Jacek Mazur: Ten sezon rozpocząłeś Imprezą N12 od dopiero szóstej pozycji na Rajdzie Magurskim - w zeszłym roku udało Ci się tam tryumfować. Była to słabsza dyspozycja Twoja, samochodu czy po prostu po zawirowaniach ze zmianą zespołu sponsorskiego nie udało się złapać formy w odpowiednim momencie?
Tomasz Kuchar: Nie. Właściwie jak popatrzysz na wyniki pierwszego etapu, to na Rajdzie Magurskim mieliśmy bardzo dobre tempo. Bodajże plasowaliśmy się w samej czołówce, natomiast pod koniec pierwszego dnia popełniłem błąd i w ten sposób straciłem dużo czasu. Drugiego dnia także udawało się nam plasować na drugich, trzecich pozycjach, ale na odcinku, na którym w dziewięćdziesięciu pięciu procentach przeważał asfalt chciałem przechytrzyć rywali i zabrałem do samochodu dwie deszczówki, które założyłem przed tym odcinkiem. Jednak na tych pięciu czy siedmiu procentach odcinka w śniegu i lodzie straciłem tak dużo, że to, co zyskałem na pozostałej części okazało się za mało i tak naprawdę na całej tej akcji straciłem w sumie 30-40 sekund i spadłem bardzo daleko. Później znowu goniłem, bo była szansa na awans na podium, ale uderzyłem w belę słomy, zgasł silnik, którego nie udawało się przez dłuższy czas uruchomić i straciłem kolejną minutę. Także moja dyspozycja na tym rajdzie była bardzo dobra, ale zabrakło trochę doświadczenia i trochę szczęścia.
Później przyszły zdaje się problemy techniczne ze starym samochodem na Rajdzie Krakowskim i nowy samochód, z którym chyba wiązałeś wielkie nadzieje?
- Prawda jest taka, że wiedzieliśmy, iż Impreza N12 jest samochodem, którym nie da się już wiele zwojować. Wiedzieliśmy, że Mitsubishi jest dużo szybsze, a auta S2000 dają większe możliwości, więc są jeszcze szybsze jeśli ktoś potrafi to wykorzystać, więc stwierdziliśmy, że musimy iść w coś nowego, że "dwunastką" już nie powalczymy i tak naprawdę nasze wszystkie działania były skoncentrowane nad przygotowaniem "czternastek". Czyli zarówno budżety, jak i wszelkie prace zespołu na tym się skupiały i chyba najnormalniej na świecie doszło do jakiś uchybień w przygotowaniu auta do Rajdu Krakowskiego i mieliśmy jakiś problem techniczny, a dodatkowo ja też mało jeździłem. Myślę, że po prostu za bardzo koncentrowaliśmy się nad przygotowaniem "czternastki" na kolejny rajd, na którym mieliśmy wystartować w kolejnym rajdzie, a "dwunastkę" za bardzo odstawiliśmy na bok.
Na Elmocie było Ci chyba ciężko pogodzić się z walką o pozycje poza pierwszą dziesiątką?
- Właściwie odpowiadając na to pytanie muszę powiedzieć, że w zasadzie od samego początku z "czternastką" to był jakiś dramat. Psuły się nam ciągle jakieś rzeczy, nie mogliśmy się zestroić z tym samochodem, a dodatkowo na dwa tygodnie przed Elmotem nasi sponsorzy wyprawili huczną prezentację nowego samochodu i nie było absolutnie możliwości abyśmy wystartowali poprzednim modelem. Wiem również, że gdyby nie ta prezentacja to na pewno nie zdecydowałbym się na start w Świdnicy "czternastką" i pozostał przy poprzednim modelu.
Po starcie w Agapicie, który miał charakter wybitnie testowy mówiłeś, że Impreza N14 lepiej sprawuje się na szutrach niż na asfaltach i że jest cień nadziei na lepszy wynik, ale na Rajdzie Polski były kolejne gorzkie łzy do przełknięcia. Jak z perspektywy czasu opiszesz swoją przygodę z N14? Czy oceniasz to tylko jako stracone nerwy, pieniądze i punkty?
- Tak dokładnie w ostatniej części pytania jak to ująłeś, to były to stracone nerwy, pieniądze i punkty. To jest jakiś dramat. Faktycznie samochód na niektórych partiach sprawował się fantastycznie, ale generalnie jako cały pakiet ma jeszcze bardzo dużo chorób wieku niemowlęcego, które cały czas wychodziły i do tego ma dwa duże problemy. Jeden z tych problemów to jest to, że ten samochód ma bardzo mały skok zawieszenia z tyłu i on na polskich, dziurawych drogach nie daje rady, a druga sprawa to silnik, który jest dosyć słaby. To z kolei wynika z tego, że turbina, która jest homologowana do tego modelu jest dosyć starą konstrukcją, nie na łożyskach tylko na normalnych filtrach olejowych, na normalnych tulejach i powoduje to, że to auto bardzo słabo jedzie "z dołu". Jeśli te dwa elementy zostaną poprawione to na pewno ten samochód może być konkurencyjny.
Kiedy w Twojej głowie pojawił się pomysł na Super 2000? Od razu wiedziałeś, że to musi być Peugeot? Czy może zastanawiałeś się nad Fiatem czy Volkswagenem?
- Prawda jest taka, że nie planowaliśmy auta Super 2000 w tym roku. Wiedzieliśmy, że na Peugeota trzeba bardzo długo czekać, a Fiat mimo, że jest fantastyczny trakcyjnie i zawieszeniowo, to póki co jest słaby silnikowo, chociaż podobno w tym roku został homologowany nowy silnik i ponoć jest dużo, dużo lepiej. Natomiast nam trafiła się okazja i mogliśmy przejąć Peugeota zamówionego pół roku temu i skorzystaliśmy z niej. Także tak się szczęśliwie złożyło, że mogliśmy już pojechać tym samochodem od Rajdu Rzeszowskiego.
Samochód kupiłeś gotowy czy składali je Twoi mechanicy z jakiegoś Kitu?
- Tak, procedura zakupu tego samochodu jest taka, że kupuje się gotowy Kit, który się samemu składa. W tym procesie nasi mechanicy składali to z zagraniczną ekipą, która ma tym doświadczenie z tym samochodem.
Nie było między Tobą, a Leszkiem Kuzajem rywalizacji w dostępie do 207-mki? Obydwoje w jednym momencie pokazaliście swoje nowe rajdówki, a nie jest tajemnicą, że szybko dostać nowy egzemplarz wcale nie jest tak łatwo.
- Nie. Ja nie wiedziałem jakie plany ma Kuzaj, a chyba nie jest tajemnicą, że nie należymy do przyjaciół, choć nie z mojej winy. Także powiem, że po prostu nie wiedziałem jakie są jego plany i nie interesuje mnie to do dnia dzisiejszego.
Czy korzystasz z jakiejś zewnętrznej pomocy technicznej przy nowym samochodzie? Czy radzisz sobie sam z własnym sztabem mechaników?
- Generalnie moi mechanicy pozostają ciągle ci sami. Ja w tej kwestii jestem bardzo wierny. Natomiast mamy wsparcie inżyniera z Francji, który przyjeżdża na rajdy i pomaga nam w ustawieniu i prowadzeniu samochodu.
Przed rajdami Rzeszowskim i Karkonoskim odbywałeś jak zwykle testy nowego auta i dodatkowo wystartowałeś w Siennej. Jakie były pierwsze Twoje wrażenia z jazdy Super 2000? Pojawiły się jakieś problemy, których byś się nie spodziewał?
- Muszę otwarcie przyznać, że bardzo mało jeździłem tym samochodem i tyle o ile przed Rzeszowskim miałem króciutki dwudziestokilometrowy test, a później wziąłem udział w wyścigu w Siennej, to cokolwiek byśmy nie robili, to tego typu testy są absolutnie niewystarczające, żeby wziąć udział w rajdzie i na nim sprawnie podążać. Przed Rajdem Karkonoskim w ogóle nie miałem testów, bo samochód miał problem ze skrzynią biegów i skrzynia pojechała do Francji i wróciła w ostatniej chwili przed rajdem do kraju. Z kolei na odcinku testowym lało, więc też nie miałem okazji nic poustawiać. Oczywiście problemy są. Zarówno ja, jak i cały zespół mamy problemy z ustawieniem tego samochodu. Francuz, który był z nami na rajdzie stawał na głowie, żeby nam pomóc, ale on niestety nie widział na oczy polskich odcinków specjalnych i nie potrafił sobie za bardzo wyobrazić, jak one wyglądają. Jednak tyle, o ile z pierwszego dnia Rajdu Karkonoskiego nie jestem za bardzo zadowolony, o tyle z drugiego dnia i ostatnich odcinków specjalnych jestem już bardzo zadowolony – różnica była jak między niebem, a ziemią w porównaniu do tego, co było na początku Karkonoskiego.
Czy faktycznie z perspektywy tych dwóch rajdów możesz powiedzieć, że taka rajdówka to w chwili obecnej Twoje rajdowe marzenie "sprzętowe"?
- Tak auto jest na pewno niesamowite, daje niesamowite możliwości, ale to nie jest tak, że się do niego wsiada i się od razu jedzie. Przede wszystkim trzeba być w nim "zatrzaśniętym", mieć prawą nogę wyprostowaną i przede wszystkim trzeba mieć absolutnie stuprocentowe setup’y. Jeśli to auto się nie będzie trzymało drogi, jeśli będzie podskakiwało, jeśli nie będzie dobrej trakcji, to się tym autem nic nie zrobi. Silnik wbrew pozorom jest dosyć słaby i bardzo mały moment obrotowy powoduje to, że nie ma tu miejsca na błędy, nie ma tutaj możliwości na złe wjechanie w zakręt czy na poprawianie czegokolwiek, bo mały moment obrotowy uniemożliwia to. Uważam jednak, że mimo, iż nie jest tym autem łatwo jeździć, to daje ono bardzo duże możliwości.
Przed startem w Jeleniej Górze nie chodziło Ci po głowie, aby pokusić się o powtórkę z 2001 roku (wygrana w klasyfikacji generalnej)?
- Oczywiście, że chodziło mi to po głowie. Mieliśmy przygotowany cały program testów. Mieliśmy otrzymać skrzynię biegów z powrotem z jakimiś dodatkowymi elementami z Francji na półtora tygodnia przed rajdem, a dostaliśmy je na dzień przed rajdem, więc zdawałem sobie sprawę, że sam start w tym rajdzie, tym autem będzie może nie sukcesem, ale na pewno czymś dobrym, bo zanosiło się, że te części w ogóle mogą do nas nie dotrzeć na czas. To jest jednak temat na dłuższą historię, bo jak pokazuje życie popyt na części do 207 S2000 jest tak duży, że Francuzi nie są w stanie się wyrobić nawet z najprostszymi rzeczami.
Przed Tobą start w Rajdzie Orlenie w Płocku i póki co zapowiadasz, że start Peugeotem jest nie pewny. To kwestia finansów czy nie masz na chwilę obecną możliwości zdobyć zawieszenia i innych elementów na szutrowe odcinki?
- Oczywiście na chwilę obecną jest to tylko kwestia finansowa. Zespół jest nadal w posiadaniu Subaru i nadal nie możemy ich sprzedać, a co za tym idzie nie posiadamy odpowiedniego budżetu na szutrowy Spec, ale próbujemy działać. Mamy nadzieję, że uda nam się od kogoś wynająć to zawieszenie i na nim pojechać w Płocku, bo na zakup na chwilę obecną na pewno nas nie stać.
Nie obawiasz się, że takie "szarpanie" się raz eNką, a raz S2000 spowoduje, że nie będziesz w stanie zbytnio przyzwyczaić się do Peugeota i Twoja technika jazdy będzie się przez to rozregulowywać, jeśli w ogóle można użyć takiego określenia?
- Tak generalnie boję się tego, dlatego idealnie byłoby już nie wracać do eNki, stąd narodził się pomysł wynajęcia całego szutrowego zestawu do Peugeota i jak na razie mogę powiedzieć, że jesteśmy na dobrej drodze i choć umowa nie została jeszcze sfinalizowana, to walczymy z tym tematem.
Po Orlenie odbędzie się Rajd Dolnośląski, który co by nie mówić w wielu momentach będzie przebiegał drogami, które, podobnie jak Kuzaj, upodobałeś sobie do testów między rajdami. Myślisz, że to będzie pomocne w osiągnięciu jeszcze lepszego wyniku?
- Nie wiem którędy idzie Rajd Dolnośląski, ale faktycznie kiedyś moim ulubionym odcinkiem był odcinek Spalona i spędziłem tam wiele czasu, ale to było ze trzy lata temu i dawno tam nie byłem no i zapewne moja wiedza na temat tego odcinka jest trochę gorsza niż była wtedy. Dodatkowo na początku tego roku jeździłem z Tomkiem Czopikiem na Niemojowie, ale nie wiem czy tamtędy idzie rajd. Nie mniej jednak nie przeszkodzi mi to, że kiedyś dużo jeździłem po tych oesach, chociaż ciężko tu mówić o oesach, bo jak testujemy to mamy zamknięte jeden czy dwa kilometry drogi, a prawdziwy odcinek przebiegający tamtędy może mieć dwadzieścia. Także generalnie na pewno dla mnie lepiej, że tamtędy jeździłem niż w ogóle bym nie jeździł.
Wracając jeszcze na chwilę do Rajdu Karkonoskiego, to mówiłeś, że dopiero drugiego dnia udało Ci się złapać dobry set-up zawieszenia. Czy nie obawiasz się, że nim uda Ci się tak do końca "dogadać" z nowym autem to minie kilka rajdów podobnie, kiedy przesiadłeś się z Lancera do Imprezy i tak naprawdę prawie cały sezon poświęciłeś na to, żeby to w końcu auto "jechało jak kierowca nakaże"?
- Tak, taka jest prawda. Ja jestem takim kierowcą, który lubi mieć wszystko dograne tak, jak chciałbym mieć. Podczas rajdów często idzie się na różnego rodzaju kompromisy jeśli chodzi o ustawienie samochodu, ale generalnie to jestem takim kierowcą, który wie czego chce i dążę do tego żeby to osiągnąć. Prawda jest taka, że te dwa rajdy, które jechaliśmy i te dwa, które pojedziemy będą wyglądały tak samo. My w rzeczywistości nie posiadamy ani jednej części zapasowej do tego samochodu i jeśli przytrafi nam się jakaś awaria to pakujemy się i jedziemy do domu. Tu jeszcze słowa podziękowania dla Mariusza Małyszczyckiego, który poratował nas częściami zapasowymi na Rajdzie Karkonoskim, gdy mieliśmy małą awarię – to naprawdę bardzo miły i równy "chłop".
Nasi sponsorzy zaakceptowali taki stan rzeczy, że jedziemy nowym samochodem, którego nie planowaliśmy, na którego tak naprawdę nie mamy konkretnego budżetu i istnieje duże ryzyko, że auto może się zepsuć, stanąć na drodze i że nie będziemy mogli wyjechać ze strefy serwisowej, bo będzie nam brakowało części zapasowej. Nie mniej jednak ten sezon jest dla nas i tak już przegrany, spalony, więc podjęliśmy taką decyzję, która wydawała się nam najbardziej trafna.
Jeszcze na chwilkę nawiążę do sytuacji z początku sezonu. Nowi sponsorzy, choć "złapani" chyba w ostatniej chwili, ale również zmiana pilota czyli dla kierowcy i tak dużego zespołu rajdowego to chyba trochę dużo zmian?
- Faktycznie dużo zmian. Cały ten sezon jest taki dosyć "crazy". Oczywiście jeżeli chodzi o pilota, to jest to najmniejszy problem, bo "Lopez" (Daniel Dymurski) jest niesamowitym człowiekiem. Jest tak fajnym, tak sympatycznym, tak wręcz kochanym powiedziałbym człowiekiem, który potrafi się dopasować do wszystkiego, który jest generalnie osobą niekonfliktową i współpraca z nim to naprawdę duża przyjemność. Natomiast reszta to faktycznie duża liczba zmian. Dla mnie, uwierzcie mi, to bardzo niekomfortowa sytuacja – początek sezonu w "dwunastce", później przeskakiwanie do "czternastki", która jest tragiczna. Później wracanie do "dwunastki" i przeskakiwanie do Peugeota. To wszystko dla mnie i dla zespołu jest niekomfortowe – inne przyzwyczajenia, dla mechaników inne części, inne narzędzia itd.
Z Jakubem Gerberem rozstałeś się w mało ciekawych okolicznościach i potem na prawym wylądował Daniel Dymurski. W jaki sposób wybór padł właśnie na niego? Czyżby to, że "Lopez" pochodzi z okolic Ząbkowic Śląskich - całkiem niedaleko od Wrocławia też miał wpływ? Czy było to zupełnie bez znaczenia? Rzeczywiście odbył się taki mały nieoficjalny casting przy naborze nowego "umysłowego"?
- Po pierwsze jeśli chodzi o moje rozstanie z Gerberem, to decyzję taką podjął nasz manager Wojciech Dobrzyński. Wiem na jakiej podstawie podjął taką decyzję, ale nie chcę tego komentować i uważam, że miał stuprocentową rację. Zawsze mówię wszystko bardzo otwarcie i uważam, że Kuba zachował się bardzo niewłaściwie, bardzo nietaktownie i bynajmniej nie chodziło tutaj wyłącznie o to, że wystartował z kolegą Chwistem, ale chodziło też o inne rzeczy. Także ja zaakceptowałem decyzję naszego szefa i znalazłem nowego pilota. Faktycznie dostałem nie dziesiątki, a chyba nawet ponad sto maili od różnych pilotów z propozycjami wspólnych startów. Dziękuję wszystkim. Starałem się na wiele z nich odpowiedzieć, jeśli na któreś z nich nie odpowiedziałem to z tego miejsca bardzo przepraszam. Natomiast jeśli chodzi o "Lopeza" to znamy się od dłuższego czasu. Ja o nim już myślałem od jakiegoś czasu, ale był zajęty i jeździł z Mariuszem Pelikańskim, a później z kolegą Rzeźnikiem. Dowiedziałem się, że ten ostatni pojechał jeden rajd z innym pilotem i wtedy po prostu zapytałem Daniela. Zaproponowałem mu wspólne starty, oczywiście wcześniej robiąc małe rozpoznanie czy nie będzie zajęty, bo nie chciałbym być źle odebrany przez jego ówczesnego kierowcę – Rzeźnika. Tak to się potoczyło, pojechaliśmy na wspólne testy i skończyło się chyba fantastycznie, bo podczas pierwszego startu w Rajdzie Warszawskiej Barbórki wygraliśmy. Także "Lopez" to świetny pilot i świetna osobowość, to naprawdę taka dobra dusza naszego zespołu. Nie znam ani jednej osoby w naszym zespole czy gronie wspólnych znajomych, która mogłaby mu coś zarzucić czy kiedykolwiek się na nim zawiodła. To jest po prostu prawdziwy przyjaciel.
Kończąc już naszą rozmowę nie wypada nie zapytać jaki masz plan na końcówkę sezonu, który Ty, a także Sebastian Frycz chyba spisaliście już na straty? W tej chwili po dwóch czwartych miejscach i trzeciej pozycji w Karkonoszach jednak Twoje szanse na niezłą pozycję na koniec sezonu jednak wróciły. Teoretycznie szanse na podium są jeszcze realne choć będzie trudno, więc jak swoje szanse w dwóch nadchodzących rajdach widzi Wicemistrz Polski 2007?
- Absolutnie to jest już wszystko przekreślone i absolutnie nie mamy żadnych szans na podium. Myślę, że pozostanie w pierwsze piątce Mistrzostw Polski będzie i tak, jak na tak "dziadowski" sezon w naszym wykonaniu jakimś sukcesem, aczkolwiek nie taki był mój plan na ten rok. Plan był taki, że jedziemy początek sezonu "dwunastką", wyciskamy z niej ostatnie "soki". Pierwszy dzień Mistrzostw Polski 2008 szedł po dobrej drodze, ale później już nie było tak dobrze. "Czternastka" mocno nas rozczarowała i już po pierwszy testach wiedzieliśmy, że będzie bardzo źle. Po pierwszych dwóch startach to był dramat. Ja już nawet rozważałem możliwość zakończenia kariery i zaproponowałem zespołowi, że jeżeli ten nie zezwoli na zmianę samochodu, to żeby zapewnił sobie innego kierowcę, bo ja już traciłem motywację. Dla mnie po zeszłym sezonie nie jest ambicją ścigać się z Sebastianem Fryczem, który też wtedy jechał "czternastką" o miejsca numer dziesięć, jedenaście, dwanaście czy coś w tym stylu. To nie miało sensu. To był strata pieniędzy, czasu nas wszystkich, a dla mnie wyglądało to w ten sposób, że nie miałem już chęci jechać na rajd. Także sądzę, że ten sezon jest już na straty, ale oczywiście dam z siebie wszystko, żeby te dwa ostatnie rajdy sezonu wyszły jeszcze pozytywnie. Jednocześnie muszę jeszcze pamiętać o tym, żeby nie szaleć za bardzo Peugeotem, bo w ogóle nie mamy do niego części zapasowych i poza tym jesteśmy mocno poza budżetem i najgłupszą rzeczą, którą mógłbym zrobić, która by mnie pogrążyła totalnie i była takim przysłowiowym gwoździem do trumny, to gdybym podczas pierwszego mojego startu tym samochodem na Rajdzie Rzeszowskim go "skasował" kompletnie, gdzieś wypadał z drogi i rozbił. Wtedy byli byśmy zupełnie "pozamiatani". Jednak stwierdziliśmy, że budujemy powoli prędkość – Rzeszowski, później Karkonoski, choć myślałem, że pójdzie lepiej. Zobaczymy jeszcze jak pójdzie na szutrach na Orlenie, a Dolnośląski chciałbym, żeby był takim rajdem, gdzie będę bardziej walczył. Jak nam wyjdzie zobaczymy.