Marcin Bułka rozbił ponad 500-konne Lamborghini. Tomasz Kuchar apeluje o obowiązkowe szkolenia

Marcin Bułka rozbił się wypożyczonym Lamborghini Huracan EVO Spyder. Przykład piłkarza PSG pokazuje, jak ważne jest odpowiednie szkolenie kierowców. Tomasz Kuchar apeluje, by kursy z zakresu bezpiecznej jazdy stały się obowiązkowe.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Uszkodzone Lamborghini, którym kierował Marcin Bułka Instagram / Uszkodzone Lamborghini, którym kierował Marcin Bułka
Do wypadku Marcina Bułki doszło w nocy ze środy na czwartek pod Wyszogrodem. 20-letni piłkarz Paris Saint-Germain prowadził ponad 500-konne Lamborghini Huracan EVO Spyder, które należało do jednej z wypożyczalni. Policja ciągle ustala szczegóły zdarzenia.

Przykład bramkarza PSG pokazuje, że z umiejętnościami kierowców na polskich drogach bywa różnie. - Nie chcę komentować tego konkretnego przypadku, bo nie znam jego szczegółów. Jednak jako posiadacz akademii bezpiecznej jazdy i ośrodka doskonalenia techniki jazdy Driveland, próbkę możliwości naszych kierowców mam każdego dnia - powiedział WP SportoweFakty Tomasz Kuchar, wielokrotny rajdowy i rallycrossowy mistrz Polski i uczestnik mistrzostw świata WRC, od lat ceniony ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Kuchar zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz. Pojazd o mocy ponad 500 KM na drodze publicznej wcale nie musi być większym zagrożeniem niż zwykły samochód miejski. - Pod kątem szkoleń, nie widzę tu różnicy. Nawet ktoś mający auto z silnikiem 50 KM może stanowić dla siebie i innych śmiertelne zagrożenie. Wszystko zależy od poziomu świadomości i wyszkolenia kierowcy. Niestety mamy z tym w Polsce potężny problem - stwierdził.

ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"

Zdaniem polskiego rajdowca, należałoby się zastanowić nad tym, aby szkolenia z bezpiecznej jazdy były obowiązkowe w naszym kraju. - Stoję na stanowisku, że każdy powinien okresowo takie szkolenie przejść, aby zweryfikować, co potrafi jego samochód. Ludzie kupują auta z nowoczesnymi systemami, a czasem nawet nie wiedzą jak one działają. Nie mają świadomości, że w określonej sytuacji ten system może już nie pomóc. Czasem też klienci mojej akademii chcą spróbować swój nowy samochód, zastosowane w nim nowe rozwiązania. I nie słyszałem, by jeszcze ktoś był rozczarowany - zdradził Kuchar.

W Polsce w przypadku kursu na prawo jazdy musimy zaliczyć 30 godzin za kierownicą samochodu z "elką". W powszechnej opinii to za mało, aby nauczyć się jeździć. Kuchar zgadza się z poglądem, że taka liczba godzin może wystarczyć do zdania egzaminu na prawo jazdy, ale w większości przypadków wcale nie oznacza, że taki kierowca umie już jeździć.

- Widzę ludzi na szkoleniach, którzy nie powinni wsiadać za kierownicę, a mają prawa jazdy. Kierowcy ci często mają samochody z silnikami o mocy kilkudziesięciu koni mechanicznych i też są zagrożeniem na drodze, a o tym się nie mówi, bo to nie są celebryci czy gwiazdy z pierwszych stron gazet. Czasem kursanci mają do wykonania ćwiczenie na płycie poślizgowej przy 40 km/h i się śmieją, że to przecież żółwie tempo. Dopiero potem słyszę słowo "masakra" i to kilkadziesiąt razy dziennie. Dochodzi do nich, co by się stało, gdyby w takiej sytuacji mieli np. 80 km/h - ocenił Kuchar.

- Dlatego podkreślę jeszcze raz. Każdy powinien przejść profesjonalne szkolenie raz na jakiś czas. Po to, by nabyć umiejętności i świadomość fizyki działającej na samochód. Bo konie mechaniczne nie mają tu znaczenia. Można mieć 50 KM, można mieć 500 KM. Wystarczy odrobina prędkości, by poczuć fizykę, jak ciężko zatrzymać pojazd z prędkości A, B, C. Jak opanować go w trudnej sytuacji - dodał polski kierowca.

Pozytywna informacja jest taka, że wśród Polaków rośnie świadomość w zakresie bezpiecznej jazdy i konieczności regularnych szkoleń. Są one stosunkowo tanie - mowa o kilkuset złotych za kurs. Jego dokładna cena zależna jest od zakresu zadań, od tego czy kursant zgłasza się z własnym pojazdem, itd.

- My głównie obsługujemy korporacje. Natomiast obserwujemy potężny wzrost zainteresowania u klientów indywidualnych względem chociażby tego, co działo się 10 lat temu. To pączkuje, bo ktoś przyjdzie i okazuje się, że był nieświadomy swoich umiejętności i możliwości pojazdu. Taka osoba dzieli się wrażeniami z kimś bliskim i on też do nas przychodzi - podsumował Kuchar.


Czytaj także:
Boniek wbił szpilkę Bułce po wypadku
Nowe informacje ws. wypadku Marcina Bułki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×