Nie uważam się za gorszego od Kajetanowicza - rozmowa z Mariuszem Stecem

Nazwisko Stec od lat znane jest każdemu kibicowi sportu samochodowego w Polsce. Najmłodszy przedstawiciel rajdowego klanu z Urzędowa, słynący z widowiskowej jazdy Mariusz, nie podbił wprawdzie krajowych oesów, wyrasta jednak na żywą legendę wyścigów górskich. Sam zainteresowany twierdzi jednak, że na rajdowych trasach nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Piotr Magdziarz
Piotr Magdziarz
Piotr Magdziarz: W tym sezonie przez GSMP idziesz jak burza. Nie licząc kraksy w Sopocie, wygrywasz praktycznie wszystko, co jest do wygrania, ustanawiając przy tym rekordy tras. Czujesz już, że kolejny tytuł masz w kieszeni? Mariusz Stec: Ciężko powiedzieć. Na pewno w tym roku mam dużo szczęścia, a w tym sporcie trzeba mieć dużo szczęścia. Od początku sezonu trafiamy z oponami, nie mamy żadnych problemów z samochodem - jest perfekcyjnie przygotowany. Ja też nie popełniam zbyt wielu błędów i udaje mi się pokonać pewne swoje słabości. Przez wiele sezonów w rajdach nigdy na stałe nie włączyłeś się do ścisłej krajowej czołówki, tymczasem w wyścigach górskich jesteś bezkonkurencyjny. Z czego to wynika? Z przewagi sprzętowej? Z niższego poziomu GSMP? A może po prostu bardziej odpowiada Ci specyfika wyścigów górskich? - Na wyścigi górskie stać mnie z własnej kieszeni. Nawet jeśli nie mam zapiętego budżetu, stać mnie, aby dołożyć do zawodów i być dobrze przygotowanym. W RSMP budżety są bardzo wysokie. Nie stać mnie, aby pojechać na rajd w takiej specyfikacji, jak na góry. Jeden sezon w górach kosztuje tyle co dwa rajdy. Nie uważam się za gorszego zawodnika od Kajetanowicza czy Bębenka. Mam nadzieję, że zgromadzę w końcu budżet i będę rozdawał karty zarówno w wyścigach górskich, jak i w rajdach.
Mariusz Stec na najwyższym stopniu podium
Kierowca rajdowy marzy o WRC. Kierowca wyścigowy marzy o Formule 1. O czym marzy kierowca startujący w wyścigach górskich? - Przede wszystkim o dobrej zabawie podczas zawodów. A tak na poważnie, to żeby na takim samym poziomie ścigać się w rajdach. Czyli nie interesują cię mistrzostwa Europy w wyścigach górskich, ani Pikes Peak - król wszystkich wyścigów górskich? - Nie mówię "nie", są plany żeby pojechać FIA Central European Zone Trophy w sezonie 2012. W moim wieku (dopiero delikatnie przekroczyłem trzydziestkę) mistrzostwa Europy to jednak plan na za kilka lat. Jak miałbym 45-48 lat, to na pewno chciałbym pojeździć w mistrzostwach Europy w górach. Są to jednak budżety podobne do startów w rajdach. Naprawdę szkoda byłoby mi tych pieniążków zostawiać gdzieś w Europie. Chciałbym - jak każdy chyba - mieć tytuł Mistrza Polski w rajdach. Już prawie dekadę ścigasz się w górach. Jak oceniasz kondycję i rozwój tej dyscypliny? - Jestem zaskoczony frekwencją w tym sezonie. Tylu zawodników dawno nie ścigało się w GSMP. Do tego mamy prawie 30 samochodów 4x4. Jak widać po zawodach które jedziemy z zagranicznymi zawodnikami, poziom GSMP jest naprawdę wysoki. Mamy dużo zawodników, tłumy kibiców - jest bardzo dobrze. Na starcie staje sześćdziesiąt parę samochodów. Wielką pracę w popularyzację tego sportu włożyła ekipa Łukasza Strzeleckiego czyli portal www.wyscigigorskie.pl. Chciałem im za to podziękować w imieniu wszystkich zawodników, bo ich materiały prasowe, filmowe i wszystko, co robią, rozruszało GSMP i teraz wychodzimy frontem do kibiców.
Mariusz Stec w akcji
Niby jest bardzo dobrze, ale nie mamy na przykład eliminacji mistrzostw Europy, a większość tras nie ma homologacji na odkryte pojazdy. - Ja mówię jeśli chodzi o zawodników, na trasy nie mam wpływu. Nie wiem, dlaczego Polski Związek Motorowy nie przykłada się tak, jak powinien, żeby dopuścić więcej tras i żeby były w końcu mistrzostwa Europy. O mocy twojego auta z wyścigów górskich krążą legendy. Jak jest naprawdę? - W tym roku po raz pierwszy zbliżyliśmy się do 600KM. Całą karierę ścigasz się różnymi ewolucjami Mitsubishi. Nie znudziła Ci się jazda tylko i wyłącznie tą marką samochodu? - Jeśli jutro podstawiłbyś mi na przykład Xsarę WRC, podejrzewam, że potrzebowałbym 40 minut żeby nauczyć się jej obsługi i nie miałbym z tym problemu. Jeżdżę Mitsubishi, bo tata mnie zaraził rajdami, wyścigami i Mitsubishi. Uważam, że firma mojego taty jest najlepszą firmą w Polsce obsługującą Mitsubishi. Pokazał to tytuł wyjeżdżony z Bouffierem, pokazują to tytuły w górach. Wspomniałeś o firmie prowadzonej przez twojego ojca. Nazwisko Stec od lat kojarzy się z przygotowaniem Mitsubishi do sportu. Z tego, co wiem, twój ojciec i wujek prowadzą dwie różne firmy. Jak to wszystko wygląda? - Tata zawsze zajmował się przygotowaniem samochodów, silników, skrzyń itd. Zbyszek (brat mojego taty) zawsze zajmował się wypożyczaniem samochodów. Mamy wspólne nazwisko, ale - niestety - tata i wujek nie są w stanie się połączyć. Każdy ma swój rynek, ma swoich klientów i robią dwa oddzielne biznesy. Kto zatem kieruje RalliArt Polska? - RalliArt Polska jest już moją firmą. Jako jedyny w Polsce jestem przedstawicielem klasy R4. Kit R4 to rozwinięcie grupy N, mające na celu zbliżenie jej do samochodów S2000. Czym właściwie jest ten kit i jakie, z punku widzenia kierowcy, są różnice między takim autem a zwykłą N-ką? - Kit daje 80kg lżejszy samochód. Powyjmowane są szyby, boczki, deska rozdzielcza, nagrzewnica. Z zewnątrz samochód niewiele się różni, widać tylko plastikowe drzwi (takie jak w starych B-grupach). Rewolucja widoczna jest od spodu. Całe zawieszenie jest wymontowane, zostają tylko amortyzatory i zwrotnice. Tak naprawdę tworzy nam się samochód S2000 bez sekwencyjnej skrzyni biegów. Według wyliczeń Michała Kościuszki 0,4 sekundy na kilometrze jest ten samochód szybszy. Był czas, że jeździłeś w jednym zespole z Bryanem Bouffierem. Czy dzięki temu stałeś się lepszym kierowcą? - Była między nami bariera językowa. Bryan nie jest kierowcą, który przekaże ci wiedzę. To jest jego ciężka praca, jego skarb i ja go rozumiałem. Podejrzewam, że na jego pozycji zachowałbym się tak samo. Na początku kariery startowałeś w rallycrossie. Z czasem zrezygnowałeś z tej dyscypliny. Dlaczego? - Tata zawsze trzymał mnie jak najdalej od rajdów i od wyścigów górskich. Rallycross jest znacznie bezpieczniejszy i od tego się zaczęło. W rajdach zacząłem jeździć dzięki mojej mamie, która wiedziała, że mnie od tego nie uchronią. Nie ciągnie cię do powrotu na tory rallycrossowe? - Z tego, co wiem, ten sport w Polsce umiera. Mistrzostwa Europy - tak jak to zrobił Groblewski - są fajną przygodą, a jeżeli chodzi o mistrzostwa Polski, to myślę, że byśmy się troszkę nudzili, jadąc tym sprzętem, który mamy w górach. Kiedyś miałeś gościnnie wystartować w pucharze Kii cee'd. Dlaczego start ten nie doszedł do skutku? - Kia Polska stwierdziło, że nie są w stanie... widzieli po moich rallycrossowych historiach, że będzie bardzo drogo. Wiedzieli, że nie pojadę jak dziennikarz. Czułeś się na siłach, żeby powalczyć? - Tak! Może nie z Raczkowskim, ale myślę, że w granicach 4.-5. miejsca. Przez jakiś czas sam zajmowałeś się obsługą pucharowych Kii. - Jak "szedł" puchar przez trzy lata, miałem cztery cee'dy w obsłudze. Była to fajna przygoda. Na pewno wyścigi dały mi dużo jeśli chodzi o znajomość obsługi samochodu. Każdy niuans, trzeba było "pchać", bo różnica od pierwszego do dziesiątego miejsca na czasówkach to maksymalnie dwie sekundy. Sam nigdy chciałeś spróbować wyścigów torowych? - Powiem ci, że się zastanawiałem dwa lata temu - kiedy był kryzys finansowy - nad zakupem cee'da i jeżdżeniem w wyścigach płaskich, ale chyba jakieś szczęście uchroniło mnie, że nie "wsiadłem" w ten puchar. Uchodzisz za kierowcę jeżdżącego widowiskowo, nawet nieobliczalnie. Próbowałeś kiedyś uspokoić swoją jazdę? - Nie, nigdy tego nie chciałem robić. Mam swoich idoli z młodzieńczych lat - Colina McRae czy Gigiego Gallego. Jeżeli ktoś robi to perfekcyjnie, jest czas. Czy zatem zastanawiałeś się nad udziałem w zawodach driftingowych? Mógłbyś wówczas popuścić wodzę fantazji. - Zastanawiałem się. Miałem okazję oglądać takie zawody na żywo. Gdyby tylko był to drift na mokrej drodze pomiędzy drzewami. Na placach i torach kartingowych rozwija się zbyt małe prędkości, brakowałby mi adrenaliny.
Auto po wypadku w Sopocie
W Sopocie zaliczyłeś poważnie wyglądającą kraksę. Mniej więcej w tym samym czasie, na trasie jednej z eliminacji mistrzostw Europy zginął George Plasa. W wrześniu ubiegłego roku życie stracił inny przedstawiciel europejskiej czołówki Lionel Regal. Zarówno Plasa, jaki Regal nie byli nowicjuszami, tylko bardzo doświadczonymi zawodnikami z wieloma tytułami na koncie. Czy dowolność sprzętowa w wyścigach górskich nie poszła za daleko? W większości dyscyplin dąży się do ograniczenia mocy aut i rozwijanych prze nie prędkości. - Nie, nie łączyłbym tych faktów. Wypadek w Sopocie spowodowanym był moim błędem. Poza tym w sporcie motorowym wypadki będą zdarzać się zawsze. Bez względu na to, czy auta będą słabe, czy mocne. Za pomoc w organizacji wywiadu pragniemy podziękować redakcji portalu wyscigigorskie.pl
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×