- Fajne były na początku te szutry, było płasko. Jechałem, ile fabryka dała - opowiadał o drugim etapie Adam Małysz. - Potem zaczęły się wąwozy i rzeczne przejazdy. Jechaliśmy 10 kilometrów na godzinę i strasznie trzęsło. Były chyba trzy przejazdy przez wodę. W samochodzie było strasznie gorąco, szczególnie na wydmach. Zależało nam na utrzymaniu tempa - dodał.
Czytaj również: Wyniki 2. etapu -->
- Końcówkę jechaliśmy spokojnie, bo mieliśmy mało powietrza w kołach. Spuściliśmy je, żeby łatwiej pokonać wydmy, i potem nie chcieliśmy tracić czasu na ponowne tankowanie. Kiedy jechałem za szybko, Rafał Marton mnie strofował: ty, jeszcze Dakar cały przed nami.
- Inni nawet po kamieniach jechali bardzo ryzykownie i po chwili musieli się zatrzymywać. My najszybciej jechaliśmy jakieś 160 kilometrów na godzinę - opisywał Małysz.
Były skoczek narciarski przyznał, że najlepiej czuł się na początku odcinka. - Złapałem rytm i udało mi się wyprzedzić kilka załóg. Gorzej było na długich prostych. Nawet jak do kogoś podjeżdżałem, musiałem zwalniać, bo strasznie kurzyło i nic nie było widać - zakończył.
Źródło: rmf24.pl