- W fazie grupowej rozgrywek będę kibicował Słowakom i namawiam do tego wszystkich Polaków. Po pierwsze ze względu na to, że pokonali nas w eliminacjach i należy im się za to szacunek z naszej strony. A po drugie to nasi zaprzyjaźnieni sąsiedzi - przekonywał Lubaszenko w rozmowie z PAP.
- Osobiście mam jeszcze jeden powód, aby trzymać kciuki za Słowację. Występuje tam mój ulubiony piłkarz, który do niedawna grał w Polsce - Jan Mucha - dodał aktor.
Słowacki bramkarz do 1 lipca jest zawodnikiem Legii Warszawa, której od ponad 20 lat Lubaszenko kibicuje. Latem Mucha przeprowadza się do angielskiego Evertonu. Właśnie o finale mistrzostw świata z udziałem Anglików marzy aktor.
- Dla mnie wymarzony finał to spotkanie Argentyny z Anglikami. Te zespoły prezentują zupełnie odmienne style gry i ich starcie byłoby pasjonujące. Ciekawy jestem jak wypadłaby wirtuozeria Argentyńczyków w starciu z niesamowitą determinacją i szybką, silną grą Anglików - powiedział.
- Poza tym oba zespoły mają sobie coś do wyjaśnienia. Pamiętamy przecież głośną sytuację z mistrzostw świata sprzed 12 lat, kiedy David Beckham obejrzał czerwoną kartkę po starciu z Diego Simeone (Argentyńczyk faulował Beckhama po czym sam padł na murawę udając, że został uderzony przez Anglika. Sędzia dał się nabrać i wyrzucił "Becksa" z boiska - PAP). Natomiast z politycznego punktu widzenia nasuwa się konflikt o Falklandy - dodał.
Reżyser m.in. "Sztosu", "Chłopaki nie płaczą", czy "Poranku kojota" od lat gra w piłkę w reprezentacji polskich aktorów. Teraz z niecierpliwością czeka na turniej w RPA, choć faworyci w jego mniemaniu ostatnio nieco się zmienili.
- Po wtorkowym meczu Polaków muszę przyznać, że do rangi głównego faworyta wyrosła Hiszpania. Po tym meczu darzę ten zespół dużym szacunkiem. Spodziewałem się, że drużyna, która dwa lata temu wygrała mistrzostwa Europy zachłysnęła się tym sukcesem. Tymczasem Hiszpanie udowodnili, że są bardzo poważnym kandydatem do wygrania najbliższego mundialu. Trudno wymieniać wszystkie osobowości w tym zespole, ale chciałbym jedynie zwrócić uwagę na Andreasa Iniestę. Jego gra to był kosmos -stwierdził Lubaszenko.
Co ciekawe, Lubaszenko nie stawia w tym turnieju na wysokie miejsce Brazylii, którą większość fachowców uznaje za głównego kandydata do mistrzostwa świata.
- Bardzo cenię Brazylijczyków, ale tylko indywidualnie. Jako zespół grają już bardzo wolno i mało efektownie. Poza tym nie może być tak, że na każdych mistrzostwach Brazylia jest wysoko, bo to byłoby nudne. Myślę, że tym razem zawiodą swoich kibiców - ocenił Lubaszenko. - Niespodzianek natomiast spodziewam się ze strony Meksyku i USA. Te zespoły od dawna są mocno niedoceniane, a ostatnio poczyniły ogromne postępy.