Najgorsze są wakacje od myślenia

Newspix / MIKOLAJ ZACHAROW / Na zdjęciu: Straż pożarna, policja i pogotowie
Newspix / MIKOLAJ ZACHAROW / Na zdjęciu: Straż pożarna, policja i pogotowie

Koledzy rzucili się dziecku na pomoc. Rzeka nie wydawała się głęboka - opowiada Rafał Haratyk, strażak i zawodnik MMA. - Nie udało się. Martwego chłopca znaleźli niedaleko kładki.

W tym artykule dowiesz się o:

Haratyk to czołowy polski zawodnik MMA wagi średniej (13 zwycięstw, 4 porażki, 2 remisy). Obecnie startuje w rosyjskiej organizacji sportów walki. W straży pożarnej pracuje od 2007 roku. Jest zastępcą dowódcy zmiany w Ustroniu.

- Niestety nie zawsze się udaje. W Skoczowie koledzy wyławiali dzieciaka z wody i nie uratowali go. Utopił się przy kładce, gdzie woda miejscami mocno wypłukała koryto i rzeka była głęboka na dwa, trzy metry - mówi ze smutkiem Haratyk. - A dla dziecka to śmiertelna pułapka. Kiedy rodzice chłopca zorientowali się, że go nie ma, on był już głęboko pod wodą. Chłopaki wyłowili go, reanimowali, ale bez skutku. Za długo był bez tlenu - relacjonuje sportowiec.

Podobne doświadczenia ma Agnieszka Wojciechowska. To z kolei mistrzyni świata i wielokrotna medalistka najbardziej prestiżowych zawodów służb mundurowych, World Police and Fire Games. W straży od 15 lat. Obecnie jest w stopniu starszego kapitana służy w jednostce Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie.

ZOBACZ WIDEO: Nowe oblicze reprezentacji Anglii. "To nowość"

- U nas w wakacje prowadzimy zwykle dużo akcji na akwenach wodnych - stwierdza Wojciechowska. - Rzadko przyczyną jest niebezpieczne miejsce. Na przykład na jeziorze Kryspinów co roku tonie kilkanaście osób. Niby małe, nie jest szczególnie niebezpieczne, ale statystyki fatalne. Wiele osób spędza tam czas, a zdecydowanie najczęstszą przyczyną utonięć jest alkohol i brawura. Ofiary to przeważnie mężczyźni powyżej 30. roku życia - dodaje kapitan straży.

W ciągu kilkunastu lat pracy zawodowej strażacy-sportowcy przekonali się, że wakacje są szczególnie niebezpiecznym okresem. Czas wolny, woda, podróże, upały, imprezowanie - to okres, kiedy łatwo popełnić fatalne w skutkach błędy. A do tego jeszcze przecenienie własnych możliwości albo niedocenienie przyrody.

Woda. Kolega przypiął się linami i ruszył

Problem z ratowaniem tonących jest taki, że strażacy rzadko zdążają na czas. W końcu najpierw ktoś musi zauważyć tonącego i powiadomić służby. Straż musi dojechać na miejsce. Na przykład w przypadku ekipy Wojciechowskiej dojazd nad wspomniane jezioro Kryspinów to 10-15 minut. Kluczowe 10-15 minut.

- Zazwyczaj jest tak, że jeśli na miejscu wypadku nie ma kogoś, kto umie ratować tonącego, to nasz przyjazd jest już raczej tylko do zabezpieczenia miejsca zdarzenia i odnotowania zgonu bądź poszukiwania ciała - opowiada Wojciechowska. Mówi, że podczas jej wieloletniej służby tylko raz udało się wyciągnąć kogoś z wody i rozpocząć akcję reanimacyjną. - A i tak ta osoba zmarła - dodaje.

Rafał Haratyk swoją ostatnią wodną akcję ratowniczą na szczęście wspomina dobrze. W ubiegłym roku nastoletni chłopak wskoczył do Wisły, która w okolicy ustronia jest niby płytka, niby spokojna, ale zdradliwa. Zwłaszcza po deszczach, kiedy woda jest wzburzona.

Chłopaka porwał prąd. Wyziębionego i bez sił rzucił na pełną gałęzi wysepkę, z niewielkim drzewem po środku. - Musieliśmy działać szybko. Jeden z kolegów przypiął się linami, wszedł do wody i ściągnął chłopaka do brzegu. Udało się - wspomina zadowolony Haratyk.

Rafał Haratyk / materiały prasowe ACA
Rafał Haratyk / materiały prasowe ACA

Starszy aspirant z Ustronia, a zarazem zawodnik MMA, przestrzega, by rodzice w czasie wakacji bardzo uważali na swoje dzieci. - A już szczególnie nad rzekami. Bo jak prąd porwie dorosłego, to może jeszcze jakoś sobie poradzi. A dziecko nie - podkreśla. - Akcje, w których giną dzieci, bolą nas strażaków najbardziej. Sam jestem ojcem dwójki, na pewno taką stratę bardzo bym przeżył.

Droga. Im piękniej, tym gorzej

Haratyk i Wojciechowska mówią nam, że wszyscy strażacy znają jednak prostą i podstawową regułę: kiedy jest piękna pogoda, wypadków drogowych jest najwięcej.

- Więcej niż wtedy, kiedy pada deszcz albo śnieg, bo wtedy ludzie są ostrożniejsi - zwraca uwagę pani kapitan. - A kiedy warunki są dobre, ludzie czują się pewnie, jeżdżą szybciej. Słońce często powoduje otępienie, osłabia czujność, albo oślepia.

Mówi, że latem bardzo często jeżdżą do wypadków na obwodnicy Krakowa. - Ludzie wracają z wakacji na przykład z Zakopanego, przysypiają za kierownicą, używają telefonów komórkowych, gdy kierują. To jest prawdziwa plaga. Albo po prostu tracą czujność i nieszczęście gotowe - analizuje medalistka World Police and Fire Games.

Według obojga naszych rozmówców wakacje w drodze są szczególnie niebezpieczne na długie dystanse, które pokonują ludzie zwykle w 90 procentach nieprzyzwyczajeni do pokonywania w roku takich odległości.

- W trasie bardzo łatwo o wypadek - nie ma wątpliwości Haratyk. - Słońce praży, klimatyzacja się psuje, stoimy w korku, z tyłu płacze dziecko - wymienia Haratyk. - To wszystko sprawia, że nawet dobry kierowca może łatwo stracić koncentrację na drodze i zrobić głupi błąd.

- Warto robić sobie przerwy w podróży, dojechać godzinę czy dwie później, ale uniknąć dzięki temu zderzenia z drzewem - zaleca.

Pożar. Upały plus ludzka głupota

Strażacy wyciągają ludzi z wody, wycinają ich z rozbitych aut, usuwają z dróg przewrócone przez burze i wichury drzewa, ale istotą tej służby jest jednak walka z ogniem. I tej nie brakuje latem. Zwłaszcza, gdy tak jak teraz z słońce grzeje bezlitośnie. Dodajmy do upałów ludzką głupotę i pożar gotowy.

- Nie mówię już nawet o tym, że ktoś rzuci w lesie niedopałek - zaczyna Haratyk. - U nas w okolicy miejscowi, którzy mają działki sąsiadujące z lasami, palą tam ogniska. Takie głupie zachowanie często rozwija się w niebezpieczny pożar. Przed ostatnimi deszczami mieliśmy ich pięć albo sześć.

W jednej z tych akcji uczestniczyły nawet Dromadery - wykorzystywane do gaszenia pożarów samoloty. - Paliło się wtedy 100-150 metrów lasu. Nadleśnictwo uznało, że nie ma co ryzykować i wezwało wsparcie z powietrza. Jak samoloty zaczęły akcję, było na co popatrzeć, choć wolałbym nie oglądać takich rzeczy - podkreśla strażak z Ustronia.

Wojciechowska zwraca z kolei uwagę na inny aspekt upałów. - To szczególnie groźny okres dla osób starszych. Kilka gorących dni z rzędu sprawia, że mamy dużo wezwań do seniorów. Także wezwań śmiertelnych - mówi kapitan straży z Krakowa. - Starsi próbują chronić się przed wysoką temperaturą, ale często nieumiejętnie. Przegrzanie powoduje na przykład wylew. W takich sytuacjach naszą rolą jest otwarcie mieszkania, zwykle na prośbę policji lub pogotowia, i dotarcie do poszkodowanego. To przykre akcje, które zapadają w pamięć - zaznacza.

Agnieszka Wojciechowska / Facebook
Agnieszka Wojciechowska / Facebook

Jak najlepiej chronić się przed przegrzaniem? - Jako sportowiec - zaczyna Haratyk - w takie upalne dni doradzam, żeby bardzo dobrze się nawadniać, bo nawodnienie wpływa na sprawność fizyczną, umysłową i samopoczucie. Sypiemy szczyptę soli kłodawskiej do butelki wody i pijemy, trzy litry wody dziennie.

Wakacje. Niestety często od myślenia

Najważniejsze w czasie wakacji to chronić się przed bezmyślnością. - To czas, gdy myślenie częściej się wyłącza. Młodzi ludzie, którzy mają więcej wolnego czasu, chcą się popisać przed kolegami, robią coś głupiego i musimy ruszać na ratunek - mówi Haratyk. - Z kolei starsi się rozleniwiają, tracą czujność. A jak jeszcze dojdzie do tego wszystkiego alkohol, myślenie wyłącza się całkowicie.

- Wakacje nie oznaczają zwolnienia z myślenia - stanowczo punktuje Wojciechowska. Apeluje, by w czasie letniego wypoczynku nie rozluźniać się "na maksa", że zdrowy rozsądek jest potrzebny o każdej porze roku i przy każdej pogodzie. - No i uważajmy z alkoholem. On jest bardzo częstą przyczyną zdarzeń, do których jeździmy.

Tych, którzy latem mają za dużo wolnego czasu i energii, Haratyk zaprasza na sale treningowe. Nauka sportów walki to zdecydowanie lepszy sposób, żeby się rozładować, niż wakacyjne wygłupy. - Chyba każdy się zgodzi, że lepiej nauczyć się czegoś nowego, niż skakać gdzieś do płytkiej wody, gdzie można złamać sobie kręgosłup i stracić życie.

Życie wisi na sześciomilimetrowej lince i kosztuje 3,5 tys. zł >>
Quady. Kupowane na komunię, do tego kask z marketu i tragedia gotowa >>

Źródło artykułu: