- Montreal jest jednym z moich ulubionych torów i cieszę się, że po przerwie GP Kanady wróciło do kalendarza. Panuje tam świetna atmosfera, a fani mają niezłe widowisko - opowiada Robert Kubica.
- Ciągle tu hamujemy i przyśpieszamy, jest sporo nierówności. Z początku są problemy z przyczepnością, ale wzrasta ona w trakcie weekendu i możesz coraz bardziej cisnąć. Bandy są bardzo blisko toru, więc nie ma miejsca na błędy. Ale ja lubię charakterystykę takich obiektów. Jeżeli chodzi o ustawienia to musimy się skupić na stabilności podczas hamowania oraz trakcji. Bolid musi być łatwy w prowadzeniu, ponieważ jest tu kilka wybojów.
- W 2007 roku miałem tutaj wypadek, ale nie myślę o nim. Nigdy nie obawiałem się powrotu do Montrealu, gdzie wygrałem swój pierwszy wyścig. Wracam tutaj jako triumfator i mam dobre przeczucia. Nasz bolid powinien być konkurencyjny. Realistycznie ciężko o wygranie wyścigu, ale nigdy nic nie wiadomo…
- W pierwszym zakręcie hamujemy, a następnie wchodzimy już w drugi zakręt. Można spróbować tu ataku po wewnętrznej, ale zależy to od balansu. Dobrze jest mieć właściwą linie jazdy podczas wchodzenia w drugi zakręt, który jest dosyć kłopotliwy. Następnie przyśpieszamy do szykany, która sprawia, że zakręt jest najprzyjemniejszy z całego okrążenia.
- Zakręty numer trzy i cztery zapewniają niesamowite przeżycia w bolidzie F1, wiraż pokonujemy z prędkością 155 kilometrów na godzinę. Przejeżdżamy tutaj po tarkach, ale trzeba uważać bo mogą wpłynąć negatywnie na balans samochodu. Ściany są bardzo blisko i jeżeli przejedziemy blisko nich, to zyskamy 0,2 sekundy. Nie można się za bardzo zbliżyć, bo może dojść do kontaktu.
- Kolejną szykanę mamy w zakrętach numer osiem i dziewięć. Trzeba tutaj dobrze wyjść, ponieważ dalej jest nawrót. To jedyne miejsce gdzie można wyprzedzić. Jest to najwolniejsza część toru, a w poprzednich latach były tutaj problemy z nawierzchnią. Ważne jest mieć dobrą trakcję przy wyjściu i następnie dojeżdżamy do długiej prostej - zakończył Kubica.