Ja się nie starzeję - rozmowa z Michałem Bębenkiem, zwycięzcą Citroen Racing Trophy 2010

Na ten sezon bracia Bębenkowie przesiedli się z Lancera Evo IX do Citroena C2R2 i z miejsca zdobyli mistrzowski tytuł. O rywalizacji w swojej klasie, o funduszach i braku pokory wśród kierowców Michał Bębenek opowiada portalowi SportoweFakty.pl.

W tym artykule dowiesz się o:

Paweł Świder: Gratuluję zdobycia tytułu Mistrza Polski. Czy ciężko będzie pan wspominał ten sezon i konkurencję w Citroen Racing Trophy?

Michał Bębenek: Dziękuję. To nie jest taka łatwa sprawa wygrać tytuł przy tak wyrównanej stawce kierowców. Każdy z nich z rajdu na rajd starał się jechać jak szybciej i chcieli mnie pobić, ale jak widać nie poddałem się. Dawaliśmy z siebie wszystko i jechaliśmy najszybciej jak tylko potrafiliśmy. Startując do każdego odcinka specjalnego myśleliśmy o zwycięstwie. To przyniosło skutek w postaci zdobycia Mistrza Polski na jedną rundę przed zakończeniem sezonu.

Jak zdobycie tytułu Mistrza Polski może wpłynąć na zainteresowanie kibiców i pańską pozycję w rajdach w przyszłym sezonie?

- Mam nadzieję, że to zaprocentuje. Absolutnie nie żałuję tej decyzji o przesiadce. Po pierwsze to fantastyczny samochód, cały puchar jest bardzo dobrze przygotowanym programem dla startujących w nim załóg. Przytomni ludzie tym kierują i to widać. Wyjścia były dwa - albo jechać słabszym autem w niższej klasie albo praktycznie w ogóle nie jechać. Wybraliśmy pierwszy wariant i jesteśmy z niego zadowoleni. Nie jest łatwo pozyskać możnych sponsorów i ścigać się o pierwsze miejsce w rajdzie. Więc w każdej z klas jest rywalizacja, bo w każdej są mistrzowie.

W poprzednich sezonach nie zdobył pan tytułu Mistrza Polski. To oznaczało, że Michał Bębęnek się zestarzał, samochód nie domagał czy konkurencja była z roku na rok coraz silniejsza w grupie N?

- Michał Bębenek się nie starzeje (śmiech). Oczywiście pod względem sportowym, bo wiek ciągle leci do przodu. Czy konkurencja? W rajdach wiele zależy od dobrego budżetu i sprzętu. Ja nie do końca miałem szczęście co do sprzętu, natomiast myślę, że reszta spraw była w porządku. Kiedy byliśmy dobrze przygotowani do rajdu to byliśmy w czołówce, kiedy musieliśmy trochę oszczędzać - od razu odbijało się to na wyniku.

Czyli nie wyszło panu na dobre zaprzestanie startów własnym Lancerem i zamienienie go na Evo IX z wypożyczalni Stec Ralliart?

- Nie. Przygotowanie i samochód nie miały na to wpływu. W moim przypadku za brak wyników odpowiadały względy finansowe. Zbyszek Stec, który dostarczał mi rajdówkę miał za sobą dużego sponsora w postaci firmy Tedex i dlatego też byliśmy w stanie jakoś to połączyć. Ja nie posiadałem budżetu na starty własnym autem. Absolutnie nie miałem na myśli to, że samochód od Steca był słaby, on był słabo doinwestowany. To są dwie różne rzeczy.

Wiemy, że u nas tacy kierowcy jak Kajetanowicz, Staniszewski, swego czasu też Paweł Dytko jeździli topowymi rajdówkami, natomiast pan nie miał do dyspozycji takiego sprzętu. Jak to się odbijało na wynikach bezpośrednio?

- W każdym rajdzie tak było. Przy tym poziomie rywalizacji nie da się oszukać i zrobić dobry wynik oszczędniejszym samochodem. Ale tu nie o to chodzi. Nie sprowadzajmy tej rozmowy do żalenia się. Było też sporo wspaniałych dla nas rajdów i tym trzeba żyć, a nie tym, co poszło nie tak.

Czy pańskie problemy finansowe mają wpływ na jazdę Citroenem C2R2 w tym sezonie? Powszechnie wiadomo, że Citroen jest rajdówką o wiele tańszą od N-grupowego Lancera...

- Tak, jest tańszy, ale daje dużo więcej radości niż jazda N-grupowym samochodem. Tak, to było tym podyktowane, dlatego że nie chciałem jechać po 5-6 miejsce i nic nie osiągając - takie były widoki na Lancera. Wolałem pojechać tańszym samochodem, w klasie gdzie jest duża konkurencja. Pod tym względem jest wszystko w porządku. Nigdy nie należy mówić "nie", ale mnie wcale nie tęskno i nie spieszy mi się do powrotu do grupy N.

Jak pan potraktował tę przesiadkę? Społeczność rajdowa uznała to jako sportowy spadek do niższej klasy. Jak pan do tego podchodzi?

- Może to jest inna klasa, na pewno nie niższa. Owszem, wynikowo nigdy nie będziemy w czołówce. To nie jest cofanie się, my zasięgamy nowego, świeżego doświadczenia po to, żeby później było lepiej. Kto wie, może ten ruch okaże się bardzo trafny.

Czy tegoroczna przesiadka to ostateczne pożegnanie z grupą N?

- Taką mam nadzieję, bo samochody grupy A są naprawdę fantastyczne. TO jest to, co kierowcy rajdowi powinni kochać najbardziej. Zawsze marzyłem o A-grupie, niestety tak się los potoczył, że wiele lat spędziłem w grupie N. W ostatnim czasie ta grupa stała się tak bardzo droga, że jazda takimi samochodami w zasadzie mija się z celem. Jeśli chodzi o wynajęcie i bardzo dobre przygotowanie samochodu to praktycznie jestem w stanie wynająć samochód S2000. Nie zarzekam się, może się okazać, że powrócę do grupy N ze względu na sponsorów, ale nie tęsknię za nią.

Czy długo musiał się pan przyzwyczajać do innej charakterystyki pracy Lancera i Citroena?

- Zawsze starałem się tak robić, aby jak najszybciej oswajać się z nowym samochodem. Specjalnie dużo czasu nam to nie zajęło, ale oczywiście ten samochód na pewno ma jakieś tajemnice przed nami. Patrząc na wyniki można stwierdzić, że jest naprawdę przyzwoicie. Kiedy do niego wsiadłem wiedziałem, że kwestią czasu jest to, żebyśmy zaczęli go wykorzystywać może nie na 100 procent, ale blisko.

W nowej klasie radzi pan sobie znakomicie. Pokazuje pan młodym chłopakom, którzy jeżdżą w Citroen Racing Trophy już jakiś czas, że jeszcze sporo nauki przed nimi. Jakie to uczucie?

- To oznacza, że się nie starzeję (śmiech). Jestem bardzo doświadczonym zawodnikiem, w Mistrzostwach Polski jadę 13 sezon, na swoim koncie mam wiele rajdów i kilometrów przejechanych w różnych warunkach. To doświadczenie procentuje. Jak widać po mnie są jeszcze możliwości tego samochodu i widzę, że na chłopaków ma to dobry wpływ, bo widać, że oni chcą się uczyć. Mogą wyciągnąć z tego wniosek, że da się szybciej jeździć tym samochodem.

Jakie miny mają koledzy, kiedy w wynikach w klasyfikacji generalnej rajdu okazuje się, że wygrał pan z nimi o 5 minut?

- Ja na miny nie patrzę. Ja też kiedyś zaczynałem i wiem jak to jest. Podpatrywałem Janusza Kuliga, który mi bardzo dużo przekazał, pomógł w wielu kwestiach. On był dla mnie wzorem, a ja chciałem słuchać, pytałem o wszystkie nurtujące mnie sprawy. Przed rajdami spędzaliśmy długie wieczory na dyskusjach o prowadzeniu rajdówki. Ja również służyłbym radą tym chłopakom, tylko że nie każdy chce. Jeżeli ktoś nie chce i uważa, że on wie lepiej i wynik na rajdzie jest efektem pecha i woli zapierać się, że pokaże mi w następnym starcie to chyba nie do końca jest to dobre rozwiązanie.

Zaleca pan młodszym kolegom nieco więcej pokory?

- Już od dłuższego czasu zauważyłem, że zawodnicy nie mają tej pokory. Moim zdaniem w rajdach jest potrzebna. Kiedy ja zaczynałem jeździć jeździli też Tomek Kuchar, Łukasz Sztuka i inni. Doskonale pamiętam jak byliśmy młodsi i raczej nie było zadzierania nosa jak jest teraz w przypadku niektórych zawodników.

Zadedykował pan zwycięstwo w Rajdzie Polski 2008. W ostatnich edycjach nie ma pan sobie równych w swojej grupie. Jaka jest recepta na dobre wyniki w tej imprezie?

- Ja bardzo lubię ten rajd, ogólnie szutry. Ten rajd wyjątkowo mi leży i ostatnio sprzyja mi szczęście, od trzech lat regularnie wygrywamy klasyfikację generalną, bądź grupę N w Mistrzostwach Świata lub jak ostatnio w Pucharze Citroena. Recepta jest taka, jak na każdy rajd - jechać jak najszybciej i popełniać jak najmniej błędów. Do tego musi być dużo szczęścia. Cieszę się z tych wyników, ponieważ poprzednie edycje tego rajdu nie były dla mnie aż tak udane.

Zbyszek Staniszewski stwierdził, że aby osiągać takie wyniki jak np. pan w Rajdzie Polskim to trzeba przyjechać tam parę razy i dopiero po kilku edycjach móc myśleć o dobrym wyniku.

- W Rajdzie Polski startujemy od momentu, kiedy go przeniesiono na Mazury. Pamiętam, że jechałem tam jeszcze Renault Clio, a niektóre fragmenty tamtego rajdu się pokrywają. Od początku startuję na Mazurach, uzbierało się już ładnych kilka lat. Na pewno mam spore doświadczenie związane z tą imprezą. Te kilometry, które pokonaliśmy w poprzednich latach teraz wpływają na szybką jazdę.

Wspomniany przeze mnie Staniszewski stwierdził kiedyś, że Bębenek to taki gość, który potrafi przespać cały sezon budząc się jedynie na Rajd Polski i wykosić całą konkurencję...

- To opinia Zbyszka. Czy potrafię przespać? Różnie to bywa, każdy może zaspać gdzieś po drodze, ale jak widać w tym sezonie nie śpię i dobrze się czuję w rajdówce.

Jakie ma pan plany na przyszły sezon? Jakie marzenia?

- Nie ukrywam, że chciałbym pojechać szybszym samochodem, tak żeby walczyć o czołowe lokaty w klasyfikacji generalnej rajdu. Jeśli to się nie poukłada to nie będę płakał. Tak naprawdę będziemy się zastanawiać tuż po wakacjach, bo w tym momencie ciężko jest jeszcze z kimkolwiek rozmawiać. Wszystkie siły koncentrujemy nad S2000, po raz kolejny będziemy próbowali podejść do tego tematu, może tym razem się uda.

Rozmowa przeprowadzona na potrzeby audycji "Z benzyną we krwi" na antenie Radia UWM FM

Komentarze (0)