Po pierwszej bramce w meczu z San Marino, polscy piłkarze podbiegli do Leo Beenhakkera. Jedynym, który tego nie zrobił, był Ebi Smolarek, który pozostał przy środkowej linii boiska. - Nie podbiegłem do selekcjonera, gdyż znajdowałem się po lewej stronie boiska. W ten sposób się oszczędzałem. Chciałem mieć po prostu więcej sił, by strzelić więcej bramek - tłumaczył po końcowym gwizdku arbitra Ebi.
- Podbiegnięcie do selekcjonera nie było zaplanowaną akcją. Po meczu podałem rękę trenerowi. Nie chciałbym, żeby w czwartkowej prasie ktoś napisał, że czuję się obrażony. Uważam, że mam dobry kontakt z Leo Beenhakkerem. Nawet gdybym w środę usiadł na ławce, to nie obraziłbym się na trenera, ponieważ to on o wszystkim decyduje. Jak nie grałem, to nie marudziłem, nie wyjeżdżałem z kadry, lecz solidnie trenowałem. Poza tym nie gram dla trenera, tylko dla Polaków - dodał Smolarek.
Piłkarz Boltonu Wanderers strzelił San Marino trzy bramki. Najpiękniejsza była zdecydowanie ta ostatnia, na 9:0, zdobyta tzw. nożycami. - Ten gol nie był najładniejszym, jaki strzeliłem dla reprezentacji. Najładniejszy dopiero będzie - powiedział Ebi. Ale piłkę z meczu zabrał do domu. - Będzie leżała na specjalnej półce - zdradził.