Zwyciężcą jest się dopiero na mecie - Red Bull po GP Australii

Sebastian Vettel prowadził niezagrożony przez większą część wyścigu. Pech jednak znalazł sposób na niego na jednym z zakrętów. Niemiec nagle zamiast skręcić pojechał prosto i utknął w żwirze. Jak się później okazało nie był to jego błąd. Problemy techniczne po raz kolejny kosztowały go zwycięstwo w wyścigu.

Mark Webber (9. miejsce): Mój start nie był idealny, koła zaczęły obracać się w miejscu. Byłem szczęśliwy, że udało mi się odjechać na trzecim miejscu. Po zjeździe samochodu bezpieczeństwa wyścig zaczął układać się dobrze. Chciałem zjechać na tym okrążeniu, na którym opony zmieniał Sebastian, ale oczywiście, kto jest na czele, ten ma pierwszeństwo. Musiałem przejechać jeszcze jedno okrążenie na przejściówkach, co kosztowało mnie sporo czasu. Wyjeżdżając z pitu nie mogłem wrzucić dwójki i wyjechałem za szeroko. Późniejszy postój pokazał, że wszystko było w porządku. Pod koniec dogoniłem prowadzącą grupę, ale wtedy mieliśmy wypadek. Przeprosiłem Lewisa, za to. Straciłem siłę docisku, gdy się do nich zbliżyłem, bolid się poślizgnął i wjechałem mu w tył. Niestety, to wyglądało jak dobry finisz, ale ciągle jest bardzo ciężko podążać wśród tych bolidów. Przegrałem walcząc, nie byłem usatysfakcjonowany szóstym miejscem, chciałem dostać się na podium. W końcu okazało się, że to był ciężki dzień dla zespołu. Wrócimy.

Sebastian Vettel (nie ukończył): Poczułem, że coś jest nie tak, okrążenie wcześniej niż wypadłem z toru. Jakieś iskry poleciały z tylnego lewego koła, nie wiedzieliśmy, co to. Chciałem zjechać do boksu. Kilka zakrętów wcześniej dostałem potwornych wibracji zaraz, gdy naciskałem pedał hamulca. To była jakaś usterka i na zakręcie nr 13 wpadłem na żwir. Nic nie mogłem poradzić. Straciłem bolid i to tyle. Szkoda, bo myślałem, że kontrolujemy wyścig. Aby wygrać musisz dojechać do mety. Nie poddajemy, ale droga do mistrzostwa jeszcze jest daleka. Pracuejmy ciężko i mam nadzieję, że jako pierwszy zobaczę "szachownicę" w Malezji.

Komentarze (0)