Podróż po polach golfowych Europy
Strzelecki włączył się w projekt. Pomógł głównie w produkcji i doborze gości.
- Dokumentując całą tę sytuację, miałem szczęście, że z Andrzejem przejechałem najpiękniejsze pola golfowe w Europie i to on mi pokazał piękno tego sportu. Okazał się też dobrym, bezinteresownym i otwartym człowiekiem. W przestrzeni artystycznej zawsze funkcjonował na tych najwyższych stopniach, ale kiedy schodził ze sceny lub wstawał od swojego fotela, w ogóle nie dawał ci odczuć, że jest kimś ważnym. Przy nim nigdy nie czułeś się mniejszy, mniej ważny, nawet mniej doświadczony. Miałeś wrażenie, że rozmawiasz z kolegą i wymieniasz poglądy. I możesz powiedzieć to, co myślisz. Andrzej ma taką naturalną umiejętność, dzięki której pokazuje, że wszyscy są równi. A przecież wiemy, że tak nie jest, bo ludzie są mniej i bardziej doświadczeni, mniej i bardziej utalentowani - wylicza Kawulski.
Pierwszoplanowa postać polskiego biznesu sportów walki twierdzi, że Strzelecki to facet, który nawet gdyby zagrał w sztuce obwoźnego teatru, to w każdym miejscu, w którym by się pojawił, zostałby zapamiętany - nawet przez sprzątaczkę. Zostałby zapamiętany jako ten dżentelmen, który przyszedł, zatrzymał się, porozmawiał i powiedział coś niesamowitego. - O takich ludziach zawsze się pamięta. Trudno dziś szukać takich cech w świecie bez pokory i próżności. Przecież dziś ważniejsze nie jest dobre słowo. Dziś o tym jakim jesteś człowiekiem, decyduje liczba lajków - przekonuje Kawulski.
"Stoczmy razem z nim tę trudną walkę"
W czerwcu tego roku okazało się, że Strzelecki zachorował na nieoperowalnego raka płuc i oskrzeli. Choroba postępuje szybko. Jedyną szansą na przeżycie dla aktora jest Capmatinib - drogi lek dostępny w USA. Koszt kuracji wynosi 37 tysięcy dolarów miesięcznie i przekracza możliwości finansowe Strzeleckiego, dlatego potrzebna jest pomoc. W tę włączyło się Ministerstwo Zdrowia, gwiazdy kina i teatru. Apeluje również Kawulski, który wreszcie spełnia swoje filmowe marzenia i wyreżyserował już dwie popularne fabuły - "Underdog" i "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa".
- Pamiętam kilka wielkich postaci, które z braku uwagi, braku zatrzymania ludzi w codziennym pędzie, bez rozgłosu, po cichu odeszły. Taką szczególnie cenioną przeze mnie osobą był Jacek Kaczmarski. Wtedy bardzo chciałem zwrócić uwagę wszystkich na jego problemy, ale nie miałem takich możliwości - wspomina Kawulski.
- Dziś mogę stanąć i głośno zaakcentować, że ci, którzy nas inspirują, uczą, bawią, prowadzą, także mają gorsze momenty i potrzebują pomocy. To jest właśnie ten czas. Nie pozwólmy odejść Andrzejowi. Stoczmy razem z nim tę trudną walkę. Czuję się w obowiązku sygnalizować i prosić was wszystkich pomoc dla niego - apeluje.
Andrzej Strzelecki jest podopiecznym fundacji Rak'n'Roll, która prowadzi zbiórkę pieniędzy na leczenie aktora "Klanu". Na lek nierefundowany, leki, sprzęt specjalistyczny, dojazdy i konsultacje medyczne potrzeba aż 1,5 miliona złotych. Do tej pory zebrano ponad 700 tysięcy.