Tomasz Wiliński: Karting. Gdy Kubica miał 10 lat

Rok 1994. Wiosna - lato. Tor Poznań. To był dla mnie wyjątkowy rok. Jak się później okazało, ten rok zwiastował też początek wielkiej kariery dla kogoś innego. Ja - piętnastolatek z czarnymi, kręconymi włosami z wielkim przejęciem pojawiłem się na "lotnisku" jak zwykliśmy mówić o Autodromie Poznań. Lotnisko, bo ten tor dysponował taką prostą, na którą trudno było dobrać przełożenia, aby wykorzystać możliwość rozpędzenia kartingu do maksymalnych prędkości, a jednocześnie żeby chwilę później nie tracić na zakrętach.

W tym artykule dowiesz się o:

Wówczas już pięć lat startowałem w barwach Zespołu Szkół Budowlanych w Gorzowie. Wtedy po raz pierwszy miałem okazję rywalizować, już nie tylko jako junior, ale i jako senior, w czterech kategoriach wyścigowych. W Pucharze Poznania wywalczyłem trzecie miejsce. Poza tym rozpoczynałem właśnie edukację w liceum. Miałem wielkie plany naukowe, zawodowe i sport musiał stanąć z boku. Jednak zawsze mi towarzyszył. To był naprawdę ważny dla mnie rok.

Wtedy też po raz pierwszy startowałem w wyścigach z Robertem Kubicą, który właśnie rozpoczynał swoją długą drogę do Formuły 1. Dziesięcioletni Robert po raz pierwszy mógł rywalizować w zawodach kartingowych w Polsce. Dopiero co zrobił licencję, ale my już go znaliśmy wcześniej. Nie mogąc startować przyjeżdżał na eliminacje i trenował. Niesamowicie dużo trenował. - Ten chłopak śpi na torze. On będzie mistrzem świata - pamiętam te słowa po pierwszych startach Roberta. Historia potoczyła się tak, że cztery lata później młody krakowianin zdobywa mistrzostwo Włoch, wicemistrzostwo Europy i wygrywa Monaco Kart Cup. Kilka lat później po trudnych latach pełnych wyrzeczeń osiąga swój największy cel - starty w Formule 1. Nadal czekam na mistrzostwo świata mojego kolegi z toru. Wierzę, że to wkrótce nastąpi.

Gorzowski karting też osiągał wiele sukcesów na polskiej arenie. Pokonywał słabości braku sponsorów. Bazował na niewielkich budżetach. Był jednak w stanie walczyć drużynowo o medale z takimi potęgami jak Automobilklub Rzemieślnik czy Automobilklub Poznań. Do tego dochodziła rywalizacja z zawodnikami Duetu Zielona Góra, w którym startował między innymi Piotr Protasiewicz, obecny żużlowiec Falubazu Zielona Góra oraz jego młodszy brat Grzegorz. Cała rodzina "Pepe" była zaangażowana w karting. I ojciec, i mama, i obaj bracia spędzali całe dnie na torze w Starym Kisielinie. Na jednym z najładniejszych obecnie torów w Polsce.

Gorzów zawsze był gdzieś daleko za Falubazami. Był daleko za wszystkimi. Nie posiadał toru. Zawodnicy z Gorzowa nie mieli gdzie trenować. Najbliższy tor - przy szkole samochodowej w Skwierzynie - nie należał do torów, na którym można było rozgrywać zawody rangi ogólnopolskiej. Zawodnicy "Budowlanki" jeździli trenować do Poznania, Szczecina i Starego Kisielina. Nikt z władz miasta nie widział potrzeby rozwoju innej dyscypliny poza żużlem. Nie widział przez wszystkie te szesnaście lat do dzisiaj. I mam tylko nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

Potrzeba wybudowania autodromu w północnej stolicy województwa lubuskiego jest ogromna. To miejsce, gdzie mogłyby odbywać się zawody kartingowe, gdzie można szkolić kierowców. W tej chwili, gdy Gorzów szczyci się kolejnym wspaniałym sportowcem - Łukaszem Błaszkowskim - jest okazja, żeby miasto postawiło na rozwój i tej dyscypliny. Kilkukrotny mistrz Polski wyścigów samochodowych w sezonie 2010 rozpoczyna podbój Europy poprzez starty w niemieckiej serii wyścigowej VW Scirocco Cup. Jest to niezwykle utalentowany zawodnik, który ma ogromną szansę zdobyć światowe salony wyścigów, a może nawet wystartuje kiedyś w WTCC. Tego mu szczerze życzę. Błaszkowski wywalczył w swoim rodzinnym mieście wsparcie finansowe dla siebie. Mam nadzieję, że Wydział Promocji Miasta przy okazji dostrzeże również potrzebę wybudowania autodromu w Gorzowie, gdzie następcy Kubicy, Hołowczyca, Kościuszki, Błaszkowskiego będą mogli doskonalić swoje umiejętności.

W tym mieście od lat większość pieniędzy inwestowana jest w jedną dyscyplinę - w żużel. Sport będący "świętą krową" dla władz, dla wielu mieszkańców, dla działaczy. Zapomina się o innych, które temu miastu przynoszą o wiele większą chwałę. Które zdecydowanie bardziej rozsławiają Gorzów. Najwyższy czas zauważyć coś więcej niż czubek własnego nosa. Zaprzestać niepotrzebne rozbudowywanie obiektu, który nie będzie w 100 procentach wykorzystany i te pieniądze przekazać na rozwój tenisa stołowego, boksu, koszykówki, siatkówki, piłki ręcznej, albo umożliwić kartingowcom na zaistnienie na arenach Europy i trenowanie na "własnym podwórku". Niech to będzie początek nowego Gorzowa. Miasta, które ma być kuźnią talentów sportowych, które posiada autodrom, które posiada klub kartingowy.

Źródło artykułu: