Marcin Frączak: Najbliższa edycja rajdu Dakar będzie dla pana trzecim startem w tej imprezie. W pierwszym starcie ukończył pan rajd na jedenastym miejscu, w kolejnej edycji zajął pan ósmą pozycję. Na co pan liczy w 2012 roku? Chyba samo ukończenie rajdu już panu nie wystarczy?
Jakub Przygoński: Dojechanie do mety jest bardzo ważne, bo jak się nie dojeżdża, to nie ma żadnego wyniku. Po to trenuję, biorę udział w zawodach, aby wygrywać rajdy. Od pierwszego odcinka Dakaru będę o to walczył. Na pewno ja, Jacek Czachor oraz Marek Dąbrowski, wszyscy mamy jeden cel, aby być jak najwyżej. Moim marzeniem jest ukończenie Dakaru na podium. Choć wiem, że będę ścigał się z zawodnikami bardziej doświadczonymi ode mnie, co w tym rajdzie ma ogromne znaczenie. Popełnianie jak najmniejszej ilości błędów wynika z doświadczenia. I właśnie tego czasem mi jeszcze brakuje.
Powiedział pan, że marzy o podium. Czy już w najbliższej edycji Dakaru się pan nastawia na taki wynik?
- Nie da się tego do końca przewidzieć, bo to nie jest półgodzinne ściganie. Ścigamy się przez czternaście dni, podczas których trzeba mieć trochę szczęścia. Na pewno pech w jakimś momencie też się pojawi, ale trzeba sobie z nim poradzić,. Trzeba jak najszybciej wyjść z problemów. Ten rajd będzie trochę inny, bo będę jechał na mniejszej ilości silników. Wymienię tylko raz silnik. Wielu zawodników zrobi to samo i przez to mogą pojawić się kłopoty techniczne. Mniej silników, to mniejsza odporność motocykla. Wydaje mi się, że wszystko rozstrzygnie się w Chile, czyli niemal na samym końcu rajdu.
Zakłada pan, że będzie wymieniał raz silnik. Organizatorzy rajdu postanowili wprowadzić kary czasowe za wymianę silników. Jak panu się to podoba?
- Za wymianę pierwszego silnika dostaje się 15 minut kary. Druga wymiana silnika, to już 45 minut kary. Ja planuję przejechać cały rajd z jedną wymianą silnika, czyli zakładam piętnastominutową karę. Wydaje mi się, że 99 procent zawodników przyjmie taką strategię. Przejechać cały rajd Dakar na jednym silniku, to jest praktycznie niemożliwe. Pierwsza kara nie będzie miała wpływu na klasyfikację, ale druga jak najbardziej. Spodziewam się, że w końcówce niektórzy zawodnicy będą się zastanawiać, czy ryzykować jazdę na silniku, który jest trochę "zajechany", czy wymienić go na nowy.
Będzie pan jechał na motocyklu typu KTM 450 Rally. Co to za motocykl?
- Jest to jeden z lepszych motocykli w całej stawce. Ma bardzo dobre zawieszenie. Testowałem go przez rok i jestem z niego bardzo zadowolony. Trenuję codziennie, czuję się na nim bardzo dobrze. Jeżdżę na nim nawet na torach crossowych. Ten motocykl nadaje się do jazdy w każdym terenie.
Analizował pan wiele razy trasę najbliższego rajdu Dakar. Czy będzie trudniejszy od poprzedniej edycji?
- Chciałbym, aby tak było. Zawsze gdy rajd jest trudniejszy ja, Jacek Czachor i Marek Dąbrowski, mamy lepsze wyniki. Na pewno po rajdzie będę zmęczony, bo Dakaru nie da się inaczej przejechać.
Poprzednia edycja toczyła się w Argentynie i Chile. W najbliższej edycji na uczestników rajdu czeka również Peru. Organizatorzy Dakaru straszą, że poprzedni rajd, w porównaniu z najbliższym, był znacznie łatwiejszy. Bezdroża Peru, to ma być prawdziwa szkoła życia dla wszystkich, którzy zdecydowali się wystartować!
- Podobno w Peru ma być dużo odcinków piaszczystych, wydm. Cieszę się, że będzie taka końcówka. W ciągu czterech ostatnich dni na pewno będę bardziej przyciskał gaz.
W Peru, na pustyni Atacama wydmy mają po sto metrów i więcej. Czy to prawda, że wydmy w Maroku, to nic wielkiego przy tym co dzieje się w Peru?
- Wydmy w Peru, to tak naprawdę są piaszczyste góry. Czasami trzeba jechać na motorze kilka minut, aby taką wydmę pokonać. Są na pewno większe niż w Maroku, ale mi takie duże wydmy nie stwarzają problemu. Na motocyklach stosunkowo łatwo się jeździ po takich wydmach. Jednak samochody mogą mieć z tym duży problem. Jednak jeszcze większy kłopot sprawiają małe, ale za to rozległe wydmy. Je trzeba pokonywać na pierwszym bądź drugim biegu. Są trudne pod względem fizycznym.
Stwierdził pan, że z wydmami kłopot będą miały samochody. Po raz pierwszy w rajdzie Dakar samochodem pojedzie Adam Małysz. Czy wydmy, to może być dla niego największy problem?
- Nie wiem jak dużo Adam Małysz jeździł po wydmach. Na pewno jazda po wydmach samochodem jest dużą sztuką. Trzeba dużo kilometrów zaliczyć, aby się nie zakopywać w wydmach.
Jak duże szanse ma Adam Małysz na ukończenie rajdu?
- Trudno mi powiedzieć, bo nie trenowałem z nim. W każdym razie, trzymam kciuki za Adama, bo jest nowicjuszem. Będzie mu na pewno ciężko, ale ma szansę przetrwać. Jest sportowcem, ma chart ducha. Wie na czym polega sport, wie że nigdy się nie można poddawać.
Kwestia podium wśród motocyklistów rozstrzygnie się w gronie, jak to się potocznie mówi, starych dobrych znajomych?
- To nie jest dyscyplina, w której ktoś może wyskoczyć nagle zza pleców innych, i wygrać. Tutaj wszystko oparte jest na doświadczeniu, na przejechaniu tysięcy kilometrów w podobnych warunkach na treningach, czy w rajdach. Nie sądzę, aby ktoś nagle nas zaskoczył. W Dakarze pojadą Hiszpan Marc Coma i Francuz Cyril Despres, którzy są faworytami rajdu. Ja będę starał się deptać im po piętach. W takim celu polecę do Ameryki Południowej.
Przez lata rajd rozgrywany był w Afryce, z której trafił do Ameryki Południowej. W Afryce na pewno jest cieplej. Czym jeszcze różnie się Dakar z Afryki, od tego z Ameryki Południowej?
- Przez lata trasa rajdu prowadziła przez afrykańskie kraje, przez tereny, które są mało zamieszkane. Argentyna, Chile, Peru, to są cywilizowane kraje. Na trasach w Ameryce Południowej jest wielu kibiców. Tam jest trochę łatwiej zawodnikom, którzy mają mniej doświadczenia. Po drodze można zatrzymać się przy jakimś kibicu, poprosić o trochę wody. W Afryce o coś takiego trudno, bo przez wiele kilometrów można nikogo nie spotkać.
Na jakiej nawierzchni lubi pan najbardziej jeździć?
- W Ameryce Południowej jeździmy po każdym rodzaju terenu. Są szutry, jest piach, przejeżdżamy przez rzeki. Jest jazda po błocie, po pustyni kamienistej, a także po wydmach. Osobiście najlepiej czuję się jadąc po piasku. Słyszałem, że ma być dużo piaszczystych odcinków, co mnie cieszy.
Od kiedy rozpoczął pan przygotowania do rajdu Dakar?
- Od marca praktycznie cały czas się do niego przygotowuję. Pod względem fizycznym trenuję przez trzy godziny dziennie. Jeżdżę na rowerku, biegam, ćwiczę na siłowni. Oprócz tego testuję motocykl. Dzień, w dzień ćwiczę technikę jazdy na motocyklu, tak abym mógł się komfortowo czuć w każdych warunkach.
Ile w tym roku przejechał pan kilometrów na motorze?
- Około 40 tys. kilometrów na odcinkach specjalnych i w terenie. To bardzo dużo. Z takim zastrzykiem przejechanych kilometrów na pewno będzie mi łatwiej na rajdzie Dakar. Niezależnie od tego, spodziewam się, że wiele rzeczy mnie zaskoczy. Sęk w tym, abym wtedy potrafił sobie z tym poradzić.
Pojedzie pan w rajdzie Dakar po raz trzeci. Coś najgorszego, co może spotkać uczestnika, to problemy z nawigacją?
- Tak. Dużo zawodników ma z tym kłopot. Ja też pewnie będę się gubił, bo trudno tak długi rajd przejechać bez tego typu przygód. Podstawowy problem, to aby jak najszybciej się odnaleźć. Jak ktoś się poważnie zgubi, to po pierwsze traci czas, a po drugie paliwo, którego później może zabraknąć. Marc Coma kiedyś tak się pogubił na Dakarze, że nie dojechał do mety. Tak się pogubił, że mało nie zwariował. Musiał wezwać helikopter na pomoc. Kłopoty z nawigacją to jedno, ale też trzeba uważać na inne sprawy. Choćby na opony. Gdy jadę po kamienistym odcinku, wtedy często kończę go na "płótnie". Kłopoty mogą być najróżniejsze. Jak popsuje się licznik kilometrów, to motocyklista jest w poważnych opałach, bo nie bardzo wie gdzie jechać. Dlatego mamy zdublowane liczniki kilometrów. Przy motocyklu mam pochowanych wiele małych części, w razie czego, gdybym musiał coś naprawić.