- Na wcześniejszym odcinku w Lubomierzu uszkodziliśmy prawe tylne koło. W następnym odcinku auto już nie prowadziło się tak, jak na początku - opowiada kierowca Citroena Sławomir Ogryzek. - W Pilchowicach jechaliśmy już z rezerwą. Na jednym z zakrętów chwila nieuwagi kosztowała nas wypadnięcie z trasy - dodaje.
Załoga Ogryzek/Browiński startowała w 26. Rajdzie Karkonoskim. W niedzielnym odcinku specjalnym Pilchowice auto wypadło z zakrętu tuż przed wiaduktem, uderzyło w drzewo, odbiło się od niego i dachowało. Później ześlizgnęło się z 60-metrowej skarpy i wpadło do wody. Leżało na boku od strony kierowcy. - W pierwszej chwili była myśl tylko taka, aby się ratować. Dobrze, że nie straciliśmy przytomności, bo auto zaczęło nabierać wody. Wtedy dopiero odpięliśmy pasy, wcześniej po prostu nie byliśmy w stanie tego zrobić - mówi Ogryzek.
Jak opowiada rzeszowski kierowca, mieli dużo szczęścia nie tylko dlatego, że nic im się nie stało, ale przede wszystkim dlatego, że w błyskawicznym tempie udzielił im pomocy jeden z kibiców.
- To był pan w czerwonej koszulce. To on zbiegł do nas i podał nam rękę, gdy próbowaliśmy dopłynąć do brzegu. Był po kolana w wodzie. Z tego miejsca chcemy podziękować wszystkim osobom oraz służbom ratowniczym, które nam pomagały, a w szczególności: Jednostce Ratunkowo-Gaśniczej nr 1 Państwowej Straży Pożarnej w Jeleniej Górze, Specjalistycznej Grupie Ratownictwa Wodno-Nurkowego pod dowództwem Pana Wojciecha Mazurka; Płetwonurkom: Jarkowi, Krzyśkowi, Konradowi, "Kornikowi" i "Maxowi", Komendantowi w/w jednostki - Panu Jerzemu Stadczykowi; Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy (odnaleźli samochód); Państwowej Straży Pożarnej w Lwówku Śląskim i komendantowi Ryszardowi Kaszubie; Zespołowi Kujawski Auto Serwis: Wojtkowi, Robertowi i Pawłowi. Wszystkim kibicom rajdowym, którzy na miejscu pomogli nam w tych trudnych chwilach, a w szczególności kibicowi w czerwonym t-shircie, który ofiarnie wszedł do wody i pomógł dotrzeć na brzeg; Panu Danielowi Dubickiemu za zaangażowanie i ofiarną pomoc przy holowaniu motorówką samochodu.
Akcja wyciągania auta z wody była skomplikowana, ponieważ zbocza w okolicach były bardzo strome i trudno było wydobyć pojazd na powierzchnię. Zepsuła się jedna z łodzi, którą próbowano przetransportować rajdówkę na drugi koniec jeziora. Za pomocą innej łodzi udało się odholować auto w miejscu z łagodną linią brzegową. Zostało podprowadzone na odległość około 60 metrów od brzegu, później płetwonurkowie przyczepili stalowe linki do auta i za pomocą wyciągarki w wozie strażackim wydostali je na powierzchnię. W akcji udział brały jednostki z Legnicy, Lwówka Śląskiego oraz Jeleniej Góry. Uszkodzenia były spore, ocalało jedynie kilka elementów wyposażenia. Załodze pomógł system Hans, stosowany m.in. w wyścigach Formuły 1. To urządzenie chroniące głowę i szyję kierowcy, przypominające twardy kołnierz przypinany do kombinezonu i kasku. Duże znaczenie miała również stalowa klatka, która wypełnia wnętrze każdej rajdówki.
- Będę jeździł dalej - zapowiada kierowca z Rzeszowa. - Musimy się otrząsnąć, bo bardzo chcemy wystąpić u siebie, w Rajdzie Rzeszowskim. Już na pewno innym autem - dodaje.