- Co to jest laamb? Przede wszystkim tradycja - mówi Dia, gdy pytamy o sport, z którego się wywodzi. Na terenach dzisiejszego Senegalu ta sztuka walki znana jest od siedmiu stuleci. Kiedyś była formą przygotowania do wojny, choć dla zachowania siły, kondycji i dla zabawy w porze deszczowej uprawiali ją też rolnicy. Z czasem mistrzowie okolicznych wiosek zaczęli się spotykać, żeby wyłonić najlepszego zapaśnika w regionie.
Już w XX wieku wielką popularność zyskała nowożytna forma senegalskich zapasów. Bardziej brutalna, ponieważ poza chwytaniem i przewracaniem przeciwnika wolno też uderzać pięściami. A gdy okładają się dwumetrowe góry mięśni, krew musi się lać.
Początek złotej ery tej dyscypliny to lata 60. poprzedniego stulecia. Wtedy wioski stały się dla zapaśników za małe. Walki zaczęto przenosić na stadiony sportowe, a tam oglądało je 25-30 tysięcy widzów. Dziś zdarza się, że zawodnicy laamb walczą na przykład w słynnej hali Bercy w Paryżu.
"Jestem numerem jeden"
Sobotni rywal Pudzianowskiego jedną z gwiazd laamb stał się 20 lat temu. Jako młody chłopak był hersztem jednej z osiedlowych grup dzieciaków i bił się sporo. W pewnym momencie bitnego drągala zauważyli trenerzy zapasów i tak się zaczęło. Dia piął się po szczeblach kariery, wygrywał kolejne walki, by w końcu po efektownej serii zwycięstw zmierzyć się z niekwestionowanym mistrzem areny, "Tysonem". W grudniu 2002 roku pokonał go przez nokaut. Wtedy nosił już groźny przydomek "Bombardier".
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce". Rębecki lepszy od Gamrota i Helda? "Powiedziałem to w euforii. To nasza największa perełka"
Dzięki kolejnym wygranym pojedynkom o tytuł króla areny utrzymywał gwiazdorski status przez długie lata. Dziś uważa się go za jedną z największych legend laamb. Sam twierdzi, że w Senegalu mało kto cieszy się takim uwielbieniem fanów jak on.
- Czy jestem u siebie większą gwiazdą niż Pudzianowski w Polsce? Tak! - odpowiada bez wahania. - Jestem numerem jeden. No, może Sadio Mane, piłkarz Liverpoolu, może się ze mną równać - dodaje. I poleca, by zapytać o wizytę w Senegalu ekipę, która pojechała tam nagrywać program o "Bombardierze". - Widzieli, że kiedy idę ulicą, nie mam nawet pięciu minut spokoju. Przez większość czasu towarzyszy mi tłum kibiców - podkreśla.
Może walczyć cały dzień
Tradycyjne senegalskie zapasy na MMA Dia zamienił w 2018 roku. Do tej pory stoczył w oktagonie dwie walki. Obie były krótkie. W maju 2018 roku w Genewie wygrał ze swoim rodakiem Amadou Papisem Konezem w minutę i 12 sekund. W lutym 2020 roku w angielskim Edwinstone pokonał reprezentanta gospodarzy Daniela Podmore'a po 59 sekundach. W obu przypadkach zasypywał rywali gradem ciosów i zwyciężał przez techniczny nokaut.
Jego poprzedni przeciwnicy byli jednak nowicjuszami w MMA. A Mariusz Pudzianowski to już doświadczony zawodnik, który bije się od 12 lat i z żółtodziobami nie przegrywa. Tyle że "Bombardier" za żółtodzioba się nie uważa. Twierdzi nawet, że będzie miał przewagę doświadczenia nad byłym mistrzem świata siłaczy. - Mówię tak dlatego, że widziałem pojedynki "Pudziana" i wiem, że to głównie zapasy i walka na pięści. Laamb składa się z obu tych rzeczy, a ja uprawiam ten sport od wielu lat - tłumaczy.
Dodaje, że o kondycję, która u mało doświadczonych, a przy tym wysokich i ciężkich zawodników jest zwykle marna, w jego przypadku nie musimy się martwić. Ponoć senegalscy zapaśnicy są pod tym względem tak dobrze przygotowani, że mogą walczyć cały dzień.
- Nasze walki to trzy razy 15 minut. Intensywność nie jest może tak duża jak w MMA, ale żeby wytrzymać takie starcie z drugim kolosem - największy przeciwnik, z jakim się biłem, miał 197 centymetrów wzrostu i ważył 155 kilogramów - trzeba mieć kondycję - zapewnia.
Zabierze "Pudziana" na ryby
Dla "Bombardiera" starcie z gwiazdą KSW to duże wyzwanie, a zarazem duża szansa na zaistnienie w MMA. - Bardzo chcę wygrać, ponieważ nie chciałbym, żeby moja współpraca z KSW zakończyła się na Mariuszu. Mam już 45 lat, ale myślę o tym, żeby bić się dla polskiej federacji nawet do pięćdziesiątki - zdradza.
Po walce na KSW 64 w Łodzi, bez względu na jej wynik, Dia chce zabrać "Pudziana" do swojej ojczyzny. - Chciałbym, żeby sprawdził się w senegalskich zapasach. No i będę chciał mu pokazać, jak się u nas łowi ryby, bo ja pochodzę z rybackiej rodziny. Wiem, jak to jest wstawać skoro świt, przygotowywać łodzie i sieci, potem wypływać w morze i łowić przez cały dzień. Wiem, że Mariusz też poznał, co to ciężka praca. Szkoda, że nie mówimy w tym samym języku, bo myślę, że dobrze byśmy się rozumieli. Ale tak czy inaczej, chętnie pojadę z nim do Senegalu, wsadzę go do swojej łódki i zabiorę na połów - zapowiada.
Czytaj także:
KSW 64. Gdzie oglądać? Transmisja TV, PPV, stream online
Odpowiedź Pudzianowskiego hitem internetu. Przyjął wyzwanie Bombardiera