Organizatorzy imprezy wiedzą o jej uczestnikach wszystko. Oprócz sprawdzenia samochodów procedura obejmowała między innymi rozmowę z lekarzem, kontrolę homologacji kombinezonów, butów i kasków, a nawet ognioodpornej bielizny.
- Podczas większych imprez, takich jak igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata, zdarzały się formalności, ale nie tyle. Sprzęt, który tu sprawdza się przed rajdem, tam kontrolowano po zawodach. Gdy coś się nie zgadzało, następowała dyskwalifikacja. Na szczęście u nas wszystko jest w porządku i za chwilę wjedziemy do parc ferme, skąd nie można już ruszyć samochodu - mówił Adam Małysz.
Debiutujący w Dakarze były skoczek narciarski między kolejnymi stanowiskami poruszał się krok za Rafałem Martonem. Ten zebrał niezbędne stempelki w ekspresowym tempie.
- Kwestia doświadczenia. Mój pierwszy odbiór administracyjny, przed rajdem w 2002 roku, trwał 6 godzin. Byłem głodny, płakać mi się chciało. Później było coraz łatwiej. Teraz mam już opracowany swój system i udało mi się załatwić wszystko w 55 minut - chwalił się pilot Małysza.
Przed wyjazdem na badania Adam Małysz z Martonem odbyli krótką, kilometrową przejażdżkę. Sprawdzili, czy z ich autem wszystko w porządku.
Do niedzieli zawodnicy mają luz. W sobotę muszą tylko wjechać swoimi pojazdami na rampę, gdzie nastąpi oficjalne rozpoczęcie rajdu. - To czas na ostatnie chwile relaksu. Nie rozmawiamy nawet o trasie. Rafał stwierdził, że mam nie przeglądać żadnych map. On jest od tego, ja mam prowadzić. A ponieważ mu wierzę, jedziemy tam gdzie on kieruje - zakończył debiutujący w Rajdzie Dakar Adam Małysz.
Źródło: dakar.pl